Żyć w luksusie to trza umieć cz. 11

13 5 54
                                    

Od razu skierował się do łazienki i nastawił panel sterowania temperaturą wody na to, co dla niego było prawie wrzątkiem i zaczął napełniać wannę. Poszedł do salonu i z komody wydobył kilka różnej wielkości świec w pastelowych kolorach. Ustawił je w łazience i zapalił. Wrócił do salonu po zimnego szampana i wraz z dwoma kieliszkami również zaniósł do łazienki. Sprawdził, czy z ręcznikami wszystko okej. Kiedy ponownie znalazł się w salonie, podszedł do sprzętu stereo. Na leżącym przy nim pilocie z wyświetlaczem wszedł w ustawienia głośników i przełączył na te w łazience.

– Kurwa... – westchnął. – Jak ja wejdę do tej wody?

Co innego stanąć pod rozproszonym strumieniem deszczownicy, gdzie nawet zbyt gorąca woda nie czyni na skórze takiego spustoszenia, a co innego zanurzyć się w ukropie. Odwrócił się w stronę drzwi, kiedy usłyszał, że wchodzi Weronika. Zostawił je otwarte na całą szerokość, bo domyślił się, że niosąc tacę, będzie mieć kłopot z otwarciem, czy choćby zapukaniem.

– No, proszę – powiedział na jej widok. – I to jest zadanie w skali dziesięć na dziesięć wykonane na jedenaście.

Odebrał od niej jedzenie i postawił na stoliku. Podszedł i pocałował ją, przyciągając do siebie.

– Chodź – powiedział i poprowadził ją przez sypialnię do łazienki.

– No, proszę – powtórzyła po nim. Na ustach błąkał się jej uśmiech. – I jest mycie, w wersji luksusowe spa... Całkiem całkiem, panie Greves. A jak już jedziemy w romantyczność na pełnej, to mam tam truskawki do tego szampana – dodała, widząc przygotowaną butelkę.

– Widziałem... – westchnął. – I nawet miałem zaproponować, żebyśmy wzięli, ale myślałem, że już i tak przeginam z banalnym romantyzmem. Wiem, że nie do końca to jest w twoim stylu, ale ja takie rzeczy lubię, więc najwyżej udawaj, że tych świeczek nie ma. – Mrugnął do niej. – Pójdę po te truskawki. I po pilota, bo gdyby ci się któraś z piosenek wydawała wapniacka, to można przeskoczyć na następną. – Muzyka sączyła się z głośników bardzo dyskretnie. – Ostrego metalu nie mam w zasobach i to jest jedyna zła wiadomość na teraz – uśmiechnął się.

– Jakoś to przeboleję – zapewniła go. Tak naprawdę nie przeszkadzały jej ani świece, ani delikatna muzyka, chociaż rzeczywiście to nie było w jej stylu. Ale przy Jeysie czuła się dobrze nawet w takich cukierkowych dekoracjach. – Mniemam, iż ze zrzuceniem odzienia mam zaczekać na ciebie?

– Zaczekaj – potwierdził. – Zzujemy ze się wzajemnie – rzucił i poszedł po owoce i pilota.

Kiedy wrócił, wanna zdążyła się napełnić i automatyczny czujnik odciął dopływ wody.

Jeys położył miseczkę na szerokiej półce w ściennej niszy tuż nad wanną.

– Tym razem ja zacznę – powiedział, podciągając jej bluzkę do góry.

Poddała się jego dłoniom z przyjemnością, współpracowała przy ściąganiu odzieży.

– Chcesz sobie popatrzeć, co? – spytała nieco zadziornie.

– Kto by nie chciał? – odparł. A po chwili dodał: – Max i Carly? – Roześmiał się.

– Może by zerknęli z ciekawości... Na ciebie za to patrzyliby chętnie. Chociaż Max to praktycznie twoja rodzina, wątpię, by był zainteresowany w ten sposób. Zawsze zostaje mu Rean. – Też się zaśmiała. Gestem dała mu znak, że chce, by się odwrócił.

– Zdejmiesz sobie koszulkę? – spytała. – Za duży jesteś, nie dosięgam...

– Mają tam dziś Reana tylko dla siebie – odparł pogodnie i zdjął koszulkę. – Trójkąt męski elegancki...

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz