Żyć w luksusie to trza umieć cz. 12

13 5 41
                                    

Weszła do wanny i klęknęła tyłem do niego. Użyła żelu i delikatnie zaaplikowała sobie zatyczkę w odpowiednią dziurkę. Nie miała za wiele doświadczenia z takimi zabawkami, ale zdarzyło jej się używać czegoś takiego. Zamiast klejnotu miało ogon ze sztucznego futerka, a ona założyła też opaskę z kocimi uszami i obróżkę z dzwoneczkiem... Bawili się z Filipem w tresowanie kotki, co było interesujące, ale teraz czuła się inaczej, pewniej, lepiej.

Odwróciła się i wpakowała Jeysowi na kolana, zarzuciła mu ręce na szyję.

– Czy mógłby pan zabrać mnie na małą przejażdżkę? Byłabym bardzo zobowiązana... – spytała z zalotnym uśmiechem na ustach.

– Ty... nieobliczalna jesteś... – Jeys natychmiast chwycił ją w objęcia, mocno i pewnie, kierując tak, żeby usiadła w odpowiedni sposób.

Wydawało mu się, że teraz jego krew i skóra mają dużo wyższą temperaturę niż woda, w której byli zanurzeni. Jego dłonie przesuwały się po jej mokrym ciele gładko i łatwo. Najpierw pozwolił jej przez chwilę kontrolować tempo, a potem sam zaczął je narzucać zaciśniętymi na biodrach dziewczyny rękami, które za chwilę zsunął pod jej pośladki.

Korek potęgował doznania, więc z jej strony to nie potrwało długo. Pozwoliła się prowadzić, nie zwracała uwagi na to, że chlapią, że jęczy, a nawet krzyczy tak głośno, że ktoś przechodzący korytarzem mógłby to usłyszeć... Liczył się tylko Jeys i ta... przejażdżka. Znów, drugi raz tego dnia, opadła z sił, ale trzymała się jeszcze w pionie, ciężko dysząc, bo Jeys nie powiedział ostatniego słowa.

– Dasz radę poświęcić mi jeszcze chwilę? – spytał szeptem i nie czekając na odpowiedź, ustawił ją w taki sposób, żeby oparła się plecami o ściankę wanny, a jej nogi uniósł tak, by oprzeć sobie na ramionach. Sam znalazł się tuż przed nią, usiadł na podkurczonych nogach i w ten sposób – w pełni już kontrolując sytuację – osiągnął swój finał, z głębokim, pełnym błogiego zadowolenia westchnieniem.

Kiedy skończył ją całować, długo i zapamiętale, pochylając się nad nią, oparty rękami o brzeg wanny, wyprostował się i patrząc na jej tonące w błękitnej poświacie, doskonale zbudowane ciało, odezwał się:

– To teraz możemy wypić za najlepszą parę w tej galaktyce.

– Heh, tak – odpowiedziała. Wciąż drżała i czuła zmęczenie, nie tylko seksem, ale i całym długim dniem. – I zjeść coś może też? – Wyciągnęła dłoń, by Jeys pomógł jej wstać.

– Nawet nie pytaj, jaki jestem głodny... Ale i cholernie... – chciał powiedzieć "szczęśliwy", ale w szczęście przestał wierzyć jakiś czas temu, a poza tym nie potrafił poczuć się szczęśliwy, wiedząc, że... – zadowolony – dokończył. – To co? Czas się umyć i zmienić miejsce zakotwiczenia.

– W Japonii biorą prysznic przed kąpielą, a my właśnie wzięliśmy kąpiel przed prysznicem? A jeśli o zakotwiczanie chodzi, to zakotwiczałam się sama, ale ty mnie odkotwiczysz... Pociągnąć będziesz musiał za ten szafir plastikowy, delikatnie, ale stanowczo. Ale to tak pod sam koniec, na razie może tam jeszcze zostać.

– Tylko żebym ja ci coś nie zrobił, bo... wiesz... A jeśli o zakotwiczeniu mówisz w takim kontekście, to można powiedzieć, że podwójna kotwica... – Sam pokręcił głową z dezaprobatą. – Deprawujesz mnie. Chyba... – stwierdził z uśmiechem.

– Opór jest bezcelowy, zostaniesz zdeprawowany – sparafrazowała słynny cytat ze "Star Treka". – Zresztą nie widzę, żebyś się opierał... Chodź, jak mnie namydlisz porządnie, to wyjdzie bez problemu. I wodę możesz ustawić trochę chłodniejszą niż zwykle, wiesz, w uznaniu zasług. – Cmoknęła go w ramię.

Sztuka latania (Apokryfy III)Where stories live. Discover now