Koń plus skrzydła równa się pegaz cz. 10

23 5 98
                                    


Jeys poprowadził ją do kuchni. Boris krzątał się przy wyspie na środku pomieszczenia. Przygotowywał coś, co pewnie miało znaleźć się na stole, do dyspozycji tych, którzy mogą w każdej chwili zgłodnieć.

– To znowu ja – powitał kucharza. – A to Weronika – dokonał prezentacji.

– Dzień dobry. – Boris przywitał dziewczynę, nie odrywając się od swoich zajęć. – Mogę w czymś pomóc?

– Potrzebujemy duży karton. Pudło takie... Jak największe – powiedział Jeys.

– Karton? Pudełko takie puste? – Kucharz wolał się upewnić.

– Tak. Duże. Bardzo duże, jeśli masz.

Boris odłożył na chwilę nóż, którym siekał zieleninę, podrapał się po głowie.

– Takie naprawdę duże, to nie wiem... Jeśli coś jest, to w spiżarni, naszykowane do wyrzucenia. Tutaj. – Ruszył w stronę odpowiednich drzwi.

Jeys poszedł za nim, nie puszczając ręki Weroniki.

– Boris, ty po rosyjsku mówisz, tak? – zapytał.

– Da, znaczy się tak – odpowiedział kucharz. Rosyjski był jego językiem ojczystym.

– Weronika jest z Polski. I zna twój język – oświadczył Jeys i zabrzmiała w jego tonie jakby nutka dumy.

– Znam rosyjski, moja przyjaciółka pochodzi z Sankt Petersburga, pomogła mi się nauczyć – powiedziała Weronika po rosyjsku.

– Bardzo dobrze, ale słyszę zachodni akcent – mruknął kucharz w tym samym języku.

– Cóż, nie umiem tak miękko mówić, nic na to nie poradzę. A ty, Jeys, nie znasz rosyjskiego? – wróciła do angielszczyzny.

– Akurat nie – odparł. – Ale przynajmniej już teraz wiem, dlaczego Rean tak się wkurwiał, jak rozmawialiśmy po niemiecku. To rzeczywiście dziwne uczucie, nie rozumieć...

– Spokojnie, nic nie knujemy. – Potem musi spytać Jeysa, dlaczego rozmawiali po niemiecku, skoro Rean nie znał tego języka. – Pewnie są jakieś języki, w których ty potrafisz mówić, a ja ich nie znam.

– Tutaj trzymam kartony – powiedział Boris, wskazując im kilka rozłożonych na płasko kartonów wciśniętych pomiędzy jakąś półkę a ścianę. – To wszystko?

– Tak – odpowiedział Jeys. – Wybierz taki, który będzie najlepszy – zwrócił się do Weroniki. – Znam włoski, na przykład – powiedział.

– O proszę, a ja nie. Hiszpańskiego chciałabym się nauczyć, ale to może za jakiś czas. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Ten karabin ma opcję ognia pojedynczego?

Kucharz odszedł do kuchni, miał do zrobienia ważniejsze rzeczy niż jakieś wybieranie kartonów i dyskusje o językach.

– Jeśli to karabin snajperski, to pewnie ma – odparł. – Hiszpański też znam – rzucił. – Boris, daj no mi tam coś na szybko. Kanapkę jakąś masz? Albo cokolwiek...

– Oczywiście, że coś się znajdzie, zapraszam. – Kucharz zawołał Jeysa z powrotem do kuchni. Weronika wzięła trzy największe kartony, dla pewności, po czym poszła za mężczyznami.

Boris postawił przed nimi talerz pełen panierowanych kawałków kurczaka i miseczkę z domowym sosem czosnkowym.

– Uwielbiam cię, człowieku! – Jeys wyraźnie się ucieszył. – Chcesz trochę, Vera? Świetne – dodał z pełnymi ustami. – Zajebiste!

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz