Żyć w luksusie to trza umieć cz. 7

14 5 60
                                    

Jeys zdjął jedno z siodeł przyniesionych przez Reana i obejrzał je z zainteresowaniem. Paski wydawały się mniej więcej takie same, jak u siodła, którego używał uprzednio. Faktycznie, inny był tylko kształt. Podszedł do Phobosa. Koń stał spokojnie i sprawiał wrażenie, jakby nie tylko przysłuchiwał się ich kretyńskim dialogom, ale nawet je rozumiał.

– Mówiłem ci, że pojeb – powiedział do niego Jeys, mając na myśli Reana. – Ale to się tam dziewczyny będą z nim użerać...

Zaczął siodłać Phobosa, ale zauważył, że wraca Rean.

– Przecież ja to siodło swoje chyba muszę wziąść – powiedział.

– Ja pierdolę, Rean! Wziąć! Dać, wziąć, podać, otrzymać, jak nie możesz zapamiętać, to skojarz z "kurwa mać"!

– Ty normalny jesteś, Jeys? – spytał Rean spokojnie i zdjął swoje siodło z ogrodzenia. Nie czekając na odpowiedź, udał się w stronę wybiegu, gdzie kazała mu pójść Weronika.

Spotkali się przed bramą. Kazała Reanowi na razie powiesić siodło na płocie, ze swoim zrobiła to samo. Kij od szczotki oparła o ogrodzenie.

– Jeys na ciebie krzyczał, czy mi się wydawało? – spytała.

– Nie, nie krzyczał. Ryja darł – wyjaśnił Rean uprzejmie.

– A, to praktycznie to samo – stwierdziła z uśmiechem. – Chodź, przeleziemy przez płot – zasugerowała. – Będziesz teraz świąteczne gacie panienkom zakładał.

Rean uniósł brwi. Był pewny, że Jeys zarobi jakąś karę, za darcie pyska, ale szybko przeniósł swoje zainteresowanie na to, co powiedziała Weronika.

– Ja bym tam wolał zdejmować, ale... Dobra, wiem, żeby zdjąć, trzeba najpierw założyć, a żeby wyjąć... – nie skończył, bo właśnie znaleźli się przy jednym z koni.

– Proszę, oto twoja panienka. Westa, to jest Rean, Rean, to jest Westa, poznajcie się. – Weronika dokonała prezentacji. Oczywiście ta ciekawska klacz, przewodniczka stada, podeszła do nich pierwsza. – Masz, marcheweczkę jej daj, tylko ostrożnie, tak na otwartej dłoni, żeby cię w paluchy nie dziabnęła.

Rean odruchowo i bezwiednie skinął głową koniowi. Nie myślał o tym, co robi, bo zaczął być trochę przejęty swoją nową rolą. Wziął od Weroniki marchewkę.

– Nie odgryzie mi ręki? – upewnił się i położył warzywo na otwartej dłoni. Ostrożnie podsunął dłoń do końskiego pyska.

Weście nie trzeba było marchewki dwa razy pokazywać, zjadła ją praktycznie od razu i wyciągnęła pysk, szukając więcej smakołyków.

– No dobrze, teraz ona już tak szybko nie odejdzie, możesz ją pogłaskać po pysku i po szyi – podpowiedziała Reanowi. – A, i ważne jest, że przy koniu nie krzyczymy i nie wykonujemy gwałtownych ruchów, bo nie chcemy go płoszyć niepotrzebnie.

– I dlatego miałem nadzieję, że Jeys opierdol dostanie – odparł. – Ale może specjalnie tak zrobił, żeby potem, wiesz, te pozycje...

Rean dotknął zwierzęcia i postanowił wykazać się trochę większą odwagą, bo uznał, że takiemu twardzielowi jak on nie przystoi okazywać niepewności, nawet jeśli zwierzę było dużo większe od niego.

"Koń to jest – myślał. – Normalnie, koń. Nie jebany tyranozaur rex."

– Technicznie rzecz biorąc, masz rację... To co, dowalić mu jeszcze z dziesięć? – spytała, patrząc, jak Westa obwąchuje Reana w poszukiwaniu marchewek.

– Jeśli o mnie chodzi, to ja bym mu te dziewięć odebrał i niech odwala rękodzieło. – Rean wydawał się już zaprzyjaźniony z koniem, a koń sprawiał wrażenie, jakby nie miał nic przeciwko Reanowi.

Sztuka latania (Apokryfy III)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz