Prolog.

55 0 0
                                    

Stojąc na wąskim balkonie swojego mieszkania na warszawskim Ursynowie, przywitałam pierwsze wiosenne promienie porannego słońca. Spoglądałam na zatłoczone ulice i miejski pejzaż, który rozpościerał się przede mną jak żywa mozaika. Warszawa była moim domem, ale serce podpowiadało mi, że moje prawdziwe miejsce jest gdzie indziej – być może w zaciszu Bieszczad, w otoczeniu dzikiej przyrody, gdzie mogłabym oddychać pełną piersią, z dala od miejskiego zgiełku.

Od najmłodszych lat dobrze wiedziałam czego chcę od życia. Wiedziałam, że chcę tworzyć przestrzenie, które będą inspirować i służyć ludziom przez pokolenia. Architektura była moją pasją. Studia na Wydziale Architektury w Warszawie były dla mnie nie tylko marzeniem ale i przygodą która pozwoliła rozwijać skrzydła. 

Wiatr zmiany zaczął wiać w moim życiu od momentu, gdy zdecydowałam się wziąć udział w konkursie architektonicznym, celem którego było uzyskanie najlepszej pod względem architektonicznym, przestrzennym i funkcjonalno-użytkowym koncepcji urbanistyczno-architektonicznej nowej siedziby Teatru w Dreźnie. Byłam wówczas świeżo upieczoną absolwentką architektury, pełną pasji i z głową pełną pomysłów, ale bez doświadczenia, które mogłoby przekonać do mnie branżę. Konkurs był moją szansą, by pokazać się światu. Przez miesiące pracowałam nad swoim projektem każdą wolną chwilę poświęcając na dopracowanie każdego szczegółu. Mój projekt był odważny, nowatorski wyróżniający się na tle architektury miasta ale postanowiłam zaryzykować i spróbować wyróżnić się z tłumu. 

Wchodząc do sali, w której miały zostać ogłoszone wyniki konkursu, czułam, że ten dzień będzie inny. Adrenalina płynęła w moich żyłach, a serce biło w rytmie nadziei, która od czasu złożenia projektu była moją nieodzowną towarzyszką.

– Ten projekt jest jak oddech świeżości w dusznym pokoju – rozbrzmiały słowa, które jako jedyne tak mocno zapadły mi w pamięć – Gratuluję pani, Liliano Różo Król. Pani projekt jest najlepszym, jaki przyszło nam oceniać w ostatnich latach.

Zwycięstwo otworzyło przede mną drzwi, o których marzy każdy młody architekt – dostałam propozycję pracy w największej i najbardziej renomowanej firmie architektonicznej w kraju. Była to firma, której projekty zmieniały oblicze miast nie tylko w Polsce, ale i za granicą, a jej założyciel, Shawn Ellis, Polak o tureckich korzeniach, był legendą w branży. Byłam przeszczęśliwa, ale też przerażona. Czy sprostam oczekiwaniom?

Z relacji pracowników i jego znajomych wynikało, że Shawn był szefem wyjątkowo wymagającym, ale dysponującym potężnym zapleczem doświadczenia i wiedzy, której pragnęłam się nauczyć. Początki w firmie nie były łatwe, a poziom pracy – bardzo wysoki. Mimo talentu i determinacji musiałam zmierzyć się z dystansem kolegów i koleżanek z pracy, którzy przyjęli mnie z lekką rezerwą. Byłam nowa, młoda, a mój sukces w konkursie wywołał mieszane uczucia. Jednak nie poddałam się i dzień po dniu, mimo lekkich potknięć, udowadniałam swoją wartość, wyczucie architektoniczne oraz to, że moje miejsce wśród najlepszych nie było dziełem przypadku. Z dystansu, który dzielił mnie ze współpracownikami, wyrosła więź szacunku i zaufania. Z dnia na dzień stawałam się osobą, o której zaczęto mówić w środowisku.

Shawn, który poświęcał mi bardzo dużo czasu, aby mnie wdrożyć i nauczyć jak najwięcej w możliwie krótkim czasie, z każdym dniem stawał się milszy i bardziej uśmiechnięty, przez co coraz mniej mnie onieśmielał. Początkowo starałam się to ignorować, skupiając się na pracy, ale z czasem zaczęłam dostrzegać w nim coś więcej niż tylko mentora i przełożonego. Nasze rozmowy, początkowo ograniczające się do wymiany zdań na temat projektów i planów, stały się dłuższe i często wykraczały poza ramy zawodowe. Były przepełnione śmiechem i wymownymi spojrzeniami, które mówiły o wiele więcej niż słowa. Nasze relacje zaczęły ewoluować w coś głębszego, mimo obaw uczucie zaczęło kiełkować.

Pewnego dnia, gdy byłem całkowicie pochłonięty pracą nad projektem, zostałem zaproszony do gabinetu szefa na rozmowę, która miała zmienić bieg mojej kariery.

– Za tydzień wyjeżdżam do Turcji wraz z delegacją naszej firmy i chciałbym, abyś towarzyszyła mi – powiedział bez ogródek, gdy podeszłam bliżej.

– Wiesz, że w porównaniu do was jestem jeszcze na początku drogi w tej dziedzinie – wyraziłam swoje zaniepokojenie.

– Lilka, zacznij doceniać swoją pracę – zaśmiał się. – Nikt z mojego biura nie ma za sobą tylu nowatorskich projektów, o których mówi się na łamach architektonicznych magazynów. Wiem, że przez swój młody wiek i stosunkowo krótkie doświadczenie czujesz się mniej pewna niż reszta, ale zapewniam cię, jesteś jednym z moich najlepszych architektów, a twoje pomysły w Turcji zrobią piorunujące wrażenie – zapewnił mnie.

– Nie znam języka tureckiego, jak mam się dogadać z klientami?

– Spokojnie, będę nad tobą czuwał, zarówno zawodowo, jak i prywatnie – zadeklarował. – Nie daj się prosić, potrzebuję cię – oznajmił, podchodząc i delikatnie całując mnie w policzek. – To coś więcej niż delegacja, to misja, która ma pokazać, że polscy architekci mają się czym pochwalić na arenie międzynarodowej.

– Shawn, ciebie znają na całym świecie, więc nikt nie ma wątpliwości, że jesteś jednym z najlepszych w tej branży.

– Czas, aby poznali ciebie, Liliano Różo Król – uśmiechnął się, biorąc mnie w delikatny uścisk. – Nie martw się, będę cię wspierał, a ty będziesz przy mnie bezpieczna.

Czułam mieszankę ekscytacji i niepokoju, jednak zapewnienie ze strony Shawna przeważyło szalę. To miała być nie tylko okazja do zdobycia cennego doświadczenia, ale i czas, który mógł zdefiniować moją przyszłość zarówno w firmie, jak i poza nią, przy boku Shawna.

Czy byłam gotowa na to, co miało nadejść? Czas pokaże.

Udowodnię Ci....a później....Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum