Rozdział 12.

14 0 0
                                    

- Dzień dobry - przywitałam się z uśmiechem z pierwszymi pracownikami, którzy już byli w biurze. Nie chciałam dawać po sobie poznać że jestem zła i rozżalona. 

Wszyscy odpowiadali prawie szeptem, z uśmiechami, ale ich oczy zdradzały zmęczenie, a ręce, które trzymali na głowach, były jak flagi poddania.

- Kac? - zażartowałam lekko.

- A weź, przez najbliższe pół roku nie tknę się alkoholu -  wyznał blady jak ściana Akman, a jego głos brzmiał jakby dochodził z daleka, zatopiony w bólu głowy.

-To samo mogę powiedzieć - dodała Blanka, opierając głowę na biurku, jakby to była jedyna rzecz na świecie, która mogła ją teraz utrzymać w pionie.

- Ponoć śpiewałam w samochodzie, a gdy kierowca próbował mnie uciszyć, zrobiłam awanturę - usprawiedliwiała się Alicja, jej oczy błyszczały zaniepokojeniem, jakby szukała w moich słowach potwierdzenia lub zaprzeczenia tej historii - To prawda? Nie pamiętam nic z końca imprezy.

-Ja niestety nie wiem co się działo w tym samochodzie - odparłam, śmiejąc się, ale w moim śmiechu nie było radości, tylko gorzki posmak wczorajszych wydarzeń - Nie wracałam z tobą.

- Jak to? - zdziwiła się Alicja, a jej brwi uniosły się w geście zaskoczenia - Z kim jechałaś?

- Z nikim - powiedziałam, spuszczając wzrok, by ukryć żal.

- To jak dotarłaś do hotelu? - zapytała Alicja, coraz bardziej zirytowana moją tajemniczością.

- Piechotą - odparłam krótko. 

- Rozumiem twoje oburzenie na Idę i Shawna, ale żeby iść pieszo tyle kilometrów... - powiedziała, nie rozumiejąc całej sytuacji.

- Ala, nie miałam wyboru i to nie chodzi o moją złość.  Było pięć podstawionych samochodów a nas w sumie wszystkich dwadzieścia jeden i biorąc pod uwagę że Shawn do lokalu przyjechał własnym samochodem a odjechał z szoferem można łatwo obliczyć że dla jednej osoby brakło miejsca - wyjaśniłam, a w moich słowach kryła się gorzka prawda o odrzuceniu.

- Chyba sobie żartujesz - powiedziała z osłupieniem.

- Uprzedzę Twoje pytania: kiedy zapytałam szofera, odmówił zabrania dodatkowej osoby, a żadne inne publiczne środki transportu nie kursowały, więc nie pozostało mi nic innego, jak iść do hotelu pieszo - wytłumaczyłam.

- Ale huj z togo Shawna - szepnęła, łapiąc mnie za rękę.

- On był zalany w trupa nawet nie wiedział że go wynoszą -  powiedziałam, ale w moim głosie nie było obrony, tylko stwierdzenie faktu. 

- To go nie usprawiedliwia. Widziałam, na co go stać wczoraj, jak cię traktował -  oznajmiła, a jej oczy zapłonęły gniewem - Powiesz mi, co się wydarzyło w kuchni? 

- Aluś, przepraszam, ale nie mogę - odmówiłam, a w moim głosie zabrzmiała prośba o zrozumienie - Nie chcę cię tym teraz obciążać.

- Uwierz mi, poczujesz się lepiej - nalegała, a jej głos był ciepły.

-Krótko mówiąc, ekspres do kawy eksplodował- zaczęłam 

- Ta sucz Ida nie wyłączyła go, jestem pewna - przerwała mi gniewnie

- Też tak podejrzewam. Ona w drzwiach życzyła mi pysznej wybuchowej kawy

- Mówiłaś Shawnowi o tym? - zapytała zaciekawiona 

- Oczywiście ale olał to - szepnęłam - Poprosiłam nawet, aby sprawdził nagrania z kamer, ale tego nie zrobił. Stanął w obronie Idy bez zawahania, snując różne teorie, jak do tego mogło dojść, i kazał mi nie oskarżać bez dowodów.

Udowodnię Ci....a później....Where stories live. Discover now