Rozdział 15.

9 0 0
                                    

Z samego rana, kiedy przekroczyłam próg biura, wszyscy pracownicy byli już obecni a atmosfera była gęsta od porannych rozmów. Szybko zdałam sobie sprawę, że dzień rozpoczął się bez mnie. Shawn, chcąc zapewnić pełną dyskrecję, zdecydował się przeprowadzić spotkanie projektowe w mojej nieobecności. Wszyscy pozostali otrzymali wieczorem powiadomienie o wczesnym zebraniu, ale ja, bez telefonu służbowego, pozostałam w nieświadomości. Dobrze wiedział, że w ten sposób nikt nie znajdzie sposobu, by mnie poinformować. To wzbudzało we mnie uczucie bycia jeszcze bardziej odizolowaną i zapomnianą.

Przygnębienie szybko zmieniło się w żal. Żal, że kolejny raz muszę stawić czoła niesprawiedliwości, która wydawała się być codziennością w moim zawodowym życiu. Starałam się zachować twarz, być nieugięta i zachować spokój, ale emocje zaczęły mnie przytłaczać. Wewnętrzna siła, która do tej pory mnie napędzała, zaczęła słabnąć pod ciężarem ciągłego dowodzenia swojej wartości i uczciwości.

Pomimo tych przeszkód, głęboko wierzyłam w swoje kompetencje i wartość, którą wnosiłam do zespołu. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić, by te wydarzenia zdefiniowały moją tożsamość zawodową.

- Kody miały być na moim biurku – oznajmił Shawn z wyraźnym rozdrażnieniem, gdy wyszedł z sali konferencyjnej.

- Zapewniłam, że są bezpieczne – odpowiedziałam cicho, z trudem tłumiąc drżenie w głosie.

- Nie obchodzi mnie, co powiedziałaś. Kody miały być u mnie – podniósł głos, a jego twarz zrobiła się czerwona od złości.

W biurze zapadła nagle idealna cisza, jakby wszyscy przestali oddychać, by tym nie drażnić jeszcze bardziej szefa.

- Nie krzycz na mnie – powiedziałam, starając się nie okazywać strachu przed jego reakcją.

-  Nie mów mi, co mam robić! – wrzasnął – Gdzie są te kody?

- W majtkach je mam – odparłam z przekorą, wychodząc z biura prosto do łazienki.

Stojąc przed lustrem w zamkniętej łazience, zastanawiałam się, co dalej robić. Łzy płynęły mi po policzkach jednym ciągłym strumieniem. Nie mogłam pozwolić emocjom wziąć góry, dając kolejny temat do plotek. Ale byłam już mocno zmęczona ciągłymi oskarżeniami, tłumaczeniami i krzykami na tyle, że chciałam uciec z biura, z firmy i z tego kraju. Patrzyłam na swoje odbicie nie rozumiejąc, komu tak bardzo przeszkadzam. Po chwili, już opanowana, wyszłam z łazienki, mając nadzieję, że sprawa ucichła. Ale Shawn wciąż stał przy moim biurku, gotów kontynuować konfrontację. Usiadłam bez słowa, delikatnie pociągając nosem.

- Lila, te emocje i walka ze mną są ci niepotrzebne – powiedział tym razem spokojnie.

- Masz rację – wyszeptałam – Nie zamierzam z tobą walczyć. Ale kodów nie wydam, dopóki moje imię nie zostanie oczyszczone, a Twój projekt z powrotem w twoich rękach.

- Kurwa mać - warknął - Po co to robisz?

- Aby mieć pewność, że nie trafią do twojego konkurenta – kontynuowałam spokojnie.

- Ja miałbym je przekazać? Żartujesz sobie? – z każdym słowem podnosił głos.

- Nie wiem, ale jedno jest pewne: dopóki ja je mam, twoja konkurencja ich nie zobaczy.

- Gdzie są kurwa te kody - krzyknął 

- W moich majtkach – krzyknęłam, choć to nieprawda. – Tylko tam są bezpieczne – dodałam.

- To twoje? – dało się słyszeć głos Idy.

-Nie – odparła Weronika.

- Shawn, nie krzycz na Lilianę – oznajmiła.

Udowodnię Ci....a później....حيث تعيش القصص. اكتشف الآن