Rozdział 13.

7 0 0
                                    

Wschodzące słońce oświetlało ulice miasta, rzucając złote promienie na kolorowe fasady budynków. Powietrze było jeszcze chłodne, ale już wypełnione zapachami przypraw i świeżych pieczyw, które unosiły się z otwierających się straganów. Tłumy mieszkańców i turystów powoli zapełniały zaułki bazaru, tworząc tętniący życiem zlepek dźwięków, barw i aromatów.

Każdy krok po bruku był jak podróż przez mozaikę kultury – od sprzedawców oferujących ręcznie tkane dywany, po stoiska z lśniącymi ceramikami, które mieniły się jak klejnoty w porannym słońcu. Przechadzałam się wśród nich, czując na twarzy ciepłe pocałunki promieni słonecznych, które przeplatały się z chłodem cieni.

Mimo że Cinara nie znałam aż tak dobrze, miałam nadzieję, że uda mi się wybrać coś, co go ucieszy, albo będzie stanowiło dla niego pamiątkę gdy nasza firma wyjedzie. 

Po około trzydziestominutowym spacerze wśród kolorowych straganów, moją uwagę przykuło stoisko, przy którym mężczyzna ręcznie malował napisy na koszulkach. Jego praca charakteryzowała się niezwykłą precyzją i estetyką wykonania, a każdy pociągnięty pędzlem znak wydawał się być małym dziełem sztuki. Zdecydowałam się na zakup koszulki z oryginalnym napisem dla Cinara: "Inni pracują, bo muszą... Ja jestem ochroniarzem, bo to lubię!". Byłam ciekawa jego reakcji na ten polski tekst, który miał w sobie pewną dozę humoru i osobistego uznania dla jego profesji.

Zadowolona z zakupu, udałam się do biura, gdzie już  trwały przygotowania do małego przyjęcia. Oprócz mnie, w sali konferencyjnej krzątał się tylko Akman. Cinar, niczego nieświadomy, skupiał się na swoich obowiązkach, a jego skromność i poświęcenie pracy sprawiały, że z niecierpliwością oczekiwałam momentu, w którym będziemy mogli mu pokazać naszą wdzięczność. Wiedziałam, że ten dzień będzie pełen uśmiechów i ciepłych wspomnień, które na długo zapiszą się w naszych sercach.

Zanim zabrałam się za pracę, postanowiłam sprawdzić ofertę kursów na stronie internetowej, z której klienci zakupili voucher. Oferta była bogata i różnorodna, a jedna szczególnie przyciągnęła moją uwagę – kurs kwalifikowanego pracownika ochrony. Po chwili namysłu i z uśmiechem na twarzy, zarezerwowałam miejsce na kurs, a następnie wydrukowałam potrzebny kod.

Praca w biurze przebiegała sprawnie, pomimo iż Shawn wyraźnie był czymś zaniepokojony, przemieszczając się nerwowo tam i z powrotem. Atmosfera pozostała jednak spokojna, nawet jeśli nie było możliwości na dłuższą rozmowę z przyjaciółką. Wszyscy pracownicy, z wyjątkiem tych na delegacjach, zgromadzili się w firmowej kuchni o godzinie dwunastej, aby wspólnie zaśpiewać Cinarrowi 'Sto lat'. Zaskoczony i wzruszony, przyjął życzenia z babeczką zamiast tradycyjnego tortu, który został dostarczony już pokrojony. Po składaniu życzeń każdy pracownik miał otrzymać swój kawałek tortu, kawę i ciasteczka, a ja ustawiłam się na końcu kolejki, zaraz za Alicją, aby również złożyć swoje życzenia.

- Ej, Cinar, rozpakowuj od razu prezenty - zawołała Ida z niecierpliwością - Chcę zobaczyć twoją minę, gdy otworzysz nasz prezent - dodała z entuzjazmem.

Cinar zaśmiał się serdecznie i zaczął rozpakowywać upominki, które otrzymał. Ida i Shawn złożyli mu życzenia jako pierwsi, a Ida wyraźnie nie mogła się doczekać momentu, kiedy Cinar otworzy prezent od nich. Zaintrygowana, przyglądałam się przez ramiona kolegów, co takiego podarowali. Choć wiadomo było, że nikt nie wydał na prezent fortuny, Ida musiała poczuć się wyjątkowa, bo ich upominek okazał się być walizką z narzędziami survivalowymi. Prezent zrobił duże wrażenie na Cinarze i na obecnych, a co najważniejsze, idealnie trafił w jego zainteresowania.

Kiedy nadszedł czas na wręczenie mojego prezentu, w kuchni zapadła cisza tak głęboka, że można było usłyszeć latającą muchę, mimo że jeszcze chwilę wcześniej panował gwar. Podeszłam do Cinara, spojrzałam mu w oczy i nie mogłam powstrzymać śmiechu.

Udowodnię Ci....a później....Where stories live. Discover now