Rozdział 14 Wybór

181 56 2
                                    

☾ Rozdział 14 Wybór ☽

Spod zamkniętych metalowych drzwi przebijało się światło, które nieznacznie rozpraszało mrok lochu. Kamienny, pozbawiony okien pokój był zacieniony, zimny i ciasny. W tak małej przestrzeni ustawiono trzy, pojedyncze łóżka o znikomej jakości. Zaścielone je cienkim kocem i twardą, zużytą poduszką. Teraz zajęte było tylko jedno, to skryte w lewym kącie.

Demalis podwinęła nogi pod brodę. Choć łzy ciekły po jej policzkach, to nie szlochała. Nie miała już siły na płacz, nie miała siły na bycie przytomną, a jednak jej organizm skutecznie odmawiał snu. I to wcale nie z powodu fizycznego bólu, o którym nie dawał jej zapomnieć sztywny, rośliny sznur owinięty wokół jej nadgarstków. Jego kolce wbijały się w skórę, ciągle podając truciznę tłumiącą, przez którą nie mogła użyć swoich mocy. Oparła się o zimną ścianę, drżąc, gdy to spojrzała na okryte kocem ramiona. Żołnierze nie byli wobec niej delikatni, ale wyraźnie nakazano im się o nią troszczyć. Tylko to tłumaczyło powód, dla którego przed wyjściem okryli ją kocem i co jakiś czas sprawdzali, czy ten wciąż spoczywa na swoim miejscu. Przyczyna była oczywista, a to tylko jeszcze bardziej złamało jej serce. Chciała cierpieć, pragnęła zostać ukarana, bo ponownie z jej powodu zraniono kogoś, kogo kochała. W jednej chwili dręczące jej serce demony powróciły, sycząc, że tak, jak z jej powoduje zginął ojciec, tak teraz zginie ten, który ją pokochał.

— Przepraszam — wyszeptała, zamykając powieki. Łzy coraz intensywniej spływały po jej policzkach.

Nic z tego nie było jej winą. Tamto było konsekwencją wojny, nie jej obecności, a tego nie była świadoma. I choć gdzieś w środku o tym wszystkim wiedziała, poczucie winy i osamotnienie było silniejsze.

— Przepraszam, że pojawiłam się w twoim życiu — wyszeptała.

Pragnęła zniknąć, pozwolić, aby Keon ułożył sobie życie na nowo. Gdyby tylko nigdy jej nie spotkał, gdyby tylko los połączył go z kimś innym albo sprawił, że trafiłby na dobrą towarzyszkę, z którą zdecydowałby się sprzeciwić przeznaczeniu...

Gdybym tylko nie istniała.

Nagły bulgot i dźwięk osuwającego się na ziemię ciała sprawił, że jej serce stanęło. Tępym spojrzeniem pognała w stronę drzwi, błagając, aby nie było to, to o czym właśnie pomyślała. Chciała się przesłyszeć, wolała mieć przewidzenia, przesłyszenia niż zostać uratowana. Gdyby stąd uciekła, zostałaby uznana za winną. I prawdopodobnie nigdy już nie mogłaby go zobaczyć.

Panująca cisza sprawiała, że oddychała szybciej, głośniej, tak jakby zaraz miała zacząć się dusić. Kręciła panicznie głową, błagając, aby nikt nie otworzył drzwi. Mogła przeżywać wszystko nieco niepotrzebnie, ale była kłębkiem nerwów i rozpaczy. Czas mijał, a wraz z nim poprzedni dźwięk zaczął się wydawać zwykłą iluzją. Demalis uśmiechnęła się słabo, powoli uspokajając oddech, a gdy w końcu miała z rozbawieniem zrzucić wszystko na sytuację, drzwi zostały otwarte. W ich progu pojawiła się zamaskowana postać, a Demalis sparaliżowało.

Błagam, nie. Przodkowie, oszczędźcie mi tego.

Zamaskowany mężczyzna zbliżył się i wyciągnął sztylet. Demalis dostrzegła za nim leżące pod ścianą naprzeciw celi ciało i kałużę krwi.

— Pora wracać do domu, panno Soro.

Ten głos rozpoznałaby zawsze.

Naprawdę wolałabym, aby był to morderca pragnący mojego życia.

Pokręciła głową. Nie mogła odejść, a co ważniejsze, nie chciała odchodzić.

— Jeśli odejdę...

Kochankowie GłębinWhere stories live. Discover now