Rozdział 2 To nie jego wina

391 66 16
                                    

Rozdział 2 To nie jego wina 

Powrót do Orinii spotęgował ciężar w jego piersi. Nie potrafił się skupić i nie miał apetytu. Tęsknił. Znał to uczucie sprzed lat, ale teraz było intensywniejsze. Świat był niesprawiedliwy, doskonale to rozumiał, ale nie oznaczało to, że zamierzał się zgadzać na ten stan rzeczy. Keon postukał palcami o blat biurka i gwałtownie wstał.

W kilku krokach znalazł się na korytarzu, sprawiając, że strażnicy wyprostowali się. Nie zwrócił na nich uwagi, po prostu idąc przed siebie. Ktoś go wołał, co zignorował.

Korytarze zamkowe oświetlały świeczniki i kryształowe żyrandole. Ściany tych prowadzących do lewego skrzydła, które zamieszkiwała rodzina królewska, zdobiły freski, przedstawiające historię Orinii. Całe to miejsce było jak dzieło sztuki i było podziwiane przez licznych artystów. Wielu marzyło o zobaczeniu ich na żywo. Nie chcąc ich zasłaniać, w tej części nie było żadnych rzeźb czy obrazów. Te umieszczono w pozostałych, pozbawionych fresek miejscach, gdzie ściany były po prostu kremowe.

Keon otworzył drzwi do pokoju brata bez pytania. Rozniósł się huk, który sprawił, że przechodzący służący podskoczył i uciekł w podskokach z tego miejsca.

Wielu uważało, że książę Laith rozwścieczył króla, a więc chcieli trzymać się z dala.

Laith jednak poruszył się leniwie w łóżku, wciskając głowę mocniej w poduszkę. W jego komnacie panował półmrok, a okna były zasłonięte. Wszystko jasno wskazywało, że jeszcze nie wstał. Keon westchnął, wchodząc do środka, a drzwi zamknęły się za nim z hukiem. Z politowaniem spojrzał na zaspanego smoka.

— Już prawie południe.

Laith nawet nie drgnął.

— Kiedy zamierzasz wykonać swoje obowiązki?

W mroku zalśniło czerwone oko.

— Nie wkurwiaj mnie — mruknął Laith, gotowy użyć wolnej poduszki jako broni. Ponownie zamknął powiekę. Uwielbiał spać, a po przebudzeniu bywał jak małe dziecko.

Keon pokręcił głową, rozglądając się po pokoju. Szafa, biurko, pokryty kurzem kominek, skórzany dywan i gigantyczne łóżko z baldachimem. Pamiętał, że wszystko tutaj było utrzymane w czerni i szarości. Jedynie pościel zawsze była czerwona. Laith rzadko używał tego miejsca, to też było dość puste. Emanowało jednak jego zapachem, a stojące oraz zawieszone bronie jasno pokazywały, czyj był to pokój.

Król przyciągnął krzesło, siadając przy łóżku brata.

— Potrzebuję twojej pomocy — rzekł nieco niechętnie.

Znowu pojawiła się czerwona tęczówka. Zaraz ukazała się również druga. Laith westchnął, zakrywając twarz poduszką, którą jeszcze chwilę wcześniej chciał zaatakować brata.

— Kogo zabić?

Keon pokręcił głową.

— Chcę, abyś poprosił o coś Isrę.

Słowa przechodziły mu przez gardło z trudem. Nie chciał wykorzystywać rodzeństwa. Czuł, że powinien to wszystko rozwiązać sam, ale nie potrafił. Miał związane ręce.

— A sam tego nie zrobisz, bo...? — stęknął czerwonooki.

— Wzbudziłoby to podejrzenia, gdybym nagle zawitał do Głębin i okazałoby się, że dyplomatką, z którą się kłóciłem, niespodziewanie wróciła.

Laith odsłonił twarz, przyglądając się królowi w milczeniu.

— Nie mogłeś od razu powiedzieć, że chodzi o sprawę mojego bratanka? — zapytał złośliwie. — Słyszałem, że ją odesłali. Chcesz, aby Isra ściągnęła ją z powrotem? — zgadł.

Kochankowie GłębinWhere stories live. Discover now