Rozdział 5 Królewska deklaracja

280 58 12
                                    

☾ Rozdział 5 Królewska deklaracja ☽

Choć Keon zasiadał na tronie, myślami był przy sali z kręgiem teleportacyjnym. Ze znużeniem przypatrywał się stojącym przed tronem arystokratom. Jak dotąd żaden nie powiedział nic nowego.

Narażenie granic, kwestia podatków, przygotowania do świąt, inwestycje. Zawsze należało przypatrywać się tym kwestiom. Były ważne, ale większość mogły rozwiązać konkretne i wypracowane procedury. Praca na rzecz państwa była trudnym, czasochłonnym, ale przy tym czasami monotematycznym zajęciem.

Sala tronowa Orinii miała kształt prostokąta z drzwiami przy obu, przeciwległych, krótszych ścianach. Tron mieścił się w środkowej części pomieszczenia i prowadziła do niego ognista ścieżka; podest, który odgradzały płomienie pod kontrolą króla. Arystokracja stała po prawicy władcy, a dyplomacja i inni po lewicy. Na podeście z tronem znajdował się drugi, pusty, przeznaczony dla królowej oraz mniejsze krzesło, na którym czasami zasiadał książę Laith bądź sam Keon w przeszłości. Było to miejsce odgórnie przeznaczone dla następcy tronu. Dziś jednak Keonowi towarzyszył jego sługa, który stał obok swojego pana.

Czerwony dywan okrywał ciemne panele, a zdobione marmurem ściany odbijały migoczący ogień. Ten wydawał się leniwy, podobnie jak jego właściciel.

— Królu, czy rozważałeś naszą prośbę? — spytał jeden z hrabiów, klękając przed podestem.

Keon naprężył się, zdając sobie sprawę, o co go zapytano.

— Hrabio Velton, moja odpowiedź pozostaje tak sama.

— Mój panie! — zawołał mężczyzna, pochylając bardziej spocone czoło. — Tu chodzi o przyszłość rodu. Potrzebujesz dziedzica.

Płomienie zasyczały, a wzrok Keona stał się ostrzejszy. Jego lewa dłoń zacisnęła się na podłokietniku.

— Powiedziałem to już nie raz. Poślubię jedynie tę, z którą połączył mnie los — oświadczył głośno i dobitnie, w akompaniamencie nabierający siły płomieni.

Keon wstał, a gdy zbliżył się do kręgu ognia, ten posłusznie się rozstąpił. W końcu stanął przy hrabi. Nie patrzył jednak na niego, kątem oka zerkał w stronę orinijskiej szlachty.

— Nie zmuszajcie mnie do powtarzania — rzekł, a w jego głosie skryta była groźba. — Za mojego panowania królowa Orinii i moją żoną zostanie tylko jedna osoba. Moja partnerka.

Wraz z wypowiedzianym głębokim, silnym tonem oświadczeniem, rozniósł się dźwięk zamykanych drzwi. Do sali weszła dyplomacja, choć sługa, który ich prowadził, był teraz zagubiony. Król wyraźnie nie był w nastroju, a więc czy aby na pewno chciał widzieć posłańców Yanny? Wątpliwości rozwiały się prawie natychmiast. Dyplomatka Yanny wystąpiła naprzód, składając głęboki pokłon władcy.

— Bądź pozdrowiony, Niezwyciężony Królu Orinii.

Keon obrócił się, zwabiony niczym dziecko do lizaka. Nie mylił się. To naprawdę była ona.

Ciemnobrązowe włosy Demalis okalały jej szyję. Wyglądała dostojnie i profesjonalnie. Znajdowała się obok, a jednak po pamiętliwej bliskości nie pozostało śladu. Nie było na nią miejsca w tej sali.

Keon przymknął oczy, a dyplomacja Yanny zajęła swoje miejsce. Był ciekawy, czy słyszała jego słowa, a jeśli tak, to co o nich uważała. Cieszyła się? Czy może uważała go za głupca, żyjącego marzeniami? Jeśli nadarzy się okazja, zamierzał o to spytać.

— Co do dziedzica, hrabio, zapomniałeś najwyraźniej o istnieniu moich braci — przypomniał Keon, wracając na swój tron. — Ten temat jest zakończony.

Kochankowie GłębinWhere stories live. Discover now