Rozdział 10 Wybór

178 52 1
                                    

Rozdział 10 Wybór 

Trwało poranne spotkanie, a możni jak zwykle przekrzykiwali się, aby zaraz zamilknąć pod spojrzeniem swojego pana. Poruszano kwestię dyplomatyczne i gospodarcze — to był zwyczajny dzień. Do czasu.

W pewnej chwili do Demalis zbliżył się jeden z jej towarzyszy i nachylił się, aby wyszeptać nową informację. Lekki uśmiech prędko znikł z ust kobiety. Zbladła, spoglądając na smoka z niedowierzaniem. Czekała aż ten zaprzeczy, ale nie drgnął. Demalis machnęła ręką, nakazując mu odejść i na sztywnych nogach wyszła przed szereg. Krzyki oburzenia od strony Orińczyków odbierała jako zagłuszone. Myślami trwała tylko przy tym, co właśnie usłyszała. Skłoniła się, wpatrując w podłoże.

— Wybacz mi, wasza wysokość, ale mam pilne wieści — rzekła i po raz pierwszy w całej jej karierze, załamał się jej głos. — Z przykrością informuję, że księżniczka Aloisia przegrała walkę z chorobą. Nad ranem odeszła na spotkanie z przodkami. Proszę przyjąć moje kondolencje.

Zapanowała przerażająca, mrożąca krew w żyłach cisza. Nikt nie ośmielił się ruszyć. Demalis nie była wyjątkiem. Choć wiedziała, że powinna go wspierać, nie potrafiła unieść głowy. Czuła się winna, choć nie miała z tą śmiercią żadnego związku.

Po raz pierwszy w życiu poczuła się tak źle. Wielokrotnie przekazywała informacje o ofiarach i śmierciach, smuciły ją, ale krótko. Była od każdej zdystansowana, ale gdy chodziło o króla Orinii, sprawa była inna.

— Wyjdźcie — nakazał Keon surowo, po czym poderwał się z tronu. — Wynoście się. Wszyscy.

Sala tronowa szybko opustoszała. I choć serce Sory, nie chciało, aby odchodziła, to nogi same ją poprowadziły.

Powinnam tam być. Z tobą.

***

Keon sądził, że poznał już smak rozpaczy. W końcu ciągle cierpienie uodparnia. W swoim życiu stracił wiele osób. Od bliskich po tych, za których odpowiadał. Przypuszczał, że kolejną śmierć przyjmie spokojniej i się mylił. Gdy goniec przyniósł potwierdzenie wieści, poczuł, że pragnie zamknąć oczy i się już nie obudzić. Serce zaczęło promieniować bólem, a umysł stał się pusty, zupełnie jakby sprzeciwiał się takiej rzeczywistości i nie chciał jej zaakceptować. Nawet teraz liczył, że okaże się to okrutną grą Luciusa, ale dowody dostarczył mu osobisty sługa Thany.

Aloisia była martwa.

I nic nie mógł na to poradzić.

Zapadł mrok, a on wciąż nie opuścił sali tronowej. Zamiast tego wpatrywał się w otaczającego go płomienie. Był blady i przypominał wrak. Jego ciało było obolałe, co skutecznie ignorował. To było nic w porównaniu z dziurą, która znajdowała się w jego sercu.

— Keonie...?

Uniósł głowę, spoglądając w stronę filaru. Stała tam, a niepewność zdobiła jej twarz.

— Dlaczego wróciłaś? — spytał ochryple.

Pamiętał, że odeszła z innymi. Widział to.

— W końcu masz odwagę na mnie spojrzeć? — spytał zbolałym głosem.

Gdy z ust Demalis umknęła ta potworna informacja, szczerze chciał zobaczyć jej oczy. Tylko ich widok mógłby go nieco uspokoić. Poskąpiono mu tej ulgi.

Głos ugrzązł w gardle dyplomatki. Mogłaby skłamać, że odeszła z powodu pozorów, ale to nie była prawda. Odeszła, bo nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nie była w stanie spotkać się z człowiekiem, który był dla niej ważny i cierpiał.

Kochankowie GłębinWhere stories live. Discover now