Rozdział 34

166 11 10
                                    

– Musicie wyjeżdżać? – jęknęła Catherine i założyła ramiona na piersi.

Zach zmierzwił jej włosy i powiedział:

– Musimy.

Samantha uściskała przyjaciółkę. Wszystko miało się ku lepszemu, wybaczyły sobie wszystkie niedopowiedzenia i nieszczerość. Nawet Davies wydawał się szczęśliwszy widząc Samanthę i Zacha trzymających się za ręce.

Wrzucali do bagażnika Camaro dwie torby z rzeczami, Zach szukał jakichś papierów, więc Samantha mu nie przeszkadzała. Przewróciła oczami na jego przekleństwa wypowiadane pod nosem.

– Oboje potrzebujemy spędzić trochę czasu gdzieś indziej – dodała Sammy.

Potrzebowali przestrzeni. Po dwóch tygodniach oglądania filmów i seriali potrzebowali odmiany. Kiedy matka Samanthy wepchnęła w nich kolejną porcję tłustego, meksykańskiego żarcia Zach powiedział, że albo wyjadą, albo zamienią się w dwie kule napełnione tłuszczem z churros.

Nie mogła się z nim nie zgodzić. Marie przechodziła samą siebie, Eric też wpadał w odwiedziny. Porozmawiała z nim na osobności, razem płakali i choć Samantha nie mogła zrozumieć jego intencji pogodziła się z tym, że to już przeszłość. Może nie będzie mówić do niego tato, ale chciała, żeby był obecny w jej życiu. Oglądał z Zachem mecze i starał się najlepiej jak potrafił. Doceniała to, naprawdę, ale przywracała oczami na jego sugestię powrotu na studia psychologiczne.

Musiała odnaleźć swoją drogę. Wciąż czuła smutek na utratę listu od Henry'ego, ale może dobrze się stało. Może to popchnie ją do życia teraźniejszością i zgodnie z własnymi przekonaniami. Nie chciała studiować psychologii. Jej rzeczy z akademika wciąż stały w kartonach w nieużywanym pokoju i Samantha nie chciała ich otwierać, ani wyrzucać. Zajmie się tym później, może po powrocie? Sprawa w sądzie dziwnym trafem została umorzona, rozmawiała też z sierżantem Beckerem, który poinformował ją o umorzeniu śledztwa, bo dwójka mężczyzn jest nieuchwytna. Nie chciała o tym myśleć.

Samantha nie miała pojęcia gdzie zabiera ją Zach. Nic nie chciał zdradzić i prawie się o to pokłócili, ale zerżnął ją tak, że odechciało jej się pytać. Z dnia na dzień czuł się coraz lepiej i wrócili do dawnych zwyczajów seksualnych. Nie mogła być szczęśliwsza, choć czasem łapał ją dziwny nastrój, czasem paraliżował ją strach, a czasem budziła się w środku nocy z krzykiem. Zach też cierpiał, kręcił się niespokojnie w łóżku, ale mieli siebie. Koili swoje smutki tak, jak potrafili najlepiej. Kochali się w pełni namiętności, przelewając ból i traumę w coś pięknego. W miłość. Zach zdecydował się skorzystać z terapii u swojej wieloletniej lekarki Madison, spotykał się z nią co tydzień online, więc wyjazd w niczym nie przeszkadzał.

Jednego dnia przyjechał kurier z wielką paczką, a kiedy Zach otworzył jej zawartość Samantha zalała się łzami. Kupił od fundacji ich wspólne zdjęcie. To ciemne, gdzie stoją w swoich objęciach, gdzie Zach otworzył się przy wszystkich i mogła zobaczyć go w pełnej okazałości.

Kochała go takiego. Pełnego emocji, ale nie tylko tych pozytywnych. Lubiła patrzeć jak ociera łzy na filmie, jak ze wzruszeniem podgląda Marie przy pracy. Bardzo się cieszyła, że Zach mógł w jej rodzinie odnaleźć szczęście.

– Masz wszystko, ciołku?

Zach zmierzył ją uważnym spojrzeniem, ale nie skruszała pod naporem jego ciężkiego wzroku. Uśmiechnęła się półgębkiem.

– Będziesz tego żałować, pchełko.

Catherine udała, że wymiotuje.

– Jesteście paskudni – zawyrokowała. – Tylko, żebyście nie wrócili w ciąży.

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomWhere stories live. Discover now