Rozdział 17

170 10 0
                                    

Carlos wyglądał, jakby Gwiazdka przyszła szybciej. Odkąd usłyszał, że Samantha chce przyjść pogadać nie mógł przestać kręcić się po studiu jak smród po gaciach. Ustawił fotele pod ścianą, wywalił na środek poduszki, które wytrzasnął Bóg jeden wie skąd. Planował tu chyba całą imprezę z przesłuchaniem. Wcześniej zajmował się rysowaniem, ale teraz co chwilę przeszkadzał Zachowi w pracy pytaniem:

– Kiedy będzie?

Zach teatralnie westchnął. Po raz kolejny oderwał wzrok od ekranu laptopa, chociaż zdjęcia rozmazywały mu się przed oczami. Nie mógł się skupić na robocie, a musiał to dokończyć. Wczoraj wpadł w jakiś trans i nadgonił zaległości na dwa tygodnie do przodu, została tylko ta jedna sesja. Której nie mógł dokończyć przez ekscytację Carlosa.

– Nie wiem, czemu ci tak zależy – powiedział Zach z udawanym spokojem.

Nie mógł powstrzymać dziwnego lęku, który odczuwał w związku z tym spotkaniem. Jak odebrał od niej SMSa to mało nie zszedł na zawał i długo nie wiedział co odpisać. Wszystko wydawało mu się równie głupie. Dostał małpiego rozumu i sam się sobie nie mógł nadziwić.

Co w niego wstąpiło?

– No wiesz. – Carlos wymownie poruszył brwiami.

– Trzymaj chuja w spodniach. – Zach spojrzał na kumpla z politowaniem.

– A co? Zajęta? Zazdrosny jesteś? Aniołek zawrócił w głowie niedostępnej mgle? – Carlos wyszczerzył zęby.

Zach potarł dłonią czoło. Zaczął żałować, że powiedział mu o układzie z Sammy. Oszaleje z nim. Znów westchnął i przyglądał się kumplowi z uniesionymi brwiami. Carlos wykonywał jakiś dziki taniec radości, a może to jego gody?

– Samicy szukasz? – zapytał Zach.

– Ja? Nie muszę, samice same znajdują mnie. – Carlos oparł dłonie o szczyt framugi przechylił się do przodu. – Co cię trapi, Zach?

– Coście się wszyscy... Rozmawiałeś z Charlesem?

– Nie przepada za mną, z wzajemnością. Ale tak, rozmawiałem.

– Świetnie. Matki kwoki – mruknął Zach i wrócił wzrokiem do komputera. – Zajmij się swoim życiem, nie masz jakiegoś gangstera do uciszenia? Nie wystarczy, że każesz komuś mnie śledzić?

Odkąd wie nie mógł powstrzymać się przed gwałtownym odwracaniem przez ramię, ale nikogo nie widział. Może Carlos zmyślał?

– Aj, neblinoso. To dla twojego bezpieczeństwa. Nie chcę mieć cię na sumieniu. Z twoją pamięcią za tydzień o tym zapomnisz.

Zach nie był tego taki pewien. Można zapomnieć o ogonie, który podąża za tobą krok w krok?

Czuł się dziwacznie. Co chwilę zerkał w ekran telefonu, ale nie dostał od niej więcej wiadomości? Może się rozmyśliła? Zach poczuł ukłucie zawodu i zmarszczył brwi. Wciąż nie napisał do Rose. Nie mógł się przemóc, może powinien dać jej czas? Obiecała, że wróci. Może nie powinien się jej narzucać? Na pewno nie powinien. Nie chciał wyjść na desperata.

– Nieważne – mruknął Zach. – Dajcie mi spokój.

– Czy chodzi o wypadek?

Zachowi zszedł z twarzy ostatni cień uśmiechu. Ciało mu zesztywniało i z trudem obrócił się do Carlosa. Wrzask, pisk, cisza.

– Nie wspominaj wypadku – powiedział grobowym głosem, ale Carlos nadal zwisał z futryny i ani myślał iść.

– Wiem o tobie wszystko, Zachary. Widziałem jak cierpisz i znów wyglądasz tak samo jak dziesięć lat temu. Co się wydarzyło? Co się zmieniło?

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz