Rozdział 24

132 9 1
                                    

Samantha patrzyła prosto w rozszerzone źrenice Raya. Bała się ruszyć, bo mocno przyciskał do jej szyi nóż. Czuła ostre krawędzie wbijające się w delikatną skórę i próbowała uciec głową od bólu.

– Ogłuchłaś? – Zacisnął dłoń na jej włosach i syknęła z bólu. Pojeb. – Słyszałem jak płaczesz, więc zapytam ponownie. Złamane serce?

– Tak – odwarknęła, bo strach przerodził się złość. Już raz skopała mu dupsko. – Złamane serce, psycholu.

Ray mocno szarpnął za włosy, więc chwyciła się jego dłoni. Kurwa, był nadludzko silny, dodając do tego rozszerzone źrenice... Naćpał się czymś. Wziął nóż w zęby i wyszarpnął Samanthę z łóżka. Zacisnęła szczęki z bólu i probowała stawiać opór, ale nie miała najmniejszych szans z naćpanym mężczyzną.

– Na kolana, suko. Będziesz przepraszać za to, co mi zrobiłaś.

– Nie.

Szarpali się przez chwilę, aż Ray przypomniał sobie o tym, że ma nóż. Wcisnął go w szyję Samanthy aż poczuła pieczenie, po dekolcie spłynęła kropla krwi.

– Teraz nie będziesz dyskutować? – Szarpnął ją za włosy i zmusił do klęku. – O tak, na kolana, tam, gdzie twoje miejsce.

Spojrzała na niego z dołu z największą nienawiścią, na jaką ją było stać. Była emocjonalnie zdruzgotana i z miłą chęcią zmieniła smutek na nienawiść. Raya nienawidziła bardziej niż Marco i Zacha. Jej złamane serce zabolało. Nie, nie mogła o nim myśleć. Nie teraz.

– Utoczyłeś mi krwi, złamasie – warknęła do niego.

– Szczekasz, suko? – Ostrze tańczyło po jej odsłoniętej szyi, ale nie bała się go. – Poczekaj, zaraz będziemy mieć towarzystwo. Nie tylko mi zaszłaś za skórę.

Przeszły ją zimne dreszcze. Musiała działać szybko, choć nóż przy szyi utrudniał zadanie. Nie wiedziała kogo jeszcze zawołał, a może blefował? Miał rozbiegany wzrok i ciężko dyszał. Powinna zacząć krzyczeć, ale nie mogła wydobyć z siebie dźwięku. Powinna się ruszyć i wytrącić mu ten nóż, ona była całkowicie sprawna, ale nóż naprawdę był ostry. A człowiek po narkotykach nie pojmuje konsekwencji swoich działań, mógłby ją zabić i wcale tego nie zauważyć. Klęczała posłusznie na podłodze, podłoga gryzła ją w ciało i naszła ją dziwna myśl, że powinna była pozamiatać. Okruszki po czipsach walały się po panelach i wbijały się w kolana. Jakby posprzątała to miałaby bardziej komfortowe warunki.

– Zacznę wrzeszczeć i zaraz ktoś tu przyjdzie. Stracisz swoją cenną posadkę – powiedziała Sammy i kolejna fala bólu potoczyła się po jej szyi.

Pojeb. Ubrudzi jej koszulkę i już nigdy tego nie spierze.

– Wtedy utoczę ci tyle krwi, żebyś nie była w stanie tego zrobić.

– Nie wierze ci – prychnęła. – Jesteś pojebanym zasrańcem, Ray. Mam nadzieje, że cię zamkną na oddziale zamkniętym i tam zdechniesz. – Splunęła mu pod nogi.

Wulkan złości wybuchł i już nic nie było jej w stanie powstrzymać. Szarpnęła go za koszulkę, zatoczył się z nożem, Sammy uchyliła się, ale Ray zdążył zareagować. Kiedy wstawała kopnął ją w kolana i poleciała jak długa. Zamortyzowała upadek rękoma i poczuła palący ból w nadgarstku.

Kurwa!

Ray usiadł jej na plecach i znów szarpnął za włosy. Tym razem miała wrażenie, że połowa włosów została w jego ręku. Skalp bolał i tym razem miała już siłę na wrzask. Nabrała powietrza, ale Ray wepchnął jej coś do ust i zaczęła się krztusić. Próbowała wypluć materiał, jego dłoń zacisnęła się na jej ustach uniemożliwiając pozbycie się tej szmaty. Drapała jego dłonie, ale on pozostał niewzruszony.

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomWhere stories live. Discover now