Rozdział 29

137 8 13
                                    

Zach przełykał kolejną porcję leków przeciwbólowych i antybiotyków. Wyglądał przez okno nad zlewem, zastanawiał się, czy jego wytłumione emocje to efekt przeżytej traumy, leków, czy zmiany w nim samym. Minęły dwa tygodnie, a z jego miłością do Rose stało się coś dziwnego. Wziął głęboki wdech i wydech, wrócił przez telewizor i na kanapę, na której zalegał odkąd wyszedł ze szpitala.

Był wdzięczny Rose za to, że go przygarnęła, choć nie potrafił tego mieszkania nazywać domem. Było jak wyjęte z katalogu Ikei, Rose zachowywała pedantyczny porządek i strasznie złościła się na Zacha, kiedy nie odkładał rzeczy na miejsce. Z dnia na dzień czuł się tu coraz bardziej jak intruz, a nie pełnoprawny mieszkaniec.

Postanowił zrobić maraton ulubionych seriali, kończył właśnie oglądanie Bridgertonów i zamierzał wziąć się za Emily w Paryżu. Poprzestawiał wszystkie zobowiązania na później, a tych, których się nie dało umówił do znajomych po fachu. Wszyscy przyjęli wiadomości raczej ze spokojem, życzyli mu powrotu do zdrowia, ale Zach czuł się paskudnie. Praca była jego pasją i życiem, bez niej nie miał nic. Jedyne co miał w kalendarzu to wizytę na wernisażu w fundacji. Dostał zaproszenie i oczywiście zamierzał się pojawić, nie mógł zawieść tych kobiet. Choć ściskało go w dołku na myśl o pytaniach o Samanthę.

Jej temat wypłynął bardzo szybko, bo znikła. Rozpłynęła się w powietrzu. Catherine odchodziła od zmysłów, aż w końcu wszystkich ich uspokoił Carlos mówiąc, że nic jej nie jest, po prostu potrzebuje czasu. Zach dowiedział się, że urojenia Marco jednak okazały się prawdą, i jej ojcem rzeczywiście jest Eric McDonald. Według Charlesa źle się trzyma, wziął urlop w pracy i na własną rękę szuka Samanthy wraz z jej matką. Zach coraz części łapał się na myśleniu, że był durniem winiąc ją za to wszystko. Przecież ona cierpiała tak samo jak on, a może nawet gorzej? Z pełną wiedzą o swoim położeniu zaoferowała własne życie w zamian za jego wolność. Czy kiedykolwiek spłaci dług wdzięczności, jaki u niej zaciągnął? On miał rany na ciele, blizny, jakich ma już wiele. Kolejna nie zrobiła mu różnicy. Samantha ucierpiała emocjonalnie i przyjęła na siebie gigantyczny policzek od losu.

Za dużo o niej myślał.

Przyglądał się jak Anthony miota się między obowiązkiem a uczuciem i z westchnieniem wyłączył telewizor. Naprawdę nie mógł tego oglądać. Kiedy usłyszał dźwięk przekręcanego w zamku klucza spiął się, zamiast rozluźnić.

– Jestem! – zaćwierkotała Rose, a jemu wnętrzności skręciły się w supeł.

– Cześć – mruknął w jej kierunku i nie ruszył się spod koca.

Bolało go ciało i nie było dla niego żadnej wygodnej pozycji.

– Znowu nie schowałeś szklanki – powiedziała poirytowana Rose i z hukiem otworzyła zmywarkę.

Zach zacisnął usta. Nie czuł się tak nawet jako nastolatek z rodzicami.

– Nie robię tego specjalnie – wymamrotał.

– Mógłbyś się postarać, wiesz? – jej opryskliwy ton był dla niego jak policzek, ale co miał poradzić? Rzeczywiście nie robił tego, o co go poprosiła.

– Jak idzie szukanie pracy? – zapytał chcąc zmienić temat.

Rzuciła mu poirytowane spojrzenie i położyła torebkę na stole. Zrzuciła ze stóp wysokie szpilki i poszła nalać sobie szklankę wody. Wypiła całość na jeden raz i wrzuciła szklankę do zmywarki. Była jak maszyna, każdy ruch miał czemuś służyć. Szerokie nogawki jej spodni szeleściły kiedy się poruszała, zdjęła z ramion marynarkę i poprawiła białą koszulę. Odwiesiła ubranie na plecy krzesła i usiadła obok Zacha.

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomحيث تعيش القصص. اكتشف الآن