Rozdział 15

140 10 9
                                    

Nie mógł przestać myśleć o Samanthcie w swoich ramionach i sam siebie przeklinał. Widać tak mu brakowało bliskości, że jego umysł zapełnił pustkę kimkolwiek. Stchórzył i nie napisał do Rose. Był wkurwiony, poranek był chujowy, Charles nie odezwał się do niego słowem po tym, jak pokłócił się z Cate. Ona wyszła, on został i wściekłe przerzucał strony w książkach rozłożonych na stole w kuchni.

Samantha zwiała chwilę po jego wyjściu z pokoju. Musiał wyjść, nie mógł wytrzymać napięcia i chęci ponownego przytulenia. Kurwa, doskonale wiedział o czym mówiła, choć nie rozumiał dlaczego się tak czuje. Obudził się wtulony w jej plecy i nie wiedział co o tym sądzić. Przekroczył wczoraj jakąś granicę i czuł się z tym dziwnie. Jakby zdradził Rose, chociaż przecież z nią nie był. Miał w głowie pierdolnik większy, niż w swojej sypialni. Obiecał miłości swojego życia, że poczeka, a teraz co? Przytulał dziewczynę we własnym łóżku i spędził z nią noc. Co było z nim nie tak? Wcześniej nie miewał wyrzutów sumienia, a robił rzeczy gorsze niż przytulanie.

Kurwa.

Kręcił się po mieszkaniu i nie mógł sobie znaleźć miejsca. Usiadł do komputera na godzinę i skończył obrabiać zdjęcia dla Cloud Company. Wysłał galerię i mógł odhaczyć sukces jednego dnia. Brawo on. Na więcej nie mógł liczyć, bo mózg torturował go obrazami Samanthy rzucającej się na Alarica, śpiewającej, rozczochranej w jego aucie, śmiejącej się z Catherine, aż w końcu śpiącej na jego piersi. Tego, jak miękła pod jego dotykiem i jak reagowała na zaczepki. Jej ciała w ubraniach i bez nich. Tego, jak oddala mu kontrolę i zaufała bezgranicznie. Cholernie miał ochotę ją przelecieć na tym fotelu w studiu, ale nie mógł.

Nosiło go i czuł, że znów traci kontrolę. Jakby znajdował się na szczycie klifu i spacerował zbyt blisko krawędzi. Nie miał pojęcia co czeka na niego po drugiej stronie. Nie był gotowy skoczyć, żeby się przekonać. Musiał jeszcze zadzwonić do Carlosa. Był pewien, że to on wpłacił kaucję i musiał się z nim za to rozliczyć. Przyjaźń przyjaźnią, ale biznes to biznes. Nie chciał mieć wobec niego większego długu wdzięczności, niż już miał. Lubił go, ale czuł respekt.

Dlaczego nie mógł zostawić Samanthy w tym areszcie? Wytrzeźwiałaby i wyszła, a on teraz nie musiałby się mierzyć z wyrzutami sumienia. Jego przyjacielska osobowość i chęć pomocy wszystkim na około w końcu go zgubi. Musiał zastosować się do rady Samanthy. Tylko profesjonalne kontakty, żadnego więcej nocowania w jego łóżku, a już absolutnie nigdy więcej nie mogli się przytulać.

Choć na myśl o jej ciele w jego ramionach robiło mu się ciepło i wcale nie chodziło o podniecenie. Skoro doprowadził się do takiego stanu, że małolata wyzwalała w nim tęsknotę za bliskością, to powinien napisać do Rose. Nie miał nic do stracenia, a wszystko do zyskania. Może wtedy myśli o jego niedojrzałości by sobie poszły. Póki co roztrząsał ciążę Jenny jakby to on miał zostać ojcem, nie Mark. Nie mógł się pozbyć myśli, że jako jedyny utknął w piaskownicy. Wszyscy już dawno poszli zajmować się dorosłymi sprawami, a on? A on robił głupoty. Jak zwykle, jak za dzieciaka, znów był klaunem. Tyle, że wtedy to czuł, bo nikt się z nim nie przyjaźnił. Teraz sam zdał sobie sprawę z tego, że przegapił czas na dorośniecie i ogarnięcie swoich spraw. Kto normalny czekał dziesięć lat na drugą połowę? Był durniem, że wcześniej do niej nie napisał. A jeszcze większym, że nie wciąż tego nie zrobił. Przyjaźnił się z gangsterem, a przerastało go napisanie do ukochanej. Bał się odrzucenia, stan zawieszenia był mniej stresujący. Kolejne okrążenie po kuchni później usłyszał głos Charlesa:

– Mógłbyś, kurwa, z łaski swojej posadzić gdzieś ten tyłek?

– Odpierdol się, Charles. Ciągle się czepiasz – odgryzł się. Miał dość jego humorów.

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz