Rozdział 20

159 9 0
                                    

Samantha wystawiła twarz w stronę ciepła i zdjęła z ramion bluzę. W południe było już siedemnaście stopni i dziewczyna rozkoszowała się każdym promieniem słońca, który grzał odsłonięte fragmenty jej skóry. Choć przez chwilę mogła beztrosko cieszyć się urokiem pięknej pogody końca marca.

Przygniatające poczucie winy jednak postanowiło o sobie przypomnieć, więc Samantha otworzyła oczy i westchnęła. Nie zaliczyła kolejnej wejściówki u Jacksona, ale nie powinna być zaskoczona. Przecież nie usiadła do książek przez cały weekend, w tygodniu też wcale jej nie ciągnęło do nauki. Wpatrywała się w swoją filiżankę z cynamonową kawą i bułeczką, i czuła się nie w porządku.

Już rano wiedziała, że wszystko zawali. Miłe odczucia związane z seksem życia rozpłynęły się we mgle wyrzutów sumienia, i nawet Zach wydawał się przygaszony. Przeszło jej przez myśl, że zaczynał żałować ich umowy. Jednak uchylił wczoraj drzwi do swojego wnętrza i pozwolił się objąć. Sammy zasnęła spokojnie mimo, że to ona była aktywną stroną tulącą. Zach potrzebował uwagi tak samo jak każdy człowiek. Był sam, nie miał rodziny a nie sądziła, żeby Charles był aktualnie dobrym wsparciem. Z resztą to facet. Oni niespecjalnie potrafili zauważyć, że ktoś czegoś potrzebował. Samantha nie musiała wcale się wytężać, żeby zobaczyć samotność Zacha. Czuła ją całą sobą, bo doświadczyła tego samego.

Rozejrzała się po ogródku kawiarni i wcisnęła na nos okulary przeciwsłoneczne. Pozostałe dwa stoliczki były puste, a przechadzający się tłumnie ludzie kompletnie nie zwracali na nią uwagi. Catherine wyszła z kawiarni, długie blond włosy rozwiał wiatr i potrząsnęła głową, żeby pozbyć się kosmyków z twarzy.

– Naprawdę jeszcze raz bardzo cię przepraszam, Sammy – powiedziała Cate i usiadła ze swoją sałatką naprzeciwko Samanthy. – Przysięgam, nie wiem co mi padło na rozum. Byłam wściekła, ale to mnie nie usprawiedliwia. Przepraszam, przepraszam, przepraszam.

Dźgała widelcem pomidora koktajlowego i zwróciła na Samanthę spojrzenie pełne wstydu.

– Dasz buziaka i zapomnimy o wszystkim. – Samantha wyszczerzyła zęby w uśmiechu. – No co, przecież nie będziemy się bić jak jacyś rozwydrzeni chłopcy.

– Co racja to racja – przyznała Cate i w końcu udało jej się nadziać pomidora na drewniany widelczyk. – Uwierzysz, że są od nas starsi? – Przewróciła oczami i włożyła pomidora do ust.

Samantha uniosła kawę w geście zgody i upiła łyk. Nie zamierzała się gniewać na Cate, złość była kiepskim doradcą, a poza tym... Tak wyglądały relacje z innymi ludźmi. Każdy popełnia błędy. Samanthcie przez myśl przeszły rady ojca i utwierdziła się w przekonaniu, że dobrze robi nie chowając urazy. Życie było zbyt krótkie.

– Wiesz, jestem dumna, że utarłaś nochala temu durniowi Alaricowi. – Cate odstawiła sałatkę i wypiła szklankę wody. – Zasłużył na to i jeszcze więcej. Chciałam się dołączyć do linczu, ale Charles ma za mocny chwyt. – Skrzywiła się.

– I dobrze, grzałabyś celę razem ze mną.

– Tak robią przyjaciele – skwitowała z pewnością siebie. – Chociaż nie byłabyś sama w areszcie.

– Uwierz mi, nie chciałabyś się tam znaleźć. – Samantha zadrżała na wspomnienie tego strasznego mężczyzny i funkcjonariusza policji, którego to wszystko bawiło.

– Myślałam, że zatrzymają cię na noc. Chciałam czekać aż się odezwiesz, ale zasnęłam. A potem...

– A potem nastał dziwny poranek i się głupio przywaliłaś? – podpowiedziała Sammy z uśmiechem.

– Noooo tak.

Catherine wyglądała na skruszoną i nerwowo skubała wargę.

– Ach, było minęło. Zach jakoś wyciągnął mnie szybciej. – Postanowiła pominąć postać Carlosa. – Czeka mnie sprawa w sądzie. Cholera, Zach ma ten papier z datą rozprawy w schowku... – Musi do niego napisać, żeby chociaż dał jej znać kiedy i o której. – Byłam lekko nietrzeźwa, więc wyrzygałam się wam w łazience.

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomWhere stories live. Discover now