Rozdział 23

138 9 12
                                    

– Nie powinieneś jej nic mówić – Zach krążył po kuchni i nerwowo gładził się po wąsach.

Samantha brzmiała źle. Zranił ją i teraz będzie musiał nieść ten ciężar.

– A co miałem zrobić? Ślepa nie jest – odparł Charles i mocno zaciskał szczęki.

Catherine siedziała na kanapie z kamienną miną. Zawiódł ich, kurwa, wszystkich. Łącznie ze sobą. Był rozczarowany własnym zachowaniem. Jakby Rose nie mogła wrócić kilka dni wcześniej.

– Kurwa! – warknął i opuścił ręce. – Co ona w ogóle tu robiła?!

– Miałyśmy się razem uczyć – odparła Cate i ciężko westchnęła. – Nie możesz mnie winić. I tak by do tego doszło.

Fakt. Ale mógł to zrobić lepiej, może akurat byłby w stanie zebrać myśli i wreszcie się, kurwa, zdecydować. Pocałunek z Samanthą był dla niego ważny. Istotny. Odblokował w nim falę emocji, które były wstrzymywane przez lata. Jednak kiedy zobaczył Rose opierającą się o jego samochód we wtorkowy poranek... Też poczuł obezwładniającą falę emocji. Ulgi i radości.

Co za szambo.

– Gdzie poszła ta cała Rose? – zapytała Cate. – Może któreś z was zechce mi wyjaśnić co to ma, kurwa, znaczyć? Moja przyjaciółka cierpi, nie odbiera telefonu, a ja nawet nie wiem kim jest ta baba!

Gwałtownie wstała i założyła ręce na biodrach.

– Kurwa, Zach, dopóki wszystkiego mi nie wyjaśnisz to stąd nie wyjdziesz.

Zach spojrzał błagalnie na Charlesa, ale on uniósł w górę ręce.

– Twój syf, sam się wytłumacz.

– Rose poszła do mieszkania, które wynajęła... – Charles uniósł brwi i objął Cate. – Tak, wiem. Nie lubisz jej.

– Bo wróciła z jakiegoś powodu, tylko jeszcze ci o nim nie powiedziała.

Zach ścisnął nasadę nosa. Tylko spokój może go uratować.

– Poznałem ją niedługo po tym jak przyjechałem do Stanów. Byliśmy dla siebie stworzeni.  To było jak grom z jasnego nieba, wpadła w moje ramiona na środku ulicy i porwała do tańca. Szalona tak samo jak ja. – Uśmiechnął się do wspomnień. Wciąż pamiętał własne zaskoczenie i jej głośny śmiech. – Była przy mnie kiedy Charles miał gorszy czas i czułem się samotny. Potrzebowałem wsparcia, a ona była, słuchała i wspierała. Byłem pewny, że spędzimy razem całe życie. Teraz sam nie wiem co mam o tym sądzić.

– Kochasz ją? – zapytała Cate.

Tak. Nie.

– Nie wiem. To nie jest takie proste, Catherine – jęknął z bezsilności. – Jeszcze miesiąc temu powiedziałbym, że tak. Że kocham ją całym sercem, ale teraz niczego nie jestem pewien.

– Ale się wahasz – dodała cicho.

– Tak, bo marzyłem o niej przez pieprzonych dziesięć lat! Tego nie da się zmienić ot tak! Nie jestem maszyną! Nie mogę porzucić wieloletniej miłości dla przelotnego romansu.

Powiedział coś, co kiełkowało mu w głowie odkąd wróciła Rose. Jeśli uważał ją za miłość życia to powinien dać jej chociaż szansę. Powinien spróbować stworzyć z nią związek o jakim marzył przez tyle lat. Samantha zburzyła mur, jaki wokół siebie zbudował, ale Zach był po prostu spragniony miłości i uwagi. To nie było prawdziwe, to był przelotny romans.

Musiał w końcu to zrozumieć i przestać mieszać Samanthcie w głowie. Była zbyt młoda, powinna znaleźć sobie kogoś w swoim wieku. Kogoś mniej pokręconego, z lżejszą przeszłością, bez traum i skaz na ciele. Zasługiwała na prawdziwą miłość, a nie jej imitację. Jeśli zostawiłby Rose żałowałby tego do końca życia. Przecież tyle na nią czekał, nagroda była tuż za rogiem. Jak mógł się jej pozbawić? Jeszcze kilka dni temu myślał, że już jej nie kocha. Teraz było inaczej. Wszystko odżyło, jakby jakaś ręka wlała kolor w jego życie. Kiedy zobaczył te kasztanowe włosy, oczy, w których tańczyły tak znajome mu iskierki... Przepadł. Przepadł na nowo, jakby znów miał  niecałe dziewiętnaście lat i świat u swoich stóp. Idealna. Przecież wróciła do niego, też musiała go kochać.

#2 Jako i my odpuszczamy naszym winowajcomTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang