Rozdział 58 Polowanie

Zacznij od początku
                                    

-Spróbuj drugą stroną zajechać do Reno, my wyjedziemy ci naprzeciw - słyszałam, jak krzyknął coś do wujków, żeby się szykowali. 

Nie zdążyłam już nic odpowiedzieć, tylko pośpiesznie się rozłączyłam, ponieważ pan władza absolutna, właśnie się do mnie zbliżał. Ubrałam prędko kask, a telefon wcisnęłam do kieszeni kurtki, nie wiem nawet, czy ją zapięłam, tak się śpieszyłam. Odpaliłam silnik. Gdy ten to zobaczył, zaczął biec w moim kierunku. Ann, ale właśnie sobie grabisz - pomyślałam. Dałam manetę do odciny, puściłam sprzęgło i harley wyrwał do przodu. Z trudem opanowałam moc, by się nie wyrwał na tylne koło, ale utrzymałam. Mijając go, słyszałam, jak coś do mnie krzyczy, ale warkot silnika zagłuszał jego słowa. Zauważyłam jeszcze w bocznym lusterku, jego spanikowany bieg do samochodu, ale nim zdążył wsiąść, ja zniknęłam mu już z pola widzenia. Blach raczej nie widział, twarz zamaskowana, a takich motocykli, jak mój jeździ wiele.
Teraz nie dość, że muszę wystrzegać się srebrnej hondy to i szeryfa, ale na szczęście udało mi się niezauważenie opuścić miasteczko. Zgodnie z tym co powiedział mi Roger, pokierowałam się w stronę drugiego wjazdu do miasta od Riverwalki District. Nadłożyłam trochę drogi, ale lepiej tak, niż nie potrzebnie ryzykować. Zjeżdżając z drogi stanowej numer 80, naprzeciw wyjechali mi wikingowie. Wyminęłam ich, a oni nawrócili i puścili się za mną. Na wszelki wypadek jechaliśmy w pewnej odległości od siebie. W taki sposób dojechałam bezpiecznie na Clubhouse, gdzie zawiadomiony przez Nils'a na polecenie wujka, Darren już na mnie czekał po cywilnemu. 

-Cześć - rzuciłam idąc w jego kierunku szeryfa i poprawiając włosy. -Czym tak rozjuszyłeś naszych podejrzanych, że chcieli zepchnąć mnie z drogi, jak tatuśka? - usiadłam obok narzeczonego, który wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem. -Dzwoniłam do ciebie, ale nie odbierałeś - dodał, spoglądając na bruneta.

-Wszystko w porządku? - spytał stroskany wiking.

-Jak najbardziej - uśmiechnęłam się szczerze. -Harlee jednak jest nie dościgniony - puściłam mu oczko, a mężczyzna jakby momentalnie zbladnął. -No co? - wzruszyłam ramionami. -On po prostu drugi raz nie chce skończyć tak samo - rzuciłam trochę prześmiewczo, dla wyluzowania sytuacja, ale Nils zaproponował, żebym puknęła się w głowę, dając mi to jasno do zrozumienia, pukając się w czoło i przewracając oczami.

-Możliwe, że mieli małe odwiedziny i możliwe, że zarekwirowano im kilka nielegalnych rzeczy. I nie uwierzysz kogo tam zastano - uniosłam brew. -Twojego oprawcę Joe'go Clark'a -zaskoczyłam się tą wiadomością. W końcu poznałam jego dane i przestał być anonimowy. -A co cię teraz goniło? - spytał.

-Skąd wiesz, że goniło? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 

-Mam dostęp do takiej pewnej fajnej bazy z ciekawostkami - stwierdził rozbawiony.

-Przeklęty szeryf - zaklnąłam pod nosem, a Darren uniósł brew. -Nie ty. Ten z Hidden Valley - wyjaśniłam dla pewności. -Srebrna honda civic - odpowiedziałam na poprzednie pytanie. -Nie mów, że to pojazd tego Joe'go? - zapytałam podejrzliwie.

-Zgadłaś - przytaknął, ale dla mnie wszystko stało się nagle jasne. Kto inny mógł chcieć się mnie pozbyć, niż on sam. Za pierwszym atakiem też zapewne stał, a teraz na pewno domyślił się, że gliny, które go odwiedziły, nie zrobiły tego bez powodu, a za moją sprawą. Ponieważ, to mi pokazał wtedy, to miejsce. Zatem jeśli od zawsze uznawane przez mieszkańców opuszczone miejsce, nagle przestaję takie być, to za czyjąś sprawą. Niestety w tym przypadku łatwo połączyć kropki.

Moją rozmowę z Darren'em przerwał dzwonek telefonu. Nie chciałam początkowo odbierać, ale gdy na ekranie zobaczyłam Sheila, postanowiłam odebrać. Może coś się stało. Z byle powodu, by nie dzwoniła. Dlatego przeprosiłam zgromadzonych i odeszłam na bok odebrać, żeby nie robić tego przy nich, ponieważ trochę to niegrzeczne.
Wpierw na dzień dobry, upewniłam się, czy wszystko dobrze, a gdy już mi przytaknęła, zdradziła powód swojego telefonu. Ośrodek organizuje grupową terapię. Proszą, by pacjenci zaprosili swoich bliskich, by wspólnie mogli wyjaśnić wszystkie swoje bolączki i zacząć od nowa. Dodatkowo ma mieć, to korzystny wpływ na pacjentów, gdyż ze świadomością, że nie są sami, łatwiej ma im się walczyć o swoją przyszłość. Naturalnie przystałam na propozycję Sheila'i. Jeśli już zrobiła pierwszy krok i zdecydowała się poddać leczeniu, dlaczego teraz miałabym jej utrudniać. Szczególnie że zależy mi, aby stanęła na nogi. Usłyszałam tę zduszoną radość w jej głosie, gdy się zgodziłam. Chciałam z początku powiedzieć jej o ciąży i że zostanie babcią, może w ten sposób jeszcze bardziej by się zmotywowała do leczenia, ale uznałam, że zachowam to w tajemnicy. Powiem jej osobiście, kiedy przyjadę. Terapia ma się odbyć w czwartek o 11:00. Zatem mam dwa dni, by przygotować się mentalnie. Nie zamierzam udawać, tam nie wiadomo, jak zżytej rodziny, ale nie będę też udawać, że jest mi kompletnie obca. Jestem trochę ciekawa, jak zareaguję na tę nowinę. Może ją też zwali z nóg, jak mnie. Nie oswoiłam się nadal z tą myślą, ale to, że ja się nie cieszę, nie znaczy, że ona się nie ucieszy i nie dostanie jeszcze większego kopa, żeby jednak w tej abstynencji narkotykowej wytrwać, jak najdłużej. Ponoć grunt to mieć dobrą motywację i można zdobywać świat.
Wracając do mężczyzn, odczytałam po drodze SMS-a, który przyszedł podczas mojej rozmowy z matką. Kliknęłam ikonkę z kopertą i otworzyłam wiadomość o treści ,,Oszukałaś mnie szmato", momentalnie spojrzałam na numer - nieznany. Jeylen? Joe? Włamywacz braciszek? Nie wiem. Ostatnimi czasy miałam więcej wrogów, niż przyjaciół, a numer, z którego otrzymałam wiadomość, nie figurował wcześniej w moim spisie połączeń, ani wiadomości. Weszłam nawet w okno czatu z Jeylen'em, sprawdzić dla pewności, czy to nie jego numer, bo może mi się coś nie tak wyświetliło, ale te dwa numery różniły się od siebie. Hm, chyba że to Joe, już wie, że wydałam go funkcjonariuszom. Ciężko stwierdzić, dlatego zamknęłam okno czatu z tym numerem, zablokowałam telefon i schowałam do kieszeni. Nie zamierzam na razie wspominać o tym, ponieważ równie dobrze mogła, to być pomyłka. Żadna groźba, to nie jest, a więc na chwilę obecną spada na drugi plan, jako ta mniej znacząca rzecz. Na tę chwilę trzeba skupić się nad Joe, ponieważ on stanowi realne zagrożenie. Mnie życie jeszcze miłe, pomimo że nie długo będzie przesrane, to nie śpieszy mi się na niebieskie autostrady. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz