Rozdział 40 Arizona

95 11 4
                                    


Dwa dni później

-Pewny jesteś, że dasz radę? Może powinieneś jednak zostać? - podałam Nils'owi kubek wody wraz z lekami, przysiadając się. 

-Ale ty wiesz, że żebra goją się od 8 do 10 tygodni, a przez tyle czasu nie mogę tylko leżeć? - spytał z politowaniem, unosząc brew, po czym połknął tabletki i odstawił kubek na mały stolik obok kanapy, na którym stała lampka.

-Dobra, wygrałeś - odpuściłam, przewracając oczami. -Pójdę zaparzyć kawy, zanim przyjedzie wujek - wstałam.

Po pół godziny przyjechał Roger. Nie omieszkał uszczypliwego komentarza, że jego córka została panią domu, gdy tylko otworzyłam mu drzwi oraz późniejszego, że jednak kurą domową, kiedy podałam mu kawę. Puściłam te uwagi mimo uszu. Przywykłam do humoru wujaszka i tego, że od czasu do czasu, lubi zagrać mi na nosie. 
Porozmawialiśmy jeszcze przed wyjazdem, jakby chciała, żeby to wyglądało, ale znając życie, wszystko pójdzie na odwrót, więc zbytnio nawet nie planuję. Mężczyźni upewnili się również kilkakrotnie, czy na pewno pragnę ponownie ujrzeć matkę, której nie widziałam przez dobre 9 lat. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak szybko to minęło. 

-Skoro Axel miał tajemnice, o których nie powiedział nawet tobie, może nie powinnaś ich drążyć? - zaproponował Nils.

-Może właśnie tym bardziej powinnam - skwitowałam.

-Dobrze, córa, to w drogę - Roger poderwał się z fotela, dopijając uprzednio kubek aromatycznego trunku.

Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, które wrzuciliśmy do bagażnika dodge'a. Nils usiadł z tyłu, gdzie mógł dowolnie się rozsiąść, zamiast gnieść jeszcze bardziej połamane żebra w niewygodnej pozycji na miejscu pasażera z przodu. Za kółkiem samochody usiadł wujaszek, a ja zajęłam miejsce obok niego. Odpalił silnik i wytoczyliśmy się powoli na drogę, by po chwili nabrać prędkości i ruszyć w 12-godzinną podróż. Mamy do pokonania 740 mil dodatkowo Phoenix znajduję się w innej strefie czasowej, więc na miejsce jakby dotrzemy jeszcze godzinę później. W Reno obowiązuje czas pacyficzny standardowy, zaś w Phoenix czas górski standardowy, przez co w Arizonie ma godzinę do przodu. Dlatego wyjechaliśmy z samego rana, czyli o 06:00, więc doliczając tę godzinę, na 19:00 czasu Phoenix dotrzemy na miejsce. Obyśmy tylko zastali kogoś w domu. Po tak długim okresie milczenia ze strony dziadków oraz mamy, nie spodziewam się ciepłego powitania. Szczególnie że towarzyszą mi dwaj mężczyźni, za którymi miłością wyjątkowo nie pałają. Nie dbam jednak o to w tym momencie. Mną nikt nie przejmował się przez tyle lat, dlaczego ja mam kimś teraz się interesować? Babcia zadzwoniła do mnie po tym wszystkim z maksymalnie 3 razy i to jeszcze w takich odstępach czasu, że ledwo pamiętałam w jakiej sprawie. Częściej ja do niej dzwoniłam, naiwnie pytając się co u mamy. Teraz jej wymijające odpowiedzi nabrały sensu. Zawsze powtarzała, że u niej dobrze, ale potrzebuję więcej czasu na zregenerowanie organizmu i pogodzenie się z wypadkiem taty, gdyż po części się za niego obwinia. Wierzyłam jej, bo dlaczego miałabym nie wierzyć. Babcia nigdy nie dała mi podstaw, przez które mogłabym podważyć jej zaufanie. Wręcz przeciwnie, nawet kiedy mama się wściekała o motocykle, ona mnie wspiera. Powtarzała mi, że z pasji nie wolno rezygnować, gdyż to jedyna rzecz, która sprawia, że nasze życie ma większy sens. Jednak mijały dni, miesiące, aż w końcu lata, a kontakt słabł coraz bardziej i pewnego dnia po prostu się urwał. Czy to moja wina? Odpycham od siebie ludzi? Ja tylko pragnęłam, być dla kogoś ważną, czy to źle, że dziecko pragnie uwagi rodziny? Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam. Wmawiałam sobie, iż to moja wina. Gdybym może była lepszą córką, wnuczką, siostrą pokochaliby mnie bardziej. Byłam chodzącą bombą emocji, która w każdej chwili mogła eksplodować. Nie zrozumiana przez nikogo. Tata bardzo się starał, jestem mu za to wdzięczna, ale nawet on nie wiedział, z czym zmagam się w środku. To tak jakbym walczyła z dwoma głosami w głowie. Jeden kazał być sobą, powiedzieć, co boli i zrobić wszystko by zapracować na miłość i drugi, który podpowiadał mi, że nie warto. Lepiej odpuścić. Słuchałam tego pierwszego. Głosu serca, nie rozsądku. Gdy dorosłam, pozwoliłam rozsądkowi dość do głosu. Zrozumiałam, że to nie zemną, był problem, lecz z otaczającymi mnie ludźmi. Nie można wpychać się tam, gdzie Cię nie chcą, a jeśli tak postępują, są niewarci Ciebie. Zatem do czego potrzebni Ci w Twoim życiu niewarci ludzie? Do niczego, dlatego najlepiej wymazać ich ze swojego życia. Nie tracić na nich czasu i żyć spokojnie, nie psując sobie zbędnie nerwów. I właśnie teraz jadę zakończyć coś, co powinnam dawno temu. Nie udawać, że rozumiem jej postępowanie. Nie wmawiać sobie, że nie mam jej tego za złe. Ponieważ oszukuję samą siebie. Jadę poznać prawdę, która należy mi się, jak psu kość i wymazać niewygodne wspomnienia z głowy. By nareszcie porzucić przeszłość, skupić się na teraźniejszości i może ciut na przyszłości.

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz