Rozdział 16 Spotkanie z nieznajomym

143 18 3
                                    


Na miejsce dotarłam z lekkim opóźnieniem. 

-Wsiadaj! - rzucił w moim kierunku mężczyzna z granatowego sedana zaparkowanego po drugiej stronie ulicy tuż za mną. 

Pośpiesznie przebiegłam przez jezdnię, ówcześnie przelotnie się rozglądając. Jeszcze by brakowało, tylko żeby jakieś auto postanowiło mnie niekontrolowanie przepchnąć ze swojego toru jazdy. 

-Nie śpieszyło ci się - zmierzył mnie wzrokiem, kiedy wsiadłam pojazdu. -Już myślałem, że się rozmyślisz - uśmiechnął się podstępnie, blokując w międzyczasie wszystkie drzwi samochodu, po czym z piskiem opon odjechał z obecnego miejsca, zmierzając w nieznanym kierunku.

-Gdzie jedziemy? - spytałam, rozglądając się nerwowo dookoła. -Nie było o tym mowy - odruchowa złapałam za klamkę, ale po chwili sobie przypomniałam, że przecież kilka sekund wcześniej zamknął auto od środka. 

-Plany się zmieniły, a mała przejażdżka nikomu jeszcze nie zaszkodziła - znacznie przyspieszył, wyjeżdżając na drogę prowadzącą do wylotowej drogi z miasta. -Jeszcze - dodał po chwili, spoglądając na mnie.

Czy to był błąd? Tak, to był błąd. Zdecydowanie był! Czy Nils zgodnie z obietnicą urwie mi łeb, jeśli się dowie? Z pewnością. Chyba że uprzedzi go Roger. A czy wejście do samochodu praktycznie obcego mężczyzny, o którym krążą nieprzychylne opinie nie bez przyczyny, było rozsądnym? Oczywiście, że nie. Jeśli się może zastanawiacie, czy zdaje sobie z tego sprawę, to tak, ale czego człowiek nie robi, gdy osiąga stan desperacji. Tylko on jest w stanie, choć połowicznie rozwiać pewne wątpliwości, bym co dnia od kilku lat, nie musiała zadręczać się niewyjaśnionym. On jest kluczem, do mojego spokoju. Sporo ryzyko podejmuje, ponieważ nie wiem, gdzie kończą się jego granicę, lecz muszę poznać prawdę, a nikt inny jej nie zna.

Po pokonanych prawie że z prędkością światła kolejnych kilometrach sedan zatrzymał się poza miastem, nieopodal wyglądającego na pierwszy rzut oka opuszczonego budynku, w którym na pierwszym piętrze paliły się światła. Gdyż, jak się z czasem okazało, wcale na takowym nie był. Mieszkać tam, nikt nie mieszkał, ale jest, prawie że pewna, iż ten przybytek, inną miał sprawować rolę i chyba dobrze się w niej spisywał, bo żaden przechodzień, czy inny się nim nie interesował. Niepozorny, czy tak owiany złą sławą?

-Co tu robimy? - zapytałam nerwowo. -Miałeś wyjawić mi prawdę, a nie wywozić poza miasto - powiedziałam ze złością.

-Wszystko ma swoją cenę - nachylił się nade mną. -Zresztą w mieście ściany lubią mieć uszy - odpiął mój pas, po czym wysiadł z auta. Odetchnęłam z ulgą, a po chwili poszłam w jego ślady.

Mężczyzna oparł się o maskę samochodu, wyciągając z kieszeni czarnej bluzy paczkę czerwonych Marlboro, którą wyciągnął w moim kierunku, odmówiłam, więc wyjął z paczki jednego papierosa, pośpiesznie odpalając, zaciągnął się, po czym powoli wypuszczając dym, uniósł dumnie głowę do góry, przy okazji uważnie mnie lustrując od stóp do głów. 

-Zrobiłeś, to z premedytacją? - spytałam zniecierpliwiona. 

-Zagrajmy w grę - odepchnął się nogą od koła, by podejść bliżej mojej osoby.

-Nie przyszłam grać z tobą w pieprzone gry, a dowiedzieć się prawdy! - uniosłam głos, czując, jak krew się we mnie gotuje.

-Jesteś tu na moich zasadach - rzucił przez zęby. -Jak będę chciał, możesz stąd nie wrócić - mówiąc to, w międzyczasie niespodziewanie jego dłoń znalazła się na mojej szyi, zaciskając swe palce wokół niej. 

-Przepraszam - rzuciłam, chcąc ponownie odzyskać swobodny dostęp do powietrza. 

-Dlaczego wyjechałaś? - cofnął rękę. 

Podróżując stalowym rumakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz