Rozdział 6: Hokkaido - kraina śniegu i mrozu.

156 19 11
                                    

Pov Sol:

Dziś rano czułem się znacznie lepiej niż ostatnio. Byłem pełen energii i cieszyłem się z tego powodu, bo nic nie przeszkodzi mi w przygodzie z chłopakami. No... Może oprócz ojca, ale z nim dam sobie radę.

Ubrałem się szybko i zbiegłem po schodach na dół. Tata jak zawsze siedział w kuchni i czytał gazetę popijając kawę. Musiałem wymyślić to mądrze. Mądry powód, dla którego miałbym wyjechać z domu z kolegami. Plecak, do którego spakowałem najważniejsze rzeczy, zostawiłem jeszcze w pokoju, by nie budzić podejrzeń. Nawet gdyby ojciec się nie zgodził od razu, wiedziałem dobrze co go przekona.

- Tato? - spytałem siadając na krześle obok. Zanim uzyskałem odpowiedź, tata podał mi szklankę z wodą i jakieś prochy. Świetnie... Nawet gdy tak dobrze sie czuję i tak wpycha mi leki. Nie chcąc go zdenerwować przyjąłem je w ciszy.

- Słucham Sol?

- Czy mógłbym pojechać na wycieczkę z kolegami?

- Ależ oczywiściscie, że nie.

- Ale tato, to jest trening. Trening, który sprawi, że NIE przemęczając się, stanę się najlepszym piłkarzem na świecie. I to będzie dzięki tobie, bo zawsze tak wierzyłeś we mnie. - wiedziałem, że wszystko co powiedziałem było kłamstwem. Ojciec i może wierzył, ale skoro jestem chory, to wiara we mnie nie miała sensu. Głupota prawda?

- Z kim tam będziesz?

- Z Riccardo, to ten najmądrzejszy z Raimona. Aitorem, jego rodzice mają jedną z większych firm w Japonii. Victorem, który jest najlepszym napastnikiem w kraju i Arionem, czyli ulubieńcem Marka Evansa. Widzisz? Sami mądrzy i odpowiedzialni.

- No dobrze... Skoro masz jechać z tak odpowiednim towarzystwem to pozwalam, ale masz dzwonić i meldować jak sie czujesz. I oczywiście wsiąść tam leki, jasne? Nie chcę byś znowu trafił do szpitala. - tsa, nie chce. Gdy kiedyś zdarłem kolano, jeszcze przed stałym pobytem w szpitalu, to wysłał mnie tam, bo by mi kolanko odpadło...

- Dziękuję tatusiu - uśmiechnąłem się szeroko i przytuliłem mocno do męszczyzny. Ten uśmiechnął się lekko, a jego wąś drnął.

- Powodzenia Sol. I miłej wycieczki, dbaj o siebie. - zmierzwił mi włosy.

- Tak tato! - wziąłem ze stołu tosta, którego zjadłem praktycznie na raz. - będę dzwonił! - pobiegłem na piętro.

Wziąłem mój plecak i wybiegłem z domu. Pobiegłem do garażu obok domu i wyjąłem mój rower. Wsiadłem na niego i wyjechałem na ulicę.

- Pa Sol! - usłyszałem za sobą.

Plan zadziałał. Świetnie. Teraz tylko gdzie mieliśmy się spotkać..? Chyba przed domem Gabiego. Jego rodzice chodzą do pracy bardzo wcześnie, więc nie zauważą nas. Poza tym Riccardo chce sprawdzić, czy nie ma tam jeszcze jakiś wskazówek odnośnie dokładniejszego adresu. Jak pomyślałem tak zrobiłem i po kilku chwilach, byłem już pod wyznaczonym miejscem. Czekał tam już Riccardo i Arion z Victorem. Brakowało jeszcze Aitora.

- Cześć! - krzyknąłem hamując z piskiem. Zeskoczyłem z roweru i stanąłem obok chłopaków.

Zobaczyłem ogromny uśmiech Ariona gdy mnie zobaczył. Może wątpił, że się pojawię? Chociaż... W sumie, nie jest to dziwne. Jednak obiecałem, więc jestem.

- Cześć Sol! - krzyknął właśnie Arion.

- Nie ma jeszcze Aitora? - zapytałem lekko zaskoczony.

- Właśnie nie. Nie odbiera telefonów, jeśli nie przyjdzie w przeciągu pięciu minut, będziemy musieli iść po niego. - powiedział Riccardo.

||Odnaleźć to, co zostało utracone|| - Inazuma Eleven GoTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon