Rozdział 4: Znajdziemy Gabriela razem!

158 16 7
                                    

Pov Sol:

Słuchałem opowieści chłopaków o tym jak Gabriel zapadł się pod ziemię. Ciekawe.. nie powiem, że nie. Jest to dziwne, zniknął tak nagle? Teraz przynajmniej wiemy gdzie jest. I to dzięki mnie!

- I wtedy Arion postanowił pójść do ciebie, resztę już znasz - podsumował Aitor.

- Rozumiem. Czyli wiemy, że jest w tej wiosce.

- Tak, musimy tam jechać jak najszybciej. Mam nadzieję, że jeszcze tam jest... - odezwał się Riccardo. On chyba najbardziej martwił się o Gabiego. Nic w tym dziwnego, widziałem panikę w oczach Gabriela gdy Ric po meczu z moją drużyną stracił przytomność. Musieli mieć naprawdę dobrą relację.

- Tsa, ale dalej nie wiemy w jakim domu jest. Przecież nie będziemy zaglądać do każdego z osobna. Poza tym do Hokkaido mamy ponad dziewięć godzin pociągiem. Nie możemy też tak zwiać, co pomyślą rodzice. Musimy wymyślić jakiś lepszy pomysł. - powiedziałem do zebranych.

- Dobrze, Sol na rację. Jest środa wieczór, najlepiej wyjechać rano. Jutro załatwimy wszystkie rzeczy, powiemy rodzicom, że jedziemy na treningi, wiecie, tylko my, nie inni z drużyny. Załatwimy bilety i w piątek rano wyjedziemy. - powiedział Arion, a ja zdziwiłem się, że tak szybko wymyślił taki plan.

- Zgadzam się z Arionem - wtrącił Victor - nie możemy tego zrobić tak od razu. Wszyscy chcemy odnaleźć Gabriela jak najszybciej, ale to musi być zaplanowana akcja.

- Dokładnie tak. Gdy dojedziemy już to i tak jeszcze jakiś kawałek będziemy musieli przejść. W tej wsi nie ma stacji kolejowej. Może weźmiemy rowery? - zaproponowałem.

- Tak, dobrze myślisz Sol - rzekł Aitor, a ja uśmiechnąłem się na ten komplement - czyli piątek rano?

Wszyscy pokiwali głowami. Zamyśliłem się. Ojciec napewno mnie nie puści. Jestem przecież taki biedny i chory. Nie jestem! Jestem już zdrowy.

"Może i wygląda na to, że nic ci już nie jest, ale nigdy nie pokonasz tej choroby. Będziesz mieć ją zawsze, czasem poprostu będzie lepiej. Będziesz mógł grać, biegać. Innego dnia możesz nie mieć siły by zejść z łóżka" - przypomniałem sobie słowa lekarza, tuż przed wyjściem ze szpitala. Miał rację. Dziś czułem się fatalnie. Spałem chyba do szesnastej. Dobrze, że ojciec tego nie widział. Znowu wyslałby mnie do szpitala..

Zamyśliłem się widocznie i było to widać, bo usłyszałem jak ktoś krzyczy moje imie.

- Sool!

Poderwałem się przestraszony z kanapy i stanąłem na równe nogi.

- Tak?

- Idziesz z nami co nie? - zapytał Arion.

- A tak. Jasne jeśli mogę to tak.

- Dobrze, ale jesteś zdrowy? Taka wycieczka może być wyczerpująca.

- Tak jasne, jakbym był chory to bym siedział w szpitalu, nie? - lekko sie spociłem, nie wiedziałem, czy to ze stresu na odpowiedzi, na te pytania, czy przez to, że w tym domu jest tak strasznie gorąco. Inni widocznie to zauważyli. Wszyscy patrzyli tylko na mnie. To było przytłaczające.. co innego gdy wszyscy patrzą na ciebie, po zwycięskim golu, a co innego jak patrzą gdy siedzisz spocony na kanapie.

- Wszystko okej? - zapytał Arion i podszedł troszkę bliżej.

- Tak! Jasne, jaa. Wy już może idźcie, ja ide się położyć i jeszcze przespać. Cześć! - pobiegłem na piętro do swojego pokoju. Słyszałem ciche i zdziwione pożegnania chłopaków.

Usiadłem na łóżku i dotknąłem swojego czoła. Chyba mam gorączkę. Żeby upewnić się, wziąłem termometr.

- Cholera.. - powiedziałem pod nosem i spojrzałem na mały ekranik na sprzęcie. - poważnie? 40°? - odłożyłem termometr i wyjąłem z szuflady listek tabletek. Cała ta szuflada była tylko w lekach. Wyjąłem dwie i szybko włożyłem do ust. Popiłem i polożyłem się na łóżku. - Nie przydam się im w takim stanie - położyłem się na boku i zamknąłem oczy.

Pov Arion:

- Sol..? A temu co? - spojrzałem na kolegów zaskoczony.

- Może źle się poczuł. - zaproponował Victor.

- Ale on jest już zdrowy, co nie? - spytałem.

- Moim zdaniem on będzie nas spowalniał - rzekł Aitor.

- Ale tylko on wiedział o koordynatach. Potrzebujemy go Aitor. - spojrzał na młodszego Riccardo.

- Tak, ale co jak zemdleje podczas jazdy, albo nie będzie w stanie przejechać tymi rowerami, wyznaczonej odległości?

- Dobra, poczekajcie na zewnątrz - powiedziałem - ja pójdę może zobaczyć co z nim. - mówiąc to ruszyłem na piętro.

Zauważyłem drzwi, na końcu korytarza. Były na nich różne naklejki. "To musi być pokój Sola" - pomyślałem i zapukałem do drzwi. Usłyszałem ciche "proszę". Wszedłem do środka. Sol miał rację, rzeczywiście był tam spory bałagan. Po podłodze były porozwalane butelki wody. Cała masa butelek wody... Pudełka po lekach, nawet przewrócony słupek podtrzymujący kroplówkę. Pewnie nie używany od dłuższego czasu. Było też mnóstwo chusteczek higienicznych, książek i kilka piłek. W pokoju panował półmrok, rolety były zasłonięte. Na sporym łóżku pod ścianą leżał Sol.

- Sol? Co się stało? - podszedłem bliżej do chłopaka. Wyglądał strasznie. Był cały mokry i rozpalony.

- Nic, idź już - przewrócił sie na drugi bok.

- Jesteś chory prawda?

- Nie jestem! Daj mi spokój.

Ignorując jego słowa dotknąłem jego czoła. Nie było aż tak źle. Widocznie już brał coś na zbicie temperatury, ale dalej wyglądał źle. Usiadłem na jego łóżku.

- Mi możesz przecież powiedzieć. Nie wygadam się.

- Jestem zdrowy, idź sobie.

- Jesteś. Może i jesteś, ale nie teraz.

- Dasz mi spokój? Jestem zmęczony, chce spać - położył się na plecach i spojrzał w sufit.

- Pogorszyło ci sie tak?

- Tsa, ale cicho. Jadę z wami. Nie ważne co by się stało, pojadę z wami tak czy siak.

- To może ci zagrażać. Sol zrozum to. Zachowujesz się tak jak przed tym meczem. Nie powinieneś grać.

- Ale zagrałem i nic to nie zmieniło. Teraz też nie zmieni. Wyolbrzmiasz sytuację Arion.

- Nie prawda.

Chłopak zamknął oczy. Wystarczy już mojego gadania, jak widać. On nie odpuści. On nigdy nie odpuszcza i nie poddaje się. To caly Sol.

- Będziesz mi kazania dawać? - zapytał?

- Nie. Normalnie idziesz z nami. Jesteś naszym kumplem, nawet jakby coś się działo, my ci pomożemy i znajdziemy Gabriela razem. Widzimy się w piątek. Jak coś to pisz, wysłucham się. Do zobaczenia Sol. - uśmiechnąłem się i skierowałem w stronę drzwi.

- Dziękuję ci Arion. Dziękuję. - znowu zamknął oczy. Niech odpoczywa, przyda mu się.

- Tak, cześć - wyszedłem z pokoju. Zbiegłem po schodach i wybiegłem z domu.

Na chodniku przed domem Rudzielca stali wszyscy. Od razu spojrzeli na mnie.

- I co mu się stało? Żyje? - zapytał Victor.

- Żyje. Poprostu zrobiło mu sie gorąco to wszystko. Nic mu nie jest, wyzdrowiał. Normalnie spotyka sie z nami w piątek i jedziemy na Hokkaido.

- To dobrze. Jak już mówiłem Sol jest nam potrzebny. - powiedział Riccardo i ruszył przed siebie. Za nim pobiegł Aitor i Victor. Ja też postanowiłem iść z nimi.

Razem ruszyliśmy w stronę zachodu. Słońce było już coraz niżej. Niebo przybrało piękne barwy. Ciekawe kto tak ładnie je maluje? Uśmiechnąłem się pod nosem i dorównałem kroku chłopakom. Kto wie, jakie przygody przeżyjemy podczas naszej podróży?

Au: noi kolejny rozdział. Łooo... Lecimy z regularnością. Będę starała się dawać po 2/3 rozdizaly tygodniowo. Wydaje mi się, że to dobra liczba.
A co sądzicie o rozdziale? Myślicie, że choroba Sola przyniesie jakieś problemy?
Miłego życiaaa<3

||Odnaleźć to, co zostało utracone|| - Inazuma Eleven GoWhere stories live. Discover now