Epilog

163 13 74
                                    

Narrator trzecioosobowy:

Minął miesiąc. Miesiąc od tragicznego wypadku, miesiąc od kiedy Riccardo i paczka znowu są w Tokio. Wszyscy wrócili i są w rodzinnym mieście.

Riccardo wyszedł właśnie ze szpitala, - był tam na wizycie kontrolnej- dziś zdjęli mu gips z ręki i założyli jedynie ortezę, by wcześniej złamana kość się nie przemieściła. Wiedział już gdzie pójdzie. Nie poszedł do domu, poszedł do znajomych.

Ruszył ulicą. Była już połowa wakacji. Gdy zaczynali swoją podróż, był koniec wiosny. Zawalił tyle nauki... Ale udało mu się zdać klasę, wiec był z siebie dumny. Mimo pory dnia i roku, pogoda była fatalna. Wszędzie była gęsta mgła i niebo zaszło chmurami. Było mrocznie i ciemno.

Zastanawiacie się napewno, czy przyjaciołom udało się odnaleźć Gabriela. Czy udało im się spełnić cel podróży? Ależ oczywiście. Gdy wszyscy wrócili do miasta, Gabi tam czekał, ale to inny fragment historii.

Wypadek, który wydarzył się na Hiroshimie wstrząsnął całym krajem. Co się tu dziwić, w końcu brały w nim udział popularne osoby. Osoby znane w całym kraju, ale także - dwie z nich - w kosmosie. Cały internet, gazety i wszelkie portale sportowe, wręcz huczały od nowych informacji na temat zdrowia poszkodowanych.

Riccardo pchnął szybko furtkę i wkroczył na spory teren. Rosła tam sucha trawa, były chodniki z omszonej już kostki oraz kilka drzew. Doszedł do celu swojej wędrówki. Usiadł na ławce przed trzema grobami.

"Śp. Arion Sherwind"

"Śp. Sol Daystar"

"Śp. Victor Blade"

Ten widok zawsze sprawiał, że serce chłopaka pękało na mnóstwo kawałków. Ból po śmierci przyjaciół jest nie do opisania. Czuje po nich wielką pustkę.

Riccardo jest załamany tym, że nigdy nie usłyszy już śmiechu Ariona, jego rad, motywacji dla niego i całej drużyny. Nie usłyszy narzekania Victora. Choć nie polubili się na samym początku z biegiem czasu Blade stał się naprawdę bliski chłopakowi. Nie usłyszy już Sola, który czasami się przemądrzał, śmiał z jak to mówił "ludzi z raimona". Nie zagra z nimi w piłkę, nie zrobi wspólnej nocowanki, wyjazdu do kina. Nie zrobi kurwa nic! Nic! Bo oni nie żyją.

Schował twarz w dłonie i rozpłakał się, przez wszystkie myśli w jego głowie. Myślenie o śmierci nie jest odpowiednie.

Nie, nie. Aitor nie został zapomniany, czy pominięty. Jednak jego historia nieco się różni. Jak wiemy, również brał udział w wypadku, mu jednak udało się przeżyć. Jak? Gdy auto leciało w dół, udało mu się wypaść z paki pick upa. Był to przypadek, lecz najpewniej, najlepszy przypadek w jego życiu. Wypadł z samochodu? Czyli spadł pierwszy i zginął? Nie. Wypadł, to prawda, ale zatrzymał się na jednej z półek skalnych. Nie zamortyzowała ona zbytnio upadku, więc stracił od razu przytomność, ale to właśnie ocaliło jego życie. W karetce stracił oddech, lecz po jakimś czasie ratownikom medycznym udało się sprawić, by jego stan był stabilny. Miał też poważne obrażenia. Teraz leży w śpiączce w szpitalu. Podpięty do wielu aparatur medycznych, które mają utrzymać go przy życiu. Lekarze nie wróżą mu szybkiego wybudzenia, lecz wierzy w to Riccardo, Gabi i rodzice Aitora.

Właśnie... Rodzice. Nie tylko wcześniej wspomnianego chłopaka, a reszty. Cóż... Nie byli zadowoleni z ucieczki ich dzieci, lecz nie mogli być na nie źli. W końcu stracili własne pociechy. Pogrzeb tylu młodych, silnych ludzi, także był niesamowicie bolesny.

Rodzina trójki nastolatków uzgodniła ze sobą, że chcieliby, pożegnać ich wszystkich razem. Na jednej uroczystości. Byli w końcu przyjaciółmi, rywalami, jednymi w najważniejszych osób w swoim życiu.
Na pogrzebie były tłumy. Oprócz rodziny i najbliższych przyjaciół zmarłych pojawili się też praktycznie wszyscy gracze drużyn, z którymi Raimon i Uniwersum grali w trakcie Turnieju Świętego Szlaku. Byli też kibice, sąsiedzi. Hareley, Shawn, Tori i Sue. Nawet ludzie, którzy widzieli ich raz, na ulicy. Mimo to, emocje jakie emanowały od chłopaków sprawiły, że ci ludzie pokochali ich. Jedynymi osobami, jakich nie dopuszczono byli dziennikarze. Co się dziwić, chyba nikt nie chciał, by ostatnia droga swojego dziecka, była transmitowana.

Widok Vlada najbardziej rozrywał serce obecnych. Starszy brat Victora nie mógł pogodzić się ze śmiercią młodszego. Kto, by mógł? Brat, siostra... Rodzeństwo to jedni z najbardziej bliskich nam osób, a my? Nie doceniamy ich, krytykujemy, wyśmiewany dla zabawy. Jednak gdybyśmy obudzili się z wiadomością, że kogoś takiego bliskiego naszemu sercu już nie ma, żałowalibyśmy naszego zachowania.

Vladimir natomiast przesiedział przy grobie brata cały dzień i noc po pogrzebie. Gdy trumna z ciałem miała zostać zakopana, praktycznie biegł by tylko ich zatrzymać, by pożegnać się znowu, przytulić go ostatni raz. Jednak zatrzymali go rodzice, ich też przeszywał ból i załamanie. Kochali swoich synów bardzo mocno. Po wypadku, wiele lat temu ich więź zacisnęła się jeszcze bardziej.

Vlad gdy już miał odchodzić powiedział, że nie podda się. Będzie żył dla Victora i nic sobie nie zrobi. Musi być silny dla niego, by patrzył z góry i był dumny z brata.

Pierwszy raz, od wielu lat w Tokio zjawili się rodzice Ariona. Silvia była zaskoczona ich obecnością i jednocześnie zdenerwowana. Jakby nie patrzeć ich syn dostał się do gimnazjum, drużyny, wygrał mistrzostwa kraju, został kapitanem, cofał się w czasie i wyleciał w kosmos. Oni tego nie widzieli, nie pogratulowali mu, nawet nie zadzwonili. Zjawili się jedynie, gdy tego syna już nie mieli. Czy byli tam dla pokazu, czy z miłości? To zostawie wam do przemyślenia.

Ojciec Sola przez całą uroczystość zachował kamienną twarz. Mięśnie nie zdradzały żadnych emocji, uczuć. Jednak w środku czuł ból i roczarowanie. Nie był rozczarowany synem, jego zachowaniem, czy chorobą. Był rozczarowany tylko sobą. Gdyby był lepszym ojcem, więcej czasu poświęcił synowi, jego marzeniom. Wierzył w to, że mimo choroby coś osiągnie to nie wyjechałby na tą okropną wycieczkę. Uświadomił sobie to jednak za późno.

Po sekcji zwłok Rudego, okazało się również, że jad, który znajdował się w jego nodze nie został usunięty całkowicie. Powoli i boleśnie wyniszczał jego organizm od środka. To dlatego jako jedyny na kociej wyspie, nie zachwycał się zwierzakami. Można powiedzieć, że wypadek ukrócił mu cierpienie.

Xavier i Jordan, gdy dowiedzieli się o wszystkim byli w szoku. Nie wierzyli, że Aitor ich okłamał. Obwiniali się o złe wychowanie... Choć nie wierzyli, zaczęli dziękować Bogu za to, że właśnie ich syn zdołał przeżyć. Cały czas siedzieli w jego sali, czekając aż otworzy oczy. Ich firma dalej działa i pracownicy rozumieli sytuacje znajomych. Lekarze, którzy często patrzyli na rodzinę i mówili między sobą, że mniejszym cierpieniem dla nich byłoby, jakby chłopak zginął na miejscu. Nie widzieliby jego cierpienia i potemcjalnej śmierci tutaj.

Riccardo płakał tak długo, aż z nieba zaczął kropić deszcz. Zignorował on jednak krople spadające na jego włosy, płaszcz. Wsłuchiwał się w jego odgłosy, co jakiś czas pociągając nosem. Po jakimś czasie przestał moknąć, a kropelki zaczęły obijać się o coś, co było nad nim.

Chłopak podniósł wzrok i zobaczył znajomą twarz, oczy koloru oceanu i różowe włosy spięte w dwa kucyki. Trzymał on parasol. Przetarł oczy i zerwał się ławki po czum mocno przytulił chłopaka.

Możecie pomyśleć, że to koniec. Gabriel został znaleziony, taki był cel misji. Część z nich poniosła jednak za to ogromną cenę - życie. I tak, to prawda jest to koniec tej historii, ale Riccardo nie zostawi tak tego. Czas na zemstę, jednak zło czai się wszędzie.
Czas odnaleźć to zło. Zło, które czai się w mroku.

KONIEC

||Odnaleźć to, co zostało utracone|| - Inazuma Eleven GoWhere stories live. Discover now