Rozdział 5: Krem na mróz.

170 14 18
                                    

Pov Victor:

Siedziałem w klasie. Oczywiście obok Ariona. On chyba naprawę słuchał tego co mówił nauczyciel. Ja nie zbyt. Właśnie rysowałem na samym końcu zeszytu, różne rysunki. Między innymi piłki, piłkarzy, koty, rośliny i takie tam. Nauczycielowi to nie przeszkadzało. To był najlepszy człowiek pracujący w tej szkole. Widział, że nie uważam, ale miał to gdzieś. Dziękuję, że tacy ludzie jeszcze istnieją na świecie.

SKIP TIME;-;

Po wszystkich lekcjach razem z Sherwindem pędzi wiatrem ruszyliśmy na boisko przy rzece. Arion nie chciał iść jeszcze do domu, wołał potrenować. Ja zresztą też chciałbym pokopać chwile piłkę. Dawno nie graliśmy tylko we dwóch. Lubiłem treningi tylko z nim. Lubiłem też z nim rywalizować.

- Victooor? - zapytał mnie brunet gdy byliśmy już prawie na miejscu.

- Słucham? - spojrzałem na chłopaka.

- A pójdziemy potem do sklepu? Muszę kupić kilka BARDZO ważnych rzeczy.

- Jasne, ale ja nie jestem najlepszy w doradzaniu zakupowym.

- Ale ja nie będę kupować ubrań. Musiny kupić coś na ta podróż, na Hokkaido i nie wiadomo gdzie jeszcze.

- Aaa. Czyli jakieś przekąski tak?

- Dokładnie, potem poproszę też ciocię Silvię, by zrobiła nam jakieś jedzenie i zapakuje na wynos.

- Świetny pomysł. - uśmiechnąłem się do Ariona.

- No to czas grać! - chłopak wbiegł na boisko. Nawet nie zauważyłem, że już doszliśmy na miejsce.

- Tak! - pobiegłem za nim.

Po krótkiej rozgrzewce, strzeliliśmy kilka rzutów karnych, na pustą bramkę. Kiwaliśmy się, graliśmy 1vs1. Po chyba dwóch godzinach gry, postanowiliśmy odpocząć. Usiedliśmy na ławcę, napiliśmy się wody i wtedy postanowiliśmy wracać by iść do tego sklepu co chciał Arion.

- Kupimy czekoladki, pianki, batoniki i... - zaczął chłopak, ale przerwałem mu.

- I tym będziesz się żywił calą podróż?

- Eee... Tak?

- Nie nie nie. Ja kupie nam odpowiednie rzeczy. Znając życie będziemy musieli wykarmić też Riccardo, Aitora i Sola. Oni sobie nie poradzą bez nas. - powiedziałem stanowczo.

Arion cicho się zaśmiał.

- Masz rację, będziemy musieli utrzymać ich przy życiu. To będzie trudne, bo znając Aitora, to zje wszystko od razu, brzuch mu się zaokrągli i stwierdzi, że jest w ciąży z Gabrielem.

Zaśmiałem się głośno. Brunet z resztą też.

- Nie no, Aitor nie jest aż taki głupi... Chyba wie, że nie może być w ciąży. - stwierdziłem.

- Aitor, jest zdolny do wszystkiego. - podsumował chłopak i wszedliśmy razem do galerii.

Arion od razu skierował się do sklepu ze słodyczami. Czyli jednak robimy według jego planu. No cóż, trudno. Widziałem jak przyjaciel pakuje do koszyka żelki, batoniki i czekoladę. Wow, nie brał więcej.

- Tyle wystarczy. Chodźmy do spożywczego, a tam kupimy takie bardziej pożywne rzeczy.

- Tak, chodźmy. - ruszyliśmy w stronę kasy. Arion zapłacił i ruszyliśmy w stronę kolejnych sklepów.

W następnym kupiliśmy bułeczki maślane, chrupki, krakersy, banany i jabłka, komiks, chipsy, paluszki mnóstwo mandarynek. Patrzyłem lekko przerażony, czy będzie go stać na zakup tego wszystkiego, ale chłopak wyjął pieniądze i zapłacił bez problemu.

||Odnaleźć to, co zostało utracone|| - Inazuma Eleven GoWhere stories live. Discover now