Rozdział 2: Zady i Walety Aitora.

228 21 35
                                    

Pov Riccardo:

W końcu koniec lekcji. Spakowałem szybko książki do torby i wybiegłem ze szkoły. Na szczęście nie było już pierwszaków, którzy skończyli zajęcia godzinę temu. Dzięki temu, korytarz był bardziej opustoszały, więc szybko przebiegłem jego długość.

Postanowiłem od razu pójść do Gabriela i zobaczyć, czy jest chory, czy tylko udaję. Może to lenistwo i brak zapału do szkoły, tak samo jak do treningów. Tego nie wiem, ale wiem to, że Gabi tak bez uprzedzenia nie znikał.

Gdy szedłem pośpiesznie w stronę domu przyjaciela zauważyłem jakiegoś chłopaka zapatrzonego w telefon. Szedł przede mną. Nie miał na sobie mundurka żadnej znajomej mi szkoły, tylko zwykły, codzienny strój. Szerokie niebieskie jeansy i brązowo-kremowa bluza bez kaptura. Był niski. Podszedłem do niego, bo też kierował się w podobną stronę co dom Gabiego, a jak to mówią, przyjaciół nigdy za wiele. Dopiero gdy zbliżyłem sie, poznałem chłopaka. Był to Aitor... Nie sądziłem, że on chodzi w takich ubraniach. Pewnie tatowie go ubrali, by ładnie wyglądał jak po ulicy chodzi.

- Aitor?

- CZEKAJ! - spojrzałem w telefon chłopaka a ten grał jakimś czarnym ptakiem, w dziecięca strzelanke.

- Co tu robisz?

- Powiedziałem czekaj! Wielkie starcie mam muszę to wygrać!!

Przyglądałem sie jak ten skaczę, podczas nerwowego klikania jednego guzika na telefonie. Podczas tych ruchów wydawał też bliżej nieokreślone, ludzko podobne odgłosy. Zacząłem się go bać. Już miałem coś mówić, ale ten rzucił telefonem o ziemię.

- Nosz nie wierzę!! Jebany Edgar w krzakach siedział!!

- Co... - spytałem i schyliłem się by podać zniszczony sprzęt Aitora właścicielowi.

- No taka gra. I taki emo gej się ukrywał i mnie zabił. Geje są gejowe.

- Aitor przypomnieć ci, że twoi rodzice to homoseksualna para i...

- Weź... Tatusiów moich w to nie mieszaj. Będą źli, że zniszczyłem telefon.

- Coś ty. Twoi rodzice to korposzczury. Kupią ci takich z dziesięć.

- Nie podważaj mojej materia.. materiałowości.. MATERIALNOŚCI czy jakoś tak.

- Dobra dobra. Gdzie idziesz? - ruszyłem znów w kierunku wcześniej wyznaczonego celu.

- Do Gabriela. Chcę zobaczyć co ten leń robi.

- To tak jak ja. Chodźmy razem w takim razie.

- Wiesz, rzadko się z tobą zgadzam, bo zwykle gadasz głupoty, ale masz rację. Chodzmy razem.

- Boże Aitor.. nie mogłeś powiedzieć "tak, chodzmy razem"?

- Nie, nie mogłem. To nie w moim stylu.

- Tak tak. Domyśliłem się.

Podczas naszej bardzo emocjonalnej rozmowy zdążyliśmy dojść już na podjazd Gabiego. Auta jego rodziców dalej nie było, ogród świecił pustkami. Jedno okno było otwarte. To w pokoju chłopaka.

Podeszliśmy do drzwi i zapukaliśmy. Odpowiedziała nam cisza. Ciekawe...

- Riccardo to może znaczyć trzy rzeczy.

- Jakie?

- Gabriel albo śpi, albo nie ma go w domu, albo go porwali, albo nie chce nas widzieć.

- Aitor to były cztery rzeczy...

- Mam dopuszczające z matematyki!!

- Dobra dobra, ale nawet przedszkolak potrafi policzyć ile to jest trzy.

||Odnaleźć to, co zostało utracone|| - Inazuma Eleven GoМесто, где живут истории. Откройте их для себя