Rozdział XIX - 'Różowy kwiatek'

10 1 0
                                    

                                      Ayla

            Gdybym wcześniej nie była złamana na kawałki, to w tamtej chwili byłam już okruszkami, które za nic w świecie nie chciały, ani nie miały siły się pozbierać. Nie mam pojęcia, dlaczego myślałam, że na farbach, płótnach i pędzlach się skończy. Nie mogło zabraknąć ostatniego gwoździa do trumny. Z moimi rodzicami musiałam być przygotowana na coś takiego. Ale nie byłam. Zaczęło się od braku oczekiwań na jakąkolwiek odezwę z ich strony. Kiedy zobaczyłam list, wewnętrznie poczułam iskierkę szczęścia. Z jakiegoś powodu wydawało mi się, że będąc w Lipburgh, ponad 200 kilometrów od domu, odetnę się chwilowo od mojej dawnej rzeczywistości. Chociaż w najmniejszym stopniu wyzwolę się spod ciągłej presji. Dwa tygodnie poza domem zmieniły we mnie wiele. Nie spodziewałam się, że nawet będę myślała o „odporności" na słowa rodziców. Jakby magicznym trafem miała wyrobić się wokół mnie tarcza, nie pozwalająca wszystkim bolesnym komentarzom dojść do głębi. Niestety, tak byłoby za łatwo.

            Strugi łez ciekły mi z oczu. Starałam się uspokoić i nie robić scen. Korzystałam z tego, że wszyscy byli zajęci sobą i swoimi listami. Ocierałam mokre policzki, robiłam wszystko, aby za wszelką cenę nie pokazać swojego stanu. Byłam przyzwyczajona, aby się nie łamać. Na szczęście szybko doprowadziłam się do porządku, co jednak okazało się trudniejszym zadaniem, niż myślałam. Cóż, czasy się zmieniły. Od dawna nie byłam sześciolatką, która musi usiedzieć spokojnie na kolacji biznesowej rodziców, wpadającą w panikę, bo dookoła nie ma Kate. Wyszłam nieco z wprawy, ale wciąż zakorzeniona umiejętność doprowadzania się do porządku potrafiła się nieźle wykazać.

            Popłaczę sobie później, będę jeszcze miała do tego wiele okazji...

            Nawet nie otworzyłam książki. Odłożyłam ją do pudełka, z zamiarem schowania jej gdzieś głęboko w garderobie. Nie planowałam do niej zaglądać. Jej przeznaczeniem było leżeć w otchłaniach szaf, między stosami nienoszonych ubrań. Nieodpowiednie do pogody, bądź niepasujące do innych, stają się nieużywane. Podobnie jak dla mnie ten „poradnik". Westchnęłam i zamknęłam pokrywę.

            - Pani Annalise, czy mogę zostawić tutaj ten prezent, kiedy będę pisała listy, a później po niego wrócę? - Podeszłam do nauczycielki.

            - Oczywiście, że tak, kochanie! Jeżeli chcesz, to zawołam Iana, który zaniesie to od razu do waszego pokoju. Możesz mi ją podać i przekażę ją jemu. - zasugerowała z szerokim uśmiechem na twarzy.

            - Byłoby świetnie, dziękuję - uniosłam kącik ust i odłożyłam ciężki pakunek w ręce kobiety.

            Tak jak wcześniej, zniknęła między regałami, a ja wróciłam do wielkiego stołu. Kiedy stanęłam przy swoim miejscu, popatrzyłam na Petera. Wpatrywał się w drugi list, a pierwszy schował chwilę wcześniej do koperty. Od razu zauważył moją obecność i spojrzał na mnie z zatroskanym wyrazem twarzy. Liczyłam, że nie zauważył mojego wcześniejszego płaczu. Ale skoro nawet nauczycielka nie była w stanie, to co dopiero jakiś chłopak.

            No cóż, powiedzmy, że się pomyliłam.

'           Nie odezwałam się, tylko sięgnęłam po ostatnią zaadresowaną do mnie kopertę. Nie chciałam nic mówić, bo przerywając ciszę w sali, ponownie zwróciłabym na sobie uwagę całej grupy. A naprawdę nie marzyłam o powtórce z pierwszego dnia szkoły. Podziękuję za takie wrażenia.

            Rozerwałam ostatnią kopertę z listem od babci. Był pozytywnym zaskoczeniem. Babcia nie zapowiadała, że wyśle mi jakąś wiadomość, więc przyjemnie było coś od niej usłyszeć. Do koperty dołożyła zrobionego na drutach różowego kwiatka, którego mogłam przyczepić do ubrania. Uśmiechnęłam się na ten mały podarek i schowałam broszkę z powrotem. Mogliśmy zachować nasze listy, więc trzymając go w kopercie, miałam pewność, że nigdzie mi się nie zgubi.

            Sam list był dosyć typowy: masa pytań o szkołę, kontakty z rówieśnikami, malarstwo i oceny. Czekało mnie długie popołudnie odpisując na te wszystkie wiadomości... Plus w tym, że mogłam coś napisać. Nie tyle, że mogłam, co nawet musiałam. Wzięłam kartki papieru, długopis i zaczęłam pisać.





     Peter

Ayla przeczytała już wszystkie swoje listy. Była w trakcie długiego procesu odpowiadania, kiedy ja kończyłem nadawać odpowiedź zwrotną do mamy. Dostałem również list od mojego przyjaciela Winstona.

Starszy o rok, mieszkał trzy przecznice ode mnie. Zmagał się z takim samym problemem, jak ja. Poznaliśmy się w szpitalu, w dniu diagnozy mojej mamy. Jego ojciec również chorował na raka. Razem ze mną starał się zbierać nawet najmniejsze grosze, aby dorzucić je do domowego budżetu na leki. Wiedział o wszystkim, czego musiałem dokonać, by pomóc mamie. Wiedział, bo robił to samo. Mimo całych starań, niestety, jego tata przegrał tą okrutną walkę. Kiedy odszedł, cała rodzina Winstona pogrążyła się w żałobie. Odciął się od nich i w tamtym momencie, pozostałem dla niego tylko ja. Stało się to półtora roku temu. Miałem wtedy zaledwie dwanaście lat. Ledwo co udało mi się zaakceptować nową rzeczywistość, w której mama była chora i ja każdego dnia musiałem pracować, by zarobić chociażby kilka dolarów, a spadła na mnie ogromna odpowiedzialność nad przyjacielem. Musiałem zadbać, by nic mu się nie stało. Mimo, że w tamtym wieku nie rozumiałem jeszcze wielu spraw, to wiedziałem, że śmierć bliskiej osoby to najgorsze, co może się zdarzyć. Spędziłem wystarczająco wiele nocy płacząc i denerwując się zdrowiem mamy. Wystarczającą ilość razy wyobrażałem sobie sytuację, w której jej serce przestaje bić, bądź organizm poddaje się w walce z chorobą. Modliłem się o jej życie tak często, że naprawdę byłem w stanie zrozumieć, jak bolesna musi być śmierć, skoro stan samej choroby ranił mnie i wszystkich dokoła aż tak bardzo. A to zapewne była zaledwie mała cząstka tego, co wtedy się czuje.

Kiedy Winston ochłonął i przyswoił do siebie całą sytuację, role się odwróciły. Stał się dla mnie największym wsparciem. W chwilach, gdy nie było przy mnie rodziny, pozostała mi tylko nasza przyjaźń. Wiedział jednak, że wyjadę. Pożegnał się ze mną, nie mówiąc mi nic o liście. Pewnie chciał sprawić mi niespodziankę. Mama musiała się z nim skontaktować. Uśmiechnąłem się i stawiłem ostatnią kropkę w wiadomości zwrotnej. Udałem się do nauczycielki, która pozwoliła mi udać się do pokoju, skoro napisałem i przeczytałem już wszystko, co potrzebowałem. Wziąłem dwa listy i spojrzałem ostatni raz na Aylę. Skupiona pisała w zabójczym tempie. Cholernie nie mogłem się doczekać, aż będę mógł z nią wreszcie porozmawiać.

Wildest DreamsWhere stories live. Discover now