ⅠⅠⅠ

913 37 4
                                    

‎‎

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

‎‎

‎‎

‎  

‎ ‎ ‎ Metaliczny posmak krwi sprawił, że Vivian natychmiast się uśmiechnęła.

Powoli zapadała noc, a wnętrze i tak ciemnego domu sprawiało teraz wrażenie jeszcze bardziej upiornego. Siedziała na barierce balkonu, który wychodził na hol, z nogami przerzuconymi przez poręcz, a naprzeciw niej, na podłodze, w miejscu, gdzie jeszcze wczoraj umierał właściciel domu, leżało kolejne ciało.

Drugi, jeszcze żywy człowiek, oddychał płytko z przerażenia. Podtrzymywał się na ścianie, aby nie upaść na ziemię.

Katherine pojawiła się niedaleko faceta, przez co z jego płuc natychmiast wyrwał się krzyk. Nic sobie z tego nie zrobiła, patrząc na Vivian z uniesionymi brwiami i wskazując na swoją ofiarę palcem.

– A myślałam, że gustujesz w blondynach – Katherine wydęła usta udając, że się zastanawia.

Prychnęła, wycierając z kącika ust krew. Blondynka przelotnie spojrzała na martwego bruneta.

– To bez różnicy, Kath. Krew to krew – Wzruszyła ramionami, ponownie przenosząc beznamiętne spojrzenie na żywego faceta.

– Czym wy do cholery jesteście? – Wydusił z siebie, starając się stworzyć pozory odwagi.

– Zgaduj, jeśli chcesz.

Ponownie spojrzała na Kath.

– To chyba nie jest zbyt bezpieczne. Jesteśmy tu od wczoraj, a zaraz umrze trzeci człowiek – Zauważyła trafnie, ignorując pobladłą twarz mężczyzny – Jeśli tak dalej pójdzie, ktoś zacznie coś podejrzewać.

– Od kiedy obchodzą Cię ludzie, Vivi? – Katherine zaśmiała się kpiąco.

Wywróciła oczami.

– Nie obchodzą mnie ludzie, a łowcy – Sprostowała, wiedząc, że wiele nagłych zaginięć może być zbyt podejrzane.

– Daj spokój. Nie zaszkodzi Ci, jak przez jeden wieczór będziesz dobrze się bawić – Przechyliła głowę w bok, nie ukrywając lekkiego zirytowania – Prawda Sam?

Przerażony mężczyzna natychmiast pokiwał głową, przyznając jej rację i tym samym, wydając na siebie wyrok śmierci.

Przez ułamek sekundy panowała cisza, która została przerwana wybuchem śmiechu. Obie spojrzały na mężczyznę, który zaczął uświadamiać sobie swój błąd. 

– Nie! Czekajcie! Mam pieniądze. Możemy się jakoś–

Zanim zdążył dokończyć, Katherine przyciągnęła go do siebie, wbijając kły w jego szyję. Vivian za to westchnęła z rozbawieniem, obiecując sobie, że na najbliższy czas, wystarczy im zabijania ludzi.

Zaraz potem, jego ciało opadło bezwładnie na ziemię.

– Lepiej Ci? – Spytała młodsza, schodząc z barierki. W ciągu sekundy znalazła się obok Katherine i dwóch trupów, krzyżując przy tym ramiona.

– O wiele.

– Dobrze – Mówiąc to, wyciągnęła w górę dłoń, którą powoli zacisnęła w pięść. Kałuża krwi pod nowo zabitym natychmiast przestała się rozrastać, tym samym, przestając zabrudzać podłogę – Ty to sprzątasz.

Zanim wyszła pomieszczenia, zdążyła dostrzec grymas formujący się na twarzy Katherine.

‎ 

‎ 

‎ ‎ ‎ Vivian przesunęła wzrokiem po nowo zakupionej, skórzanej kurtce.

Mały stos ciuchów zaczął formować się na łóżku, naprzeciw którego stała blondynka. Wyjście na zakupy nie było w prawdzie jej pomysłem, jednak nie narzekała. Nie wzięła do Mystic Falls zbyt dużo ciuchów, mając nadzieję, że nie zostanie tu na dłużej.

Coraz bardziej jednak przestawała w to wierzyć. Szczególnie po spotkaniu z Klausem, o którym oczywiście nie powiedziała Katherine, która pewnie popadłaby w paranoje.

Z myśli wyrwał ją dopiero dźwięk otwieranych drzwi. Odkładając kurtkę, powoli podniosła wzrok na Kath, która stanęła w progu pomieszczenia, uśmiechając się w typowy dla siebie sposób.

Nie wyglądała jednak tak, jak zwykle.

Miała wyprostowane włosy, a ubrana była w fioletową bluzkę z długim rękawem i ciemne dzwony. Do tego, na nogach miała czarne trampki.

Vivian uniosła brwi.

– Jak wyglądam? – Spytała, przybierając najbardziej niewinny wyraz twarzy, jaki młodsza kiedykolwiek u niej widziała.

– Okropnie – Skrzywiła się.

Katherine prychnęła, porzucając na razie swoją rolę Eleny Gilbert. Weszła w głąb pokoju, rozglądając się dookoła po tymczasowej sypialni Vivian.

– To znaczy, że dobrze się spisałam.

Zaczęła powoli składać ubrania, od których chwilę wcześniej odcinała metki.

– Tak. Stefan na pewno będzie wniebowzięty – Zauważyła Vivian, z ironią.

Kath zachichotała, stając przed lustrem, aby poprawić włosy.

– A później będzie próbował mnie zabić. Cóż, on, albo Damon.

Wywróciła oczami.

– Nie pierwszy i nie ostatni raz. Powinnaś się już przyzwyczaić – Otworzyła prawie pustą szafę, rzucając jej przelotne spojrzenie – Za ile wychodzisz?

– Za chwilę. Najstarsze klasy przygotowują dziś imprezę, a szkoła będzie praktycznie pusta – Uśmiechnęła się psotnie – To będzie perfekcyjna okazja, żeby się pod nią podszyć.

– A co zrobisz z prawdziwą Eleną?

Katherine wzruszyła niedbale ramionami, odwracając się w stronę młodszej.

– Najwyżej uderzę ją w głowę i zamknę w kantorku.

Vivian uniosła brwi, jednak postanowiła nie pytać o nic więcej. 

Niedługo potem, Katherine wyszła, aby wcielić w życie swój plan podpuszczenia Stefana. Vivian za to, zajęła się przeglądaniem starych książek, które znajdowały się w różnych miejscach w rezydencji.

Nie były to księgi magii, które uwielbiała, ale tematyka niektórych naprawdę ją zaciekawiła.

Na zewnątrz zaczęło się ściemniać, więc nie chcąc ruszać się z wygodnego miejsca na kanapie, pstryknięciem palca zapaliła świecę, która stała na półce.

Vivian nie używała swoich mocy zbyt często, a tym bardziej nie zbyt intensywnie. Nie chciała, aby ktoś postronny dowiedział się o jej umiejętnościach. Nie, kiedy było to wybrykiem natury. Nie powinna zachować swoich zdolności magicznych po śmierci, ale jakimś cudem, tak właśnie się stało.

Jedyną osobą, która o tym wiedziała, była Katherine. Chcąc, czy nie chcąc, w pewnym momencie, Vivian musiała jej powiedzieć. I tak prędzej czy później by się dowiedziała.

Dźwięk wibracji telefonu sprawił, że się wzdrygnęła. Vivian zmarszczyłam brwi, widząc parę nowych wiadomości od Kath. Było to o tyle podejrzane, że miała zadzwonić, dopiero po wszystkim.

A nie minęła nawet godzina.

Mina natychmiast jej zrzedła, kiedy przeczytała chaotyczne i krótkie wiadomości.

𝐑𝐀𝐕𝐈𝐒𝐇𝐈𝐍𝐆, KLAUS MIKAELSONWhere stories live. Discover now