ⅩⅧ

816 38 3
                                    

‎ ‎ ‎

ओह! यह छवि हमारे सामग्री दिशानिर्देशों का पालन नहीं करती है। प्रकाशन जारी रखने के लिए, कृपया इसे हटा दें या कोई भिन्न छवि अपलोड करें।

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎

‎ ‎ ‎  

‎ ‎ ‎ Vivian podniosła wzrok znad księgi zaklęć.

Od razu złapała wzrok Klausa, który powoli podszedł do biurka, przy którym siedziała. Robiło się późno, a Kol i Elijah zdążyli już dawno gdzieś zniknąć. Zostali więc sami w posiadłości Mikaelsonów.

– Nie będą się martwić, jeśli nie wrócisz do domu? – Spytał, zerkając na jej notatki.

Vivian pokręciła głową z uśmiechem.

– Nawet z nimi nie mieszkam. A Katherine to Katherine.

Klaus zachichotał cicho, ponownie patrząc na Vivian.

– Nie miałem okazji zapytać, jak się czujesz – Zmrużył oczy, a Vivian westchnęła zrezygnowana – Prawie straciłaś kontrolę nad magią, kochanie.

– Prawie – Podkreśliła od razu Vivian – Nigdy tak naprawdę nie straciłam kontroli. Jeśli już, zawsze znajdywałam coś, co pozwalało mi się uspokoić.

Uświadamiając sobie, co właśnie powiedziała, na sekundę rozszerzyła oczy. Vivian poczuła, jak na jej twarz wpływa rumieniec.

Klaus zaśmiał się złośliwie.

– Ani słowa – Wywróciła oczami, szybko wstając od biurka i zatrzaskując przy tym książkę.

– Przecież nic nie mówię – Spojrzał na nią niewinnie, jednak nie starał się nawet ukryć rozbawienia.

Vivian zmarszczyła nos, rzucając mu przez ramię ostatnie spojrzenie, zanim skierowała się w stronę wyjścia.

Nie zaszła jednak daleko, ponieważ Klaus pojawił się centralnie przed nią, blokując potencjalną drogę ucieczki. Vivian sapnęła, nie do końca zdziwiona.

Wzrok Vivian automatycznie przesunął się na usta Klausa, które rozciągnęły się w zadowolonym uśmiechu.

– Nie waż się nawet–

Nie dokończyła.

– Może zostaniesz?

Vivian zamrugała, nie spodziewając się podobnego pytania.

– Kol i Elijah nie będą mieli nic przeciwko? – Szepnęła, przechylając głowę w górę, aby prawidłowo spojrzeć mu w oczy.

– Nie, nie sądzę – Stwierdził z pewnością – Zostań...

Zanim mogła choćby odpowiedzieć na jego błagania, Klaus pocałował ją namiętnie, z nadprzyrodzoną prędkością przyciskając ciało Vivian do ściany za nimi. Westchnęła, natychmiast oddając pocałunek, a Klaus jęknął. Jego dłonie wylądowały na biodrach Vivian, przyciągając ją bliżej.

– Chyba mnie przekonałeś.

Klaus zaśmiał się cicho, ponownie łącząc ich usta.

‎ ‎ ‎  

‎ ‎ ‎  

‎ ‎ ‎ Ziewnęła, kiedy Elena weszła do salonu.

Sobowtór Katherine od razu posłał jej wesoły uśmiech, który odwzajemniła.

Vivian cały czas czekała na przesyłkę od Marcela, spędzając większość czasu albo u swoich braci, albo u Mikaelsonów. W międzyczasie kilka razy spotkała Katherine, która rzucała jej podejrzliwe spojrzenia.

Zaraz potem do salonu weszła również Caroline, która wręcz skoczyła na kanapę obok Vivian.

– Oh, jak dobrze, że tu jesteś – Uśmiechnęła się wesoło, gestykulując rękami – Urządzamy wieczorem damski wypad do Grilla. Po prostu musisz iść z nami.

Elena pokiwała ochoczo głową.

– Ktoś jeszcze idzie? – Spytała, patrząc między dwoma dziewczynami.

– Jeszcze Bonnie – Odparła Elena, poprawiając włosy.

Vivian uniosła brew. Widziała Bonnie Bennet tylko raz, kiedy na przyjęciu sprawiła, że tamta zemdlała. Nie sądziła, że wiedźma może być do niej zbyt pozytywnie nastawiona.

– Zobacze jeszcze i dam wam znać – Zapewniła z uśmiechem.

Obie przytaknęły, a rozmowa zeszła na dosyć przyziemne tematy.

Myśli Vivian cały czas jednak wracały do tego, co planowała zrobić razem z Mikaelsonami. Wszystko mieli już dosyć dokładnie przemyślane, głównie za sprawą Klausa i Vivian. Zostały nieliczne niewiadome, na które łatwo mogliby znaleźć rozwiązanie.

Najbardziej niepokoiło ją jednak, co się stanie, jeśli im się uda. W końcu, kiedy Klaus zniknie, a Vivian miała nadzieję, że tak właśnie będzie, mogą pomyśleć, że albo Elijah ich oszukał co do broni zdolnej zneutralizować jego brata i był przy tym cholernie przekonujący, albo, że zamieszany był w to ktoś jeszcze.

Jeśli odkryliby prawdę, lub zaczęliby ją oskarżać, Vivian nie miała zamiaru zaprzeczać. Niepokoiła ją jednak ich potencjalna reakcja. Ich, Caroline, a nawet Eleny.

Nagle, zawibrował jej telefon w kieszeni. Vivian szybko go wyciągnęła.

Przyszła jakaś paczka. Zostawiłam ją na stole. A i krew kuriera była nawet smaczna.

Zacisnęła usta, żeby się nie uśmiechnąć. Tylko jedna rzecz mogła przyjść na ich domowy adres.

– Nie mogę iść z wami do Grilla. Przepraszam – Uśmiechnęła się smutno – Zapomniałam, że jestem umówiona z Kath.

Westchnęła, udając brak zainteresowania.

– Szkoda, ale następnym razem ci nie odpuszczę – Caroline pogroziła jej palcem.

– Wierzę na słowo – Zaśmiała się lekko.

– Dalej nie mogę uwierzyć, że przyjaźnisz się z Katherine – Powiedziała Elena, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Caroline szybko pokiwała głową, zgadzając się.

– Nie jest tak zła – Obie uniosły na nią brwi, nie wiedząc – Czasami.

Elena zaśmiała się pod nosem.

– Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, Vivian – Zacisnęła usta, kładąc głowę na oparciu kanapy.

Vivian wzruszyła ramionami.

Nie miała zamiaru się z nimi spierać. W końcu one dwie znały Katherine od trochę innej strony niż Vivian. I choć Kath nie była najlepszą osobą pod słońcem, Vivian też nie. Żadna z nich nigdy nie oceniała drugiej na podstawie tego, robiły. I obu z nich to odpowiadało.

– Czyba będę się zbierać – Rzuciła po paru minutach, ignorując protesty obu dziewczyn.

– Powodzenia z Katherine! Przyda ci się!

Krzyk Caroline sprawił, że uśmiechnęła się pod nosem.

– Zapamiętam!

Wychodząc z pensjonatu, Vivian wystukała szybką wiadomość do Klausa i nie czekając na odpowiedź, schowała telefon do tylnej kieszeni.

Mam Złoty Sztylet.

𝐑𝐀𝐕𝐈𝐒𝐇𝐈𝐍𝐆, KLAUS MIKAELSONजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें