741 32 2
                                    

‎ ‎ ‎ ‎ ‎

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

‎ ‎ ‎ ‎ ‎

‎ ‎

‎ ‎

‎ ‎

‎ ‎

‎  

‎ ‎ ‎ Vivian szybko złamała obietnicę daną Stefnowi. Właściwie to tego samego dnia.

Przewiesiła nogi przed skórzany fotel, przyglądając się Klausowi, który od kilku minut szukał czegoś na regale z książkami. Po jego zirytowanym spojrzeniu mogła stwierdzić, że powoli tracił cierpliwość. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie często zaglądał na sporych rozmiarów regał.

Od kiedy Vivian zgodziła się pomóc Mikaelsonom, głownie przez to, że polubiła Rebekę i Kola, chciała wyciągnąć od Klausa więcej informacji ponieważ do tej pory nie wiedziała, dlaczego chciał żeby szpiegowała własnych braci. Sama nie lubiła tego określenia. Wolała myśleć, że w razie czego będzie mogła zapobiec rozlewowi krwi, z obu stron.

I o ile okłamywanie Damona nie stanowiło problemu, Vivian trudno było powiedzieć to samo o Stefanie.

Klaus musiał znaleźć to, czego szukał bo w następnej sekundzie kartkował staro wyglądającą książkę, oprawioną w ciemną skórę. Po chwili podniósł wzrok na Vivian, zauważając, że ta intensywnie się w niego wpatruje. Vivian zamrugała, chcąc oczyścić głowę. Odwróciła wzrok, teraz przyglądając się swoim dawno nie malowanym paznokciom.

Uniósł brwi, wyciągając w jej stronę książkę.

– Po co mi to? – Vivian wyraźnie się zmieszała, ostrożnie chwytając ciężką księgę z niezrozumiałym symbolem na okładce.

Klaus oparł się o biurko stojące nieopodal. Vivian pomyślała, że wygląda zbyt swobodnie jak na kogoś, kto planował potencjalne morderstwo jej braci.

– Kto wie, może znajdziesz jakieś przydatne zaklęcia – Wzruszył ramionami, unosząc kącik ust – Należała do mojej matki.

Vivian przechyliła głowę, mrużąc oczy.

– Nie będzie miała nic przeciwko?

Śmiech Klausa prawie natychmiast rozniósł się po pomieszczeniu, a Vivian dopiero wtedy uświadomiła sobie swój błąd.

– Obyśmy nigdy się nie dowiedzieli, kochanie.

Mimowolnie, na jej twarzy pojawił się leniwy uśmiech.

Trudno było jej jednoznacznie określić swoje odczucia względem Klausa. Od pierwszego spotkania z nim Vivian czuła zaciekawienie, głównie dlatego, że nigdy oficjalnie nie poznała Pierwotnej Hybrydy. Swoje wyobrażenia o nim opierała głównie na opowieściach Katherine oraz innych ludzi spotkanych przez blisko ponad wiek.

– Odpowiesz mi szczerze jeśli zapytam, po co tak właściwie chcesz szpiegować moich braci? – Spytała, odkładając księgę zaklęć na stolik kawowy.

Klaus przez chwilę patrzył w przestrzeń, nie odzywając się ani słowem. Domyślała się, że nie ufał jej do tego stopnia, żeby wyjawić prawdę. Cóż, gdyby Vivian nie dowiedziała się od niego, pewnie musiałaby wypytać Stefana.

– Zabrali mi coś – Odezwał się nagle, zaskakując blondynkę, która szybko poderwała głowę do góry - Sztylety, stworzone z prochu białego dębu. Są idealną bronią przeciw mojej rodzinie.

Vivian zmarszczyła brwi w skupieniu, próbując przypomnieć sobie wszystko, co wiedziała o białym dębie.

– Nie mogą nas zabić, ale dopóki sztylet pozostanie w ciele Pierwotnego, jest unieruchomiony. Na mnie nie zadziała, ale reszta mojej rodziny nie ma tyle szczęścia – Kontynuował, teraz przyglądając się uważnie reakcji Vivian.

Powoli pokiwała głową, po części zaczynając rozumieć obawy Klausa.

– Boisz się, że wsadzą któreś z nich do trumny – Bardziej stwierdziła, niż zapytała.

Choć Klaus nie odpowiedział, spojrzenie, które jej posłał było wystarczającym potwierdzeniem.

‎ 

‎ 

‎ ‎ ‎ Vivian z roztargnieniem odrzuciła włosy do tyłu.

Matt, który spoglądał na nią niepewnie zza lady, postawił przed dziewczyną szklankę lemoniady. Vivian, chcąc szybko oddalić się od baru i oceniającego spojrzenia kelnera, bez słowa chwyciła zimną szklankę z napojem i odwróciła się, aby wrócić do stolika. Skrzywiła się jednak na dźwięk znajomego śmiechu. A właściwie, śmiechu dwóch osób, z którymi nie powinna mieć oficjalnie nic wspólnego.

Westchnęła ciężko, widząc zmartwione spojrzenie Stefana, kiedy mijała dwójkę Mikaelsonów. Tak jak się spodziewała, nie pozwolili jej po prostu przejść obok.

– Vivian Salvatore! – Klaus oczywiście nie mógł przegapić okazji na zirytowanie jej młodszego brata. Z trudem powstrzymała się przed wywróceniem oczami na to dziecinne zachowanie – Dołączysz do nas?

Zatrzymała się w pół kroku, rzucając im spojrzenie mówiące, że nie jest w żaden sposób pod wrażeniem.

Uśmiechnęła się wrednie.

– Wolałabym połknąć granat z werbeną – Rzuciła, nie czekając na reakcję. Pomaszerowała z powrotem do stolika pod oknem.

Kol i Klaus zaśmiali się zgodnie.

Vivian natychmiast zauważyła, jak Caroline z rozbawieniem unosi brwi. Stefan natomiast wydawał się bardziej zmartwiony i może zaskoczony, jeśli szybkie mruganie miało być jakąkolwiek podpowiedzią. Nie spodziewał się pewnie swobody z jaką Vivian odnosiła się do Mikaelsonów.

– To było dobre – Zachichotała Caroline, bawiąc się czarną słomką.

Tylko wzruszyła ramionami.

– Bardziej ryzykowne – Stefan rzucił siostrze spojrzenie z ukosa, ale dwie blondynki sprawnie go zignorowały.

Vivian, choć dopiero co poznała Caroline, od razu zaczęła pałać do niej sympatią. Nie była tym specjalnie zaskoczona, biorąc pod uwagę wiecznie wesoły uśmiech na twarzy Forbes.

– Daj spokój, Stef – Wywróciła oczami, zakładając nogę na nogę – To nie tak, że wyrwą mi serce za żart.

Caroline szybko pokiwała głową, tym samym przyznając jej rację. Nawet ona zauważyła, że Stefan odrobinę przesadzał dbając o bezpieczeństwo swojej siostry. Przecież przez te wszystkie lata radziła sobie sama.

– Stefan, skończ z tym tematem, bo nie mogę cię już słuchać – przerwała ich wymianę zdań, chcąc zmienić temat, za co Vivian była jej wdzięczna – A zabieram cię jutro na zakupy. Potrzebuję nowej sukienki. I bluzki. I spodni.

Vivian wymieniła rozbawione spojrzenie ze Stefanem, jednak natychmiast się zgodziła.

𝐑𝐀𝐕𝐈𝐒𝐇𝐈𝐍𝐆, KLAUS MIKAELSONOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz