Rozdział 25 - Złe zamiary

402 11 0
                                    

Jake

Siedziałem w salonie na kanapie i przekopywałem internet na temat kancelarii w której niegdyś odbywałem praktyki w Nowym Jorku, a mianowicie Spencer Office. Od tej kancelarii już na kilometr cuchnęło samymi przekrętami, lecz nic nie mogłem zrobić byłem tylko praktykantem zatrudnionym na umowę o pracę, rzadko takie propozycje przytrafiają się studentom, ale wszystko było jasne kiedy dowiedziałem się, że to z polecenia ojca mnie tam przyjęli. No kto by się tego spodziewał. Kiedy się o tym wszystkim dowiedziałem niemal od razu się zwolniłem. Znałem Miles'a był moim szefem przez półtora roku, było z niego kawał skurwysyna i chama, widziałem jak traktował swoich pracowników, niektórzy tak się go bali, że na jego widok byli cali spoceni, kiedy przyszło im się z nim skonsultować drżały im dłonie i niemal nie schodzili na zawał. Nie raz pokazywał, że nie panuje nad emocjami i staje się agresywny. On zdecydowanie nie był osoba, która sprawi dla mojej siostry lepszą przyszłość tak jak mówił ojciec. Pieprzył głupoty i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dla niego ważne było tylko to, aby obłowić się w jeszcze większej ilości pieniędzy. Skanowałem internet w poszukiwaniu na niego jakichkolwiek brudów lecz nic nie mogłem znaleźć był czysta jak łza, a mi nie chciało się w to wierzyć. Zapewne miał jakieś znajomości, które na pstryknięcie palcem wykorzystywał. To niemożliwe. Znałem go na tyle dobrze, że na pewno nie należał do świętych. Mi było do tego bliżej, ale na pewno nie jemu. Zastanawiał mnie jedynie fakt, po co była mu potrzebna Madeline, skoro chcieli razem połączyć firmy nie musieli łączyć rodzin, było na to wiele innych sposobów. To był najprostszy sposób, a motyw tego musiał być ukryty gdzieś bardzo głęboko i nie ważne jak znajdę go i wykorzystam przeciwko nim.

Dzwonek do drzwi rozległ się po całym domu, nie spodziewałem się nikogo. Rodziców nie było w mieście, a Madeline po tym jak wróciła do domu postanowiła wybrać się gdzieś z Sarą. Udawała niewzruszoną i obojętną, ale widziałem w jej oczach ból, pustkę i zawiedzenie. Wiedziałem też jakie miała plany od zawsze, uciec z pieprzonego Reedwood City i uwolnić się ode mnie ojca i matki. Niszczyliśmy ją i każde z nas zdawało sobie z tego sprawę, lecz tylko ja zacząłem mieć co do tego wyrzuty sumienia i chciałem naprawić swoje błędy, być może na które było już za późno, ale chciałem by wiedziała że tym razem jestem po jej stronie i zrobię wszystko. Jak będzie trzeba to nawet pomogę jej uciec.

Z niechęcia ruszyłem na korytarz i otworzyłem drzwi. Przed wejściem stał sam diabeł. Miles Spencer z tym swoim durnym i parszywym uśmieszkiem. Miałem ochotę dać mu w mordę tak, że musiałby zbierać swoje białe żeby z tej nad wyraz brudnej podłogi.

- Pomyliłeś adresy? – zapytałem obojętnym tonem, ukrywając swoją wściekłość za maską obojętności.

- Też miło Cię widzieć. – odparł ironicznie. – Wpadłem do twojej siostry.

- Odpierdol się raz na zawsze od Madeline . – zagroziłem mu zbliżając się do niego na tyle blisko, że tylko milimetry dzieliły od siebie nasze twarze. Byliśmy tego samego wzrostu wiec mogliśmy patrzeć się sobie idealnie w oczy, aby zobaczyć w nich każdą towarzyszącą emocję. – Nie ma jej w domu i nigdy więcej tu nie przychodź. – wysyczałem, na co ten tylko się zaśmiał.

- Chyba nie sądzisz, że się Ciebie wystraszę. Nie masz tutaj nic do gadania tak jak i twoja siostrzyczka. Więc wyluzuj. – odsunął się ode mnie i wyminął mnie w drzwiach. Co do ...

- Po co to robisz? Doskonale wiemy, że nie zależy Ci na znalezieniu żony. Nie potrzebujecie żadnego wspólnika. Po co to wszystko? Masz w tym jakiś ukryty motyw? Odpuść Miles. – zaśmiał się.

- Przestań, bo zaraz się popłacze z nadmiaru emocji. Jesteś śmieszny, jeśli liczysz że zmienię zdanie. Pilnuj swojego nosa i nie wtrącaj się w moje sprawy.

Hope for us | Zakończone |Where stories live. Discover now