Rozdział 24 - Poszło o kolor włosów

405 12 0
                                    

Hejka 🥰
Ciąg dalszy poprzedniego rozdziału.
Mam nadzieję, że się wam spodoba.
Za nami już ponad połowa opowiadania.
Powoli rozwiążą się niektóre zagadki. Dajcie znać jak wam się podoba i zostawcie po sobie ślad w postaci ⭐️
Czy macie swoich ulubionych bohaterów? 😃☺️
Miłej soboty
Buziaki 😘
***************************

- Jezu Mady, dziecko co się stało? – odezwał się zszokowany mężczyzna, kiedy na jego widok rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nawet nie zastanawiając się podszedł do mnie i bardzo szczelnie mnie przytulił. Rozpływałam się pod jego ciepłymi ramionami, co spowodowało, że nie mogłam jeszcze bardziej opanować swoich łez.

Pan Mendez był naprawdę wspaniała osoba, to on był dla mnie bardziej ojcem niż mój własny. Kiedy coś mnie trapiło widział to, zachęcałabym mu się zwierzyła zawsze obiecywał mi, że mi pomoże i nigdy mnie nie zawiódł. Jak jeszcze byłam mała i bywałam smutna zawsze częstował mnie dużymi okrągłymi lizakami, mówiąc że od cukru na pewno zrobi mi się lepiej. Ten facet zawsze poprawiał mi humor i dawał poczucie bezpieczeństwa, był dla mnie jak ojciec i wiem, że traktował mnie jak córkę, której nigdy nie miał a bardzo chciał. Zawsze mi o tym opowiadał, jak żałuje że nie zdecydował się na kolejne dziecko. Chciałby, żeby Nicholas miał kogoś kiedy go zabraknie i cieszył się, że znalazł mnie. Ja też się cieszyłam, że poznałam ich. Zarówno on jak i jego syn byli dla mnie drugim domem, drugą rodziną, w której w odróżnieniu do tej pierwszej potrafiłam znaleźć bezpieczeństwo. Nie rozumiałam tylko, dlaczego Pani Mendez ich zostawiła. Byli świetnymi ludźmi, a mężczyzna wydawał się naprawdę świetnym mężem i ojcem. Nie raz widziałam jak patrzy na swoją żonę, nawet długo po ich rozwodzie.

- Kochał pan panią Joelle? – zapytałam kiedy jedliśmy wspólnie obiad. Czułam spojrzenie Nicholasa i pana Dominica na sobie, po czym ten pierwszy zaraz przeniósł je na swojego ojca.

- Kochałem i nadal kocham. – odparł nawet się nie zastanawiając.

- Więc dlaczego pozwolił jej pan odejść?

- Pozwoliłem jej odejść, bo ją kochałem lecz ona nie kochała już mnie. Jeżeli kogoś kochamy należy pozwolić mu odejść. To nie czyni nas słabym, takie czyny pokazują naszą odwagę. Nie mógłbym widzieć jak się męczy, a tak by było jeżeli bym ją zatrzymywał, a więc Mady – zwrócił się do mnie swoim ulubionym przezwiskiem. Nazywał mnie tak odkąd pamiętam i naprawdę to lubiłam, kiedy tak mówił robiło mi się od razu cieplej na sercu. - Pozwoliłem jej odejść bo cholernie kochałem Joelle i zasługuje na szczęście, którego ja nie byłem w stanie jej dać. – powiedział posyłając lekki ale naprawdę szczery uśmiech.

Od tamtego momentu te słowa wielokrotnie przewijały się przez moje myśli, pozwolił jej odejść bo ją kochał. Podziwiałam tego człowieka, był mi naprawdę bliższy niż własny ojciec.

- Przepraszam, że pana nachodzę o tej porze, ale nie miałam się gdzie podziać. – wychlipałam brudząc tuszem jego biały T-shirt. – I przepraszam – dodałam lekko się odsuwając i wskazując na jego koszulkę. – Ubrudziłam panu bluzkę. – roześmiałam się przez łzy, a mężczyzna dołączył.

- Nie przejmuj się tym. – machnął ręką spoglądając na moje bose stopy. – Madeline, gdzie masz buty? Przyszłaś tu na boso? – zapytał, a ja dopiero zorientowałam się, że wypadłam z domu jak oparzona nie ubierając butów. W momencie, którym się zorientowałam czułam, jak bolą mnie całe stopy. Byłam w takim szoku, że nie czułam wbijających się w moje stopy kamyków, bo przez pół drogi do Nicholasa szło się żwirową drużką. Lekko się skrzywiłam patrząc na moje brudne stopy, bałam się je podnosić.

- Zapomniałam włożyć buty. – zaśmiałam się zażenowana.

- Wejdź do środka. – nakazał co zrobiłam od razu. Zaprowadził mnie do całkiem dużego, ale też przytulnego salonu.

Hope for us | Zakończone |Where stories live. Discover now