Rozdział 5.1

499 16 0
                                    

Zbliżała się już pierwsza w nocy i pomyślałam żeby się już zbierać. Razem z Jasonem wsadziliśmy Nicholasa do taksówki i wysłaliśmy go prosto do domu. Jason gdzieś się w między czasie zmył i zostałam sama. Nie wzięłam ze sobą ani telefonu ani pieniędzy więc musiałam wrócić tak jak przyszłam. Czekała mnie czterdziesto minutowa przechadzka po mieście, nie pierwszy raz wracałam w taki sposób do domu po imprezie, ale dzisiaj przerażała mnie ta wizja. Byłam już zmęczona i wyprana z jakichkolwiek chęci. Mimo, że chociaż ten wieczór spędziłam niezłe wśród moich przyjaciół, to gdzieś z tylu głowy nadal miałam wizje tego co będzie i nie ważne jak bardzo chciałabym wyrzucić to z głowy to nie mogłam, te myśli pojawiały się w niej co jakiś czas. Ruszyłam się z miejsca i zaczęłam kierować się wśród wąskiej ścieżki oddzielającej plaże od ulicy. Za dnia to miejsce wyglądało pięknie, ścieżka ułożona z małych lśniących kamyczków, po obu stronach rosły wysokie krzewy i przeplatające się z nimi różnokolorowe kwiatki. Stanęłam na końcu drogi i wyjrzałam na ulice, było pusto, światła z okolicznych lamp rzucały leki blask na drogę, co powodowało, że mimo późnej pory było dość jasno. Nagle dopadły mnie kolejne myśli, mam wrócić do domu jak gdyby nigdy nic i udawać że nic się nie stało, a pewne słowa nie zostały wypowiedziane. Z myśli wyrwało mnie oślepiające światło skierowane prosto na mnie. Z równoległej ulicy jechał dość szybko i wprost na mnie samochód. Nim pomyślałam żeby uciec bo być może chce mnie rozjechać, auto zatrzymało się dosłownie kilka metrów ode mnie, a z czarnego porsche wysiadł Scott jeszcze tego do szczęścia mi brakowało. Jeszcze rok temu jak się widzieliśmy nie pamiętał nawet mojego imienia. A teraz w ciągu jednego dnia już trzeci raz kręci się wokół mnie.

- Wsiadaj do auta, podrzucę Cię. - oznajmił pewnym siebie tonem chłopak i skierował rękę na swój samochód.

- A kto Ci powiedział, że już wracam? - zapytałam, zdenerwował mnie ten jego durny uśmieszek i pewność, że zrobię tak jak mi zagra.

- Stoisz ma środku ulicy i szukasz kłopotów.

- Wyszłam tylko ochłonąć. - rzuciłam szybko odwróciłam się plecami do chłopaka z zamiarem powrotu na imprezę, jednak nie było mi to dane, chłopak zbliżył się do mnie i złapał mnie z rękę tym samym powstrzymując mnie od dalszego kroku.

- Puść mnie. - rozkazałam.

Chłopak ani drgnął, patrzył na mnie pustym wzrokiem, wyraźnie czułam od niego zapach papierosów.

- Scott, puść mnie, chce stad iść, wracam na imprezę. - tym razem powiedziałam spokojniej licząc na to, że się opamięta i zostawi mnie w spokoju.

- Jesteś pijana. - stwierdził ze złością w oczach. - Jeśli myślisz że zostawię Cię pijana w nocy na pustej ulicy to jesteś w błędzie.

Czułam jego zdenerwowanie, skoro rozmowa ze mną tak go drażni to po co w ogóle to przyszedł i prowadzi ze mną te rozmowę i zgrywa dobrego samarytanina, który grzecznie i kulturalnie odwiezie mnie do domu, czy ja o to prosiłam. Nie, więc niech się ode mnie odczepi.

- A ty jesteś w błędzie, że wsiądę z tobą do jednego samochodu. - powiedziałam i szybkim ruchem wyrwałam się z jego uścisku i ruszyłam przed siebie.

- Wracaj do tego pieprzonego samochodu, drugi raz nie poproszę Madeline. - wykrzyczał w złości, na co ja się zatrzymałam odwróciłam do niego i spojrzałam na niego.

- O co Ci chodzi Scott? Co? Po co to wszystko? Czepiasz się mojego ubioru, teraz zgrywasz dżentelmena i proponujesz mi podwózkę. I jeszcze wiesz jak się nazywam, no gratuluję inteligencji. Jest naprawdę na świetnym poziomie. Myślałam że imię Madeline nie potrafi przejść Ci przez gardło. Już nie jestem „ey ty"  - powiedziałam.

Hope for us | Zakończone |Where stories live. Discover now