2.1. Osiemnasty czerwca

627 20 2
                                    

Madeline

Dość że rodzice rano wyprowadzili mnie dostatecznie z równowagi, dowiedziałam się, że wraca mój ukochany brat to jeszcze autobus sie spóźniał. Nie ma nic lepszego z rana kiedy jesteś wściekły na wszystko, nawet na złe ułożoną kostkę chodnikową niż spóźniający się autobus. Potrafi przyprawić mnie to o zawroty głowy. Niestety odkąd pamiętam w Redwood City to żadna nowość, a ludzie mieszkający tu już się nawet nie dziwią tylko cierpliwie czekają. Oczywiście większość z nich przestawiła się jednak na samochody rezygnując z chronienia planety od smrodu spalin. Ja niestety nie miałam takiej możliwości, z której sama siebie wykluczyłam. Kiedy już z łaski swojej postanowił zajechać spóźniony o paręnaście minut wsiadłam do niego i zajęłam ostatnie wolne miejsce na tyle pojazdu, założyłam słuchawki i w tle mogłam usłyszeć moją ulubioną playlistę. Z głośników rozlegało się Treat you better Shawna Mendesa i oddałam się przyjemnym dźwiękom wystukując rytm palcami na swoim kolanie. Zamknęłam oczy i próbowałam nie myśleć o tym czego rano dowiedziałam się od mamy, nie byłam jeszcze na to gotowa, a tym bardziej nie spodziewałam się tego tak szybko. Byłam żywym przykładem tego, że nasze życie jest się nagle w stanie odwrócić o sto osiemdziesiąt stopni niespodziewanie i gwałtownie. Byłam w stanie przetrawić pobyt wakacyjny, ale całego roku nie byłam w stanie znieść. Ktoś mógłby pomyśleć, że przesadzam przecież nie może być tak źle, wkońcu jesteśmy rodziną, mamy prawo się nie lubić i nie dogadywać, ale to przesada, by tak panikować i się unikać. Jednak nikt nie znał mojego brata i problem polegał na tym, że ja też go nie znałam. Bardziej znałam go z opowieści różnych osób czy samych rodziców. Ja jedynie wiedziałam o nim same podstawowe rzeczy typu gdzie mieszka, ile ma lat i gdzie studiuje, na tym moja wiedza się kończyła i nie czułam potrzeby by ją zmieniać wkońcu za niecałe 365 dni zniknie z mojego życia raz na zawsze, a ja będę mogła decydować o sobie. Ta myśl dawała mi nadzieję, na przeżycie tego wszystkiego.

Z moich rozmyślań wyrwało mnie szturchnięcie w ramię, co ponownie tego dnia mnie rozjuszyło, bo znowu ktoś śmiał mi przerywać chwilę dla siebie i jeszcze bezczelnie dźgając mnie palcem. Niech ja Cię tylko dorwę.... Otworzyłam oczy i ujrzałam wysokiego blondyna o zielonych oczach, który szczerzył się od ucha do ucha wyciągając mi z jednego ucha słuchawkę i wkładając do swojego. Parsknęłam śmiechem, bo tego już na pewno się nie spodziewałam. Nicholas Mendez we własnej osobie, spóźniony na ten sam egzamin co ja i w tak samo beznadziejnej sytuacji jak moja. Jednak było coś gorszego, nie byłam w tym całym bagnie sama. To pocieszające.

- Jesteś ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewał. - powiedział z rozbawieniem w głosie. - Myślałem, ze tylko mój dzień jest dzisiaj tak totalnie do bani, póki nie ujrzałem Ciebie i twojej ponurej miny i już wiedziałem że masz gorzej. – parsknął śmiechem, a mi wcale do śmiechu nie było, posłałam mu tylko gniewne spojrzenie jednak jak to Nicholas nic sobie z tego nie zrobił a jego uśmiech się tylko powiększył. Gnojek.

- Nic nawet nie mów, to chyba mój najgorszy dzień w życiu. - powiedziałam załamana.

- Co się stało Mad, nie gadaj że Jake wylądował w nocy helikopterem na dachu i cię nawiedził. – powiedział totalnie nie zdając sobie sprawy z powagi jego słów.

- Gdybyśmy grali w bingo zdobyłbyś punkt.

Normalnie jakby czytał mi w myślach. Nicholas to jeden z dwójki moich najlepszych przyjaciół. Znamy się praktycznie od dziecka, kiedyś nawet mieszkaliśmy praktycznie obok siebie, gdyby nie rozwód jego rodziców. Zawsze wie co mnie gryzie, potrafi mi pomóc i zawsze mogę na niego liczyć, jednakże był ostatnią osobą, której powierzyłabym jakikolwiek sekret. Uwielbiał kłapać jęzorem na prawo i lewo, to było jego główne hobby poza zgrywaniem grupowego clowna. Nicholas doskonale wiedział jakie relacje są pomiędzy mną a moim bratem i tak samo jak ja za nim nie przepadał. Znaczy tak zawsze twierdził w mojej obecności, jednak zdawałam sobie sprawę, że mają wspólnych znajomych, a na imprezach na które mnie nie zapraszano robili jedno wielkie zamieszanie. Tak właśnie było w naszym mieście, młodzież znała się w różnym wieku, żadne z nas nie dzieliło się na tych co chodzą jeszcze do licem i na tych co już studiują. Tutaj wszyscy byli równi, a najlepsze znajomości zawierało się na gówniarskich imprezach organizowanych przez coraz to ciekawsze i podejrzane osoby.

Hope for us | Zakończone |Where stories live. Discover now