Chciałam powiedzieć to samo. Przekazać chłopakowi żeby nie katował się tym, ale kolejna fala bólu zalała moje ciało. Tym razem to nie ja jęknęłam. Moje gardło było zbyt suche, by wydobyć choćby jeden dźwięk. To Patrick jęknął czując to co ja. Złapał mnie mocniej za rękę, ale ja już tego nie czułam osuwając się w odmęty świadomości, w której był tylko ból.


Otworzyłam oczy, a moja głowa eksplodowała milionem myśli. Nie wiedziałam gdzie jestem, kim jestem, ani co się ze mną dzieje. W zasięgu wzroku widziałam masę przedmiotów, ale nie wiedziałam czym są ani jak się nazywają. Jednocześnie w mojej głowie brzmiały miliony wyrazów i pojęć, których nie umiałam połączyć z niczym konkretnym.

- Emilly?

Usłyszałam czyiś głos. Emilly? Moje imię. Ale czym było imię? Moja dezorientacja trwała zaledwie parę sekund. W jednej chwili wszystkie kłębiące się myśli, wyrazy i uczucia trafiły na swoje miejsce. Uderzyło to we mnie jak fala tsunami. Połączyło się w jedno tworząc logiczną całość. Ten wiszący przedmiot nade mną był lampą, unoszące się w powietrzu drobinki kurzem, a stojący nieruchomo pod ścianą mężczyźni wrogami. Skoczyłam na równe nogi stając naprzeciwko nich i obnażając zęby. Byłam drapieżnikiem, byłam łowcą, a Ci dwaj, bardzo podobni do siebie, byli moimi przeciwnikami. Mierzyłam ich wzrokiem czując jedynie narastającą wściekłość i chęć mordu. Bez ostrzeżenia rzuciłam się młodszemu do gardła pragnąc jedynie jego śmierci. Z pewnym rozczarowaniem zobaczyłam, że mężczyzna nawet się nie broni. Stał niczym zahipnotyzowany kiedy moje kły były zaledwie o włos od jego krtani. Poczułam mocne szarpnięcie za ramię, które spowodowało, że zatoczyłam się do tyłu. Drugi mężczyzna uchylił się gdy błyskawicznie wyprowadziłam cios. Nawet nie zauważyłam jak do pomieszczenia wpadło więcej osób. Jakiś osiłek złapał moją drugą rękę wykręcając ją do tyłu. Wysoka blondynka podcięła mi nogi i wylądowałam na kolanach. Jakiś inny mężczyzna podszedł do mnie i przyjrzał mi się uważnie. Warknęłam i obnażyłam zęby, ale on tylko się uśmiechnął.

- Typowy nowonarodzony – zawyrokował, a ja miałam ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek samozadowolenia z twarzy. Najlepiej raz na zawsze.

Przyjrzałam się twarzom zebranych w pokoju osób. Osiłek trzymający moją lewą rękę, blondyn unieruchamiający prawą, piękność przytrzymująca włosy, pełen blizn młodzieniec stojący przede mną, drobna dziewczyna stojąca obok niego. Kobieta o zaniepokojonym spojrzeniu trzymająca się trochę na uboczu. Ich twarze nic mi nie mówiły. Ale twarz młodego blondyna, który patrzył na mnie z obawą spowodowała, że zamarłam. Charkot uwiązł mi w gardle. Znałam go. Znałam jego twarz. Była... Nie umiałam powiedzieć jaka, ale nie była mi zupełnie obca.

- Powiedz coś do niej - zasugerował chłopak stojący przede mną widząc moją konsternację. – Chyba Cię poznaje.

Blondyn podszedł bliżej, a ja zrozumiałam, że jeszcze przed chwilą chciałam mu rozszarpać gardło. Nie wiedziałam czy teraz też tego chcę. Byłam skołowana. Mój gniew kipiał i miałam wrażenie, że zaraz eksploduję. Szarpnęłam ramionami chcąc się uwolnić, ale mężczyźni trzymali mnie mocno nie dając mi takiej możliwości. Chłopak o znajomej twarzy przyklęknął tuż przede mną tak, że nasze oczy znalazły się na tej samej wysokości. Miał ładne, złote tęczówki z drobnymi ciemniejszymi plamkami. Patrzył na mnie łagodnie choć nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to tylko gra. Warknęłam niepewnie, a on westchnął ciężko.

- Emilly – powiedział niezwykle przyjemnym głosem.

Znałam go. Teraz byłam tego pewna. Ale nie wiedziałam skąd. Nie mogłam sobie przypomnieć kim był ani co nas łączyło. W ogóle nic nie mogłam sobie przypomnieć. Wiedziałam jak nazywają się otaczające mnie przedmioty, jak zbudowany jest świat, wiedziałam nawet kto jest obecnym prezydentem, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć kim jestem ja ani otaczający mnie ludzie.

ImperfectWhere stories live. Discover now