ROZDZIAŁ 20

211 13 0
                                    


Kiedy obudziłam się następnego ranka w ramionach Patricka mimowolnie jęknęłam. Chłopak błyskawicznie spojrzał na moją rękę i zaklął. Cały nadgarstek był opuchnięty, a siniaki, układające się w ślad palców, jeszcze wyraźniejsze niż w nocy. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, bo Patrick już zawołał Carlisle'a. Zrozumiałam, że musiało być źle skoro zwraca się o pomoc do ojca.

- Co jest? – spytał doktor wchodząc do mojego pokoju.

Pokazałam mu swoją rękę. Zbadał ją wyginając w różne strony, dotykając delikatnie zimnymi palcami.

- Muszę zrobić prześwietlenie żeby mieć pewność, ale kość wydaje się pęknięta – zawyrokował. – Nadgarstek na szczęście jest cały.

Zamilkł, a potem spojrzał oskarżycielsko na Patrick. Przeczuwałam, że za chwilę padną nieprzyjemne słowa.

- Gdybyś złapał odrobinę mocniej z jej nadgarstka nie było by już co zbierać – powiedział ostro. - Mówiłem Ci, żebyś jej nie skrzywdził. Czego wtedy nie zrozumiałeś?

- Najwyraźniej mam to po Tobie – odciął się chłopak.

Carlisle podszedł do niego, a jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. Zastanawiałam się czy mężczyźni za chwilę się na siebie nie rzucą.

- Ja nigdy nie uderzyłbym kobiety – wysyczał celując palcem w pierś Patricka.

- Za to własnego syna już tak – odparł beznamiętnie patrząc mu prosto w oczy.

Carlisle warknął, ale Patrick zupełnie się tym nie przejął. Spojrzał na doktora chłodno jakby chcąc mu pokazać co o tym wszystkim myśli. Odchrząknęłam zwracając na siebie uwagę obu mężczyzn.

- Ubierz się i pojedziemy do szpitala – rzucił w moją stronę Carlisle wychodząc z pokoju - Będę czekał w garażu.

Zostaliśmy z Patrickiem sami. Chłopak położył się na łóżku patrząc jak chodzę po pokoju i zbieram swoje rzeczy Jego mina wskazywała, że obwinia się o mój stan. Myślałam, że już to sobie wyjaśniliśmy, ale jeszcze raz zapewniłam go, że nie mam o to do niego pretensji.

- Patrick– powiedziałam podchodząc do niego i łapiąc jego twarz w swoje dłonie. Prawa ręka zapiekła mnie, ale zignorowałam ból. - To się więcej nie powtórzy. Wiem to. Widzę jak się teraz oskarżasz i to daje mi pewność, że nie będziesz w stanie mnie skrzywdzić. Nigdy.

Pocałowałam go, a chłopak niepewnie oddał pocałunek. Muskał ledwie moje wargi jakby bojąc się, że posunie się za daleko. Odsunął się nieznacznie ode mnie i oparł swoje czoło o moje.

- Emilly – wyszeptał. – Widzisz we mnie lepszą osobę niż jestem. Chciałbym na to zasłużyć.

Uśmiechnęłam się do niego, a on niepewnie zrobił to samo. Wstałam z łóżka, ale chłopak nie ruszył się z miejsca. Spytałam go czy idzie ze mną, ale on tylko pokręcił głową.

- Nie będę mile widziany – powiedział kwaśno, ale potem uśmiechnął się figlarnie. - Chyba, że się boisz i chcesz żebym potrzymał Cię za rękę podczas badania.

Pokazałam mu język śmiejąc się kiedy przewrócił oczami. Cieszyło mnie, że że ma już lepszy humor. Nie chciałam by sytuacja z wczoraj ciągnęła się za nami jeszcze tygodniami. Jak dla mnie wszystko było już wyjaśnione i nie trzeba było do tego wracać. Dlatego całą drogę do szpitala milczałam chociaż Carlisle patrzył na mnie oczekująco. Zatrzymaliśmy się na prawie pustym parkingu i ruszyliśmy w stronę budynku. Weszliśmy do szpitala i od razu skierowaliśmy się do recepcji. Siedząca za biurkiem pielęgniarka uśmiechnęła się się szeroko do Carlisle. Jej ręka bezwiednie powędrowała do włosów, którymi zaczęła się bawić. Patrząc na to zastanowiłam się czy jest w szpitalu jakaś kobieta, która potajemnie nie podkochuje się w Carlisle'u

ImperfectWhere stories live. Discover now