16: Prosty chłopak.

136 9 0
                                    

#KarmeloweLatovx


Kaden

– Dobrze ci idzie – pochwaliłem chłopca, a na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech.

Zajęcia z dzieciakami naprawdę sprawiały mi frajdę. Cieszyłem się, że w końcu mogłem się czymś zająć. Po całym weekendzie, który był dość ciężki, pan Adams kazał mi wziąć parę dni wolnego. Nie chciałem tego robić, ale on nie zamierzał mnie słuchać w tej kwestii. Dobrze, że zajęcia nie miały z nim nic wspólnego.

Te trzy dni i tak siedziałem w łodzi przy plaży. Planowałem wrócić jeden dzień do domu, ale jak tylko zorientowałem się, że rodzice zorganizowali kolację z moim bratem i jego narzeczoną, odpuściłem. Nie miałam ochoty siedzieć z nimi i słuchać, jak to dobrze idzie mojego bratu w pracy i jakie to szczęście, że biorę ślub za jakiś czas. Na samą myśl, dostawałem pierdolca.

Dlatego zaszyłem się w łodzi, gdzie nikt nie wiedział, że mnie szukać.

No oprócz Martin, ale ona się do tego nie kwapiła. Chociaż napisała do mnie po sobotnim wieczorze, co mnie ucieszyło. Nie wymieniliśmy zbyt dużo wiadomości, no i skończyło się, kiedy nazwała mnie kretynem, ale szliśmy do przodu.

Napisała.

Byłem też mile zaskoczony, kiedy zobaczyłem ją na koniec zajęć. W poprzednim tygodniu młody Martin wracał sam do domu.

Nie miałem nigdy zbyt dużej styczności z jej rodzeństwem, ale z nieznanego mi powodu, lubiłem młodych Martinów. Tym bardziej Louisa, który dużo mówił.

– Ostatnio moi rodzice o tobie mówili – wyjawił ciszej, jakby mówił mi to w sekrecie.

Nachyliłem się w jego stronę, aby lepiej go słyszeć. Louis nie spieszył się do domu, najwyraźniej chciał ze mną pogadać. Ja nie miałem nic przeciwko, bo jego starsza siostra obserwowała nas z plaży i pewnie miała ochotę zamordować brata, że nie kwapił się do powrotu.

– Jestem tematem numer jeden, co?

– Lilson tak nie uważa – wyznał naburmuszony. – Jeszcze umawia się z tym Elliotem. On nie jest taki super jak ty.

Lilson. Uroczo.

– Najważniejsze, że jest szczęśliwa – odparłem, wymuszając uśmiech.

– Mogłaby być z tobą – mruknął.

Jeden brat po mojej stronie. Mama Martin też wydawała się mnie rozumieć. Została mi druga połowa rodziny.

Poczochrałem go po włosach, zostawiając go bez żadnej odpowiedzi. Ruszyłem za nim, choć dużo wolniej, bo on w podskokach skierował się do Lily.

Zanim zdążyłem się z nią przywitać, na moje drodze stanął starszy mężczyzna z uśmiechem na twarzy.

– Nie chcę ci zabierać dużo czasu, bo widzę, że masz plany, ale przypominam, że widzimy się dopiero w piątek – wskazał na mnie palcem, a ja nie mogłem się powstrzymać przed przewróceniem oczami.

– Pamiętam – przytaknąłem niechętnie. – To Lily i Louis – wskazałem na rodzeństwo.

– Bardzo mi miło...

– Hudson Adams.

– Pan Adams? – zmarszczyła brwi, jakby sobie o czymś przypomniała. – O, to pan nam pomógł niedawno z łódką.

Cholera.

– Z łódką? – zainteresował się.

– Utknęliśmy na wodzie i nie mogliśmy wrócić do portu – przypomniała.

Niemal rzucałem piorunami w pana Adamsa, który ani na moment nie zerknął w moją stronę. A na pewno połączył fakty i zrozumiał, dlaczego tamtego dnia łódź nie wróciła na swoje miejsce.

– Kaden ogarnia stery lepiej ode mnie – przyznał rozbawiony. – To jego zasługa – poklepał mnie po ramieniu i dopiero złapał ze mną kontakt wzrokowy. – Spokojnego wieczoru, dzieciaki.

– Do widzenia! – odpowiedział wesoło Louis.

Martin nie używając siły, przyciągnęła mnie samym spojrzeniem. Chyba próbowała wyciągnąć z mojej strony jakieś wyjaśnienia, ale nie chciałem tego robić. Powitałem ją szerokim uśmiechem i szturchnąłem w bok.

– Macie ochotę na lody?

– Tak! – krzyknął młody.

– Wracamy do domu, Louis – odparła nawet na niego nie patrząc.

Chochlikowi odmówisz?

– Kretynowi odmawiam.

– Chodź, Louis. Skoro twoja siostra nie chce, to sam cię zabiorę. Odprowadzę go – oznajmiłem pewnie.

– O co ci chodzi, Kaden? – zmarszczyła brwi, nadal uparcie trzymając brata za łokieć.

– O nic. Zapraszam was na lody – odparłem, nie odrywając wzroku od jej tęczówek. Miała naprawdę ładne oczy.

Westchnęła po chwili, wiedząc, że nie miała szans w naszej małej kłótni. Nareszcie.

Nie chciałem jej bardziej irytować, dlatego wybrałem budkę zaraz przy wejściu na plażę. Młody uwiesił się na mojej ręce i poprosił o gałkę czekoladową, zanim siostra zdołała go ode mnie zabrać. Zaśmiałem się pod nosem i podszedłem do lady.

– Raz czekolada, raz karmel i raz waniliowe – wyrecytowałem bez wahania.

– Jakie to typowe – skomentowała, kiedy podałem jej karmelowy, a sam przyjąłem swój waniliowy.

– Jestem prostym chłopakiem.

– Jesteś też kłamcą – rzuciła mimochodem. Zajęliśmy miejsce na murku, gdzie mieliśmy idealny widok na młodego. Jadł lody i biegał po plaży.

– Nagiąłem prawdę. Bez przesady.

– Dlaczego to zrobiłeś? Wiedziałeś, że się boję.

– Przy mnie nie masz czego się bać, Karmelku. Wszystko miałem pod kontrolą – dodałem, aby ją uspokoić.

– Po co to było?

– A uwierzysz, jeśli powiem, że chciałem spędzić z tobą czas?

Nawiązała ze mną kontakt wzrokowy, jakby cholernie mocno chciała zobaczyć, że kłamałem. Za nim nie chciała mi w to uwierzyć.

– W życiu.

Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. Lilianna Martin naprawdę uważała mnie za swojego wroga.

– To nie mam nic na swoją obronę. 



vsanax

Karmelowe LatoWhere stories live. Discover now