07: Podwózka.

140 6 0
                                    

#KarmeloweLatovx


Lilianna

– Tak smakuje ciasto bogów – skomentował z pełną buzią.

A mi zrobiło się jakoś cieplej na sercu. Nie wiele razy zdarzyło się, żebym siedziała sama w towarzystwie Kadena i czuła się tak dobrze. Wspólne wyjście od bliźniaków to jedno, ale to, że zabrał tartę, na którą Willow nawet nie zwróciła uwagi i to, że zaproponował, żebyśmy zjedli ją wspólnie, to coś innego.

To było miłe z jego strony.

Może dlatego jego towarzystwo stało się nieco bardziej znośne tego wieczoru.

– Zjesz ją zaraz całą!

– To nie moja wina, że tak powoli jesz – posłał mi cwaniacki uśmiech i nałożył sobie kolejną porcję, nie odrywając ode mnie wzroku. – Upieczesz mi ją na urodziny?

– Nie sądzę – zaprzeczyłam, podtrzymując żartobliwy ton.

– No co ty, Karmelku. Mi nie zrobisz?

– Tak, tobie.

– Muszę się poważnie zastanowić nad naszą przyjaźnią.

– To my się przyjaźnimy? – zmarszczyłam brwi. Kaden pokręcił głową rozbawiony i rozsiadł się wygodniej w fotelu.

Przyjechaliśmy na plaże, gdzie znajdowały się łodzie turystyczne, które obsługiwał. Jedna z nich zawsze stała przy moście i chyba nigdy nie widziałam, żeby nią pływał. Szybko zrozumiałam dlaczego. Znaczna część sprzętu była do niczego, w tym sam silnik. Jednak wnętrze było ładnie ozdobione i wyglądała na używaną.

– W sumie to, dlaczego ta łódź nadal tu stoi? Nie przynosi żadnych zysków.

Nie spodziewał się, że się tym zainteresuje. Patrzył na mnie dłuższą chwilę i chyba sam szukał odpowiedzi.

– Właściciel jest za bardzo do niej przywiązany – oznajmił spokojnie.

– W ogóle się nią interesuje, czy tak po prostu tu stoi? – ciągnęłam.

– Pojawia się tu codziennie. Sama sobie odpowiedz.

– To już chyba obsesja.

– Możliwe.

– Dziwny gość – skomentowałam.

– Dzięki – znieruchomiałam z łyżeczką przy ustach. Czekałam, aż zacznie się śmiać, czy dopowie coś głupiego, co byłoby w jego stylu. Jednak nic takiego się nie wydarzyło. On mówił poważnie.

– Jest twoja? – zapytałam z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.

– To ma zostać między nami, Martin – powiedział. – To moje miejsce. Nie potrzebuję kłócących się bliźniaków, czy pijackich pomysłów chłopaków.

– Więc, dlaczego mnie tu zabrałeś? – zmarszczyłam brwi.

Tęczówki w kolorze gorzkiej czekolady z tego miejsca wydawały się jeszcze ciemniejsze. Co więcej, miałam wrażenie, że mnie przyciągały jak magnes.

– Znaj moją dobrą wolę. Chochliki też nie mają pojęcia o tym miejscu, więc nikt cię tu nie będzie szukał – wyjaśnił.

– Czyli to twoje miejsce do ucieczki?

– Mam tu spokój. Jestem oddalony od reszty łodzi i nikt się nią nigdy nie interesuje, kiedy przechodzi obok. Ale masz rację, to też miejsce do ucieczki.

Karmelowe LatoWhere stories live. Discover now