04: Męski wieczór.

156 8 0
                                    

#KarmeloweLatovx


Kaden

Zająłem miejsce na kanapie w salonie Willa i przyjąłem puszkę piwa od Reya. Poza naszą trójką, dołączyli do nas Patrick i Owen.

Pierwszy raz od dwóch tygodni mieliśmy męskie spotkanie. Na jakiś czas wystarczyło mi siedzenia z dziewczynami z naszej ekipy, bo te nigdy nie potrafiły się zamknąć i non stop plotkowały.

Chociaż sam chętnie łapałem te plotki jak pelikan, ale tego nie musiały wiedzieć.

– Widzieliście zdjęcie Mel?

Na kilka chwil zwróciłem uwagę na jego wyświetlacz, gdzie było zdjęcie dziewczyny z Lily i Willow. Po pełnej ścianie plakatów rozpoznałem, że był to pokój Martin.

– Mają maraton filmowy czy jakieś inne gówno – wyjaśnił znudzony Will.

– Co w końcu wyszło z tą imprezą? – zmieniłem temat.

– Starzy się nie zgodzili. Twierdzą, że po ostatniej akcji nie ma opcji urządzić tego tutaj – przewrócił oczami, nie odrywając skupienia od gry.

– Zarzygałeś matce toaletę i zniszczyliśmy trawnik z przodu, czego się spodziewałeś? – parsknął Rey. – Że ci wręczy medal za najlepszą imprezę roku?

– Willow jeszcze ma z nią gadać ale wątpię, że ta kretynka cokolwiek załatwi.

– A może na jachcie to ogarnąć? – rzucił niezobowiązująco Patrick.

– Nie.

Moja odpowiedź była niemal natychmiastowa. Cała czwórka skupiła na mnie uwagę, a najbardziej Chilvers, któremu w głowie tworzył się już niezły plan.

– Stary, musisz to ogarnąć – zaczął, ciągle na mnie patrząc.

– Nie ma szans. Nie mam zamiaru ponosić za was żadnych kosztów, a moi starzy tego nie popuszczą – oznajmiłem głosem nie wznoszącym sprzeciwu. 

– Będziemy grzeczni.

– Kurwa, stary, znamy się nie od dzisiaj. Sprowadzisz połowę miasta, w tym ludzi, których sam nie znasz. Najebiesz się do tego stopnia, że jeszcze może będę musiał cię ratować na środku ocenu albo co gorsza, pokłócicie się z Willow i zrobicie taki burdel, że nic z tego dobrego nie wyjdzie – powiedziałem na spokojnie, choć wewnętrznie czułem rosnącą irytację. – Nie mam zamiaru brać za was odpowiedzialności.

– Zawarłbym pakt z tą kretynką i byłoby po problemie. O, albo w ogóle zróbmy imprezę bez niej – nagle go oświeciło.

– I jak to sobie wyobrażasz, nie zaprosisz własnej siostry na waszą imprezę urodzinową? – zakpił Rey.

– Nie potrzebuję jej tam.

– A Lily i Mel?

– To będzie ich wybór – wzruszył beztrosko ramionami.

– Możesz sobie zrobić imprezę na jachcie, ale nie na tym, należącym do moich starych – stwierdziłem gładko, upijając piwo.

Rey próbował ukryć rozbawienie za puszką piwa, ale i tak zdołałem to wychwycić. Oboje mieliśmy dość durnych pomysłów blondyna. Dobrze, że chociaż on podzielał moje zdanie.

Nasz wieczór opierał się na grze w fifę i krótkich rozmowach. Rey co jakiś czas rzucał żartem, czasem tak bezpośrednim, że śmiałem się do bólu brzucha.

Winston miał to do siebie, że wszyscy wokół go uwielbiali. Nie przesadzałem. Zagadywał do młodych i starszych. Zawsze dostawał odzew od drugiej strony i naprawdę rzadko zdarzało się, żeby ktoś był nastawiony do niego negatywnie.

– Kurwa, stary! – przeklął, gdy kolejny raz przegrał mecz z Patrickiem.

– Tak to się kończy, jak chujem myślisz a nie głową! Poproszę moje piwo – wyciągnął rękę do gospodarza z cwanym uśmiechem.

– Ssij fiuta – warknął pod nosem.

– Ty mi możesz. Piwo.

Pokręciłem głową i zerknąłem na podświetlony ekran.

Heather: Hejka, masz czas się spotkać w tym tygodniu?

Nawet nie wszedłem w tę konwersację. Musiałem przemyśleć tę sprawę, bo od jakiegoś czasu nie miałem ochoty spotykać się z nią sam na sam. Nawet jeśli chodziło wyłącznie o seks. Miałem wrażenie, że dla niej zrobiło się to coś poważniejszego. Nie miałem czasu na takie gierki.

Niemal oplułem się piwem, kiedy przyszło kolejne powiadomienie. Martin się do mnie odezwała. Niesamowite. Chyba sam diabeł wyszedł z piekieł.

Karmelek: Hejka, sory, że przeszkadzam ale młody zastanawia się, czy masz jeszcze miejsce w grupie?

Nie miałem, ale czy ona musiała o tym wiedzieć?

Kaden: Możliwe, że mam.

Od poprzednich wakacji, kiedy zdobyłem predyspozycje do bycia instruktorem na żaglówce, prowadziłem lekcje dla dzieciaków. Trwały całe dwa miesiące, bo zajęcia odbywały się wyłącznie raz w tygodniu. Były to dzieci, dlatego chciałem, aby nabrały pewności na wodzie na dłuższy okres.

Karmelek: Jak nie chcesz go przyjąć to po prostu napisz, a nie bawisz się ze mną w kotka i myszkę.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Dość łatwo mogłem ją wyprowadzić z równowagi.

Kaden: Niech przyjdzie w środę na osiemnastą.

Karmelek: Ma zapłacić za wszystko w środę, czy na koniec wakacji?

Kaden: Dogadamy się przy kawie.

Karmelek: Jakiej kawie?

Kaden: Mojej i twojej. Do zobaczenia w środę po zajęciach młodego.

– Co cię tak zadowoliło, Scott? Czyżby Heather się odezwała?

– Nawet jeśli, to co? – zmarszczyłem brwi i wyłączyłem telefon.

– Zawsze możemy pomyśleć o trójkącie.

– Nie dzielę się, Chilvers. 



vsanax

Karmelowe LatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz