06: Tarta malinowa.

155 6 0
                                    

#KarmeloweLatovx


Kaden

– Dzień dobry Kaden! – przywitała mnie uradowana pani Chilvers.

Matka bliźniaków była przemiła ale tak samo irytująca jak jej dzieci. Możliwe, że po niej zyskały tę cechę. Uwielbiałem z nią rozmawiać, dopóki nie schodziła za bardzo z tematu i nie zaczynała swoich wywodów o jakiś pierdołach.

– Panią też miło widzieć – odwzajemniłem uśmiech. – Czy z mamą już lepiej?

– Pierwsza chemia się przyjęła, więc trzymamy się nadziei, że wszystko pójdzie w dobrą stronę – wyznała z uśmiechem, choć jej oczy, na samo wspomnienie, przygasły.

– Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.

– Dziękuję, Kaden.

Chciała dopowiedzieć coś więcej, ale przerwał jej dzwonek do drzwi. Byłem najbliżej, więc bez skrupułów chwyciłem za klamkę. Przede mną stała Lily. Była drugą i tym samym ostatnią osobą z najbliższych przyjaciół. Obydwoje mieliśmy uczestniczyć w kolacji urodzinowej bliźniaków wśród ich rodziny.

Szatynka splotła swoje włosy w luźnego koka. Równie dobrze mogła zapomnieć, że w ogóle go zrobiła, ale szczerze, wyglądała w nim uroczo. Policzki były delikatnie zaczerwienione, co było pewnie spowodowane różem. Prezentowała się niezwykle dziewczęco w błękitnej sukience, która idealnie do niej przylegała. Urok przełamały buty, bo jak zwykle zdecydowała się na białe trampki.

– Lily, jak ty cudownie wyglądasz! – skomentowała pani Chilvers, przyciągając ją do uścisku.

Cóż, nie mogłem się nie zgodzić.

Ba! Ja nie mogłem oderwać od niej spojrzenia w tej sukience.

– Kaden, weźmiesz? – wyciągnęła w moją stronę kopertę. – Will nie będzie chciał jej otworzyć, a Willow będzie do tego pierwsza.

– Możecie zostawić w kuchni – zaproponowała kobieta.

– Za duża szansa, że Willow ją zobaczy, zanim powinna – stwierdziłem. – Schowam do auta.

Po pierwsze, to naprawdę był dobry pomysł, aby ten prezent odłożyć właśnie tam do czasu startu kolacji. Po drugie, chciałem jak najszybciej od nich pójść. A konkretnie od pani Chilvers. Lepiej było, żeby zagadała Martin.

I dokładnie to zrobiła, bo kiedy wspinałem się po schodach, słyszałem ich rozmowę w kuchni. Uśmiechnąłem się pod nosem i skierowałem się do Willa. Nie miałem zamiaru pukać, dlatego od razu przekroczyłem próg jego pokoju.

Panował tam zaduch, więc mimowolnie otworzyłem na szerok okna.

Zza drzwi łazienki słyszałem, że bierze prysznic.

Rzuciłem się na mały fotel i zgarnąłem ze stolika pada. Włączyłem na nowo rozgrywkę, którą musiał przerwać. Nie byłem fanem gry na konsoli, bo wolałem pobiegać za piłką w realu, ale wolałem jakoś zabić czas. Will potrafił siedzieć pod prysznicem dłużej niż niejedna dziewczyna. Wielokrotnie się z tego śmialiśmy, a on za każdym razem twierdził, że sobie coś ubzduraliśmy.

Zdążyłem odpisać na większość wiadomości, w tym rozpocząć gówno burzę na grupowej konwersacji. Jako pierwszy zaklepałem konsolę dj'a, co nie spodobało się Patrickowi, ale miałem to gdzieś. Pierwszy napisałem.

Patrick do grupy pola pali pole: Jebany.

Uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy.

Karmelowe LatoWo Geschichten leben. Entdecke jetzt