9. Drapieżnik

156 7 3
                                    

ELLIE

Siedzę na ławce w szatni i odchylam głowę do tyłu. Głośno dyszę, rozpuszczam mokre kosmyki włosów i gumka ląduje na moim nadgarstku. Przeczesuję włosy palcami i pozwalam im swobodnie spaść na ramiona. Simon klęczy przede mną i rozwiązuje sznurówki moich łyżew. Powoli ściąga jedną i odkłada na bok. Łapie moją stopę w swoje duże dłonie delikatnie naciska. Rozmasowuje i rozciąga bolące miejsca. Krzywię się i syczę z bólu. W czasie intensywnych treningów moje stopy są mocno poranione i zdobi je kilka fioletowych sińców. Niektóre kości strzelają i momentalnie czuję ogromną ulgę. Simon powtarza dokładnie tą samą czynność przy drugiej stopie, a potem kładzie ręce na moich udach i delikatnie je ściska, bym na niego spojrzała. Przenoszę swój wzrok z sufitu na chłopaka i kładę rękę na jego włosach. Zatapiam dłoń w ciemnych kosmykach i bawię się nimi zaplatając je na palce i delikatnie za nie pociągając.

- Jak się czujesz co do programów? - pyta, a ja wzdycham.

- Dosyć pewnie. Od dzisiaj zostaje równo miesiąc do eliminacji. Myślę, że wyćwiczymy je do perfekcji. - uśmiecham się, kładąc nacisk na "my" w słowie wyćwiczymy. Simon też się uśmiecha, a potem niebezpiecznie przybliża. Dalej trzyma ręce na moich nogach, które zaczynają drżeć. Twarz chłopaka jest zdecydowanie za blisko mojej.

- Simon, wiesz, że cię lubię, ale mówiłam poważnie z tym związkiem. Naprawdę nie możemy być razem. I to nawet nie zależy ode mnie. - praktycznie szepczę w jego usta, cała się rumieniąc.

- Ale kto tu mówi o związku? - pyta ironicznie chłopak i trąca swoim nosem mój. Czuję na sobie jego ciepły oddech, gdy nasze nosy się o siebie ocierają, a nasze usta są coraz bliżej.

- Co ty robisz? - pytam, skupiając wzrok na jego pełnych ustach. Simon mnie onieśmiela.

- Przecież nic nie robię. - stwierdza z małym uśmieszkiem i odsuwa mi kosmyk włosów z twarzy, chowając go za ucho. Jego ręka pozostaje na moim karku. Jest na tyle duża, w porównaniu do mnie, że przykrywa go całego.

Nie mogę wytrzymać tego napięcia. Mam wrażenie, że jeśli zaraz nasze usta się ze sobą nie złącza, to oszaleję. Kierując się tym tokiem myślenia, kładę dłoń na jego policzku i całuję. Simon uśmiecha się zwycięsko i przyciąga mnie bliżej. Klepię go lekko w twarz i pomiędzy pocałunkami szepczę "Ani. Słowa.", na co uśmiech chłopaka poszerza się jeszcze bardziej. Rozsuwa moje uda i teraz klęczy pomiędzy nimi. Moje ręce zaplecione są w kręconych kosmykach jego włosów, a on jedną trzyma na moim karku, a drugą na biodrze. Przesuwa ją trochę w górę, na co się spinam.

- Nic nie zrobimy. Nie bój się. - informuje na chwilę się odsuwając.

- Jak to nie? - pytam z udawanym zawodem na twarzy, a Simon odchyla głowę do tyłu, wybuchając głośnym śmiechem.

- Nie kuś, jeśli nie chcesz, by to się źle dla ciebie skończyło. - szepcze mi do ucha, a potem pochyla głowę i składa pocałunki na mojej szyi, a potem obojczyku. Wykonuje ruch biodrami, dociskając je do mojej nogi. Gdy czuję na niej coś twardego, komunikat jest dla mnie jasny. No cóż, przynajmniej nie jestem jedyna i moja reakcja na jego dotyk nie jest dziwna.

-~-~

Siedzę przy toaletce z prostownicą w ręce, powoli przeczesując nią każde pasmo moich włosów po kolei. Pierdolony Hiszpan nie mógł się powstrzymać.

- Elisabeth! Jedziesz? - słyszę matkę wrzeszczącą z salonu.

- Tak! Schodzę! - gdy prostownica zostaje wystarczająco zwyzywana, łapię plecak i zbiegam po schodach. Moja mama komplementuje dzisiejszą fryzurę. Oczywiście, jej podoba się wszystko, co nie jest we mnie naturalne i wrodzone. Dziękuję jej grzecznie i wychodzę z domu przeklinając cały świat.

Po biologii mam już zdecydowanie dość dzisiejszego dnia. A to była pierwsza lekcja. Na nudnej historii zastanawiam się, co dziś z Simonem będziemy poprawiać. Może tego nieszczęsnego Salchowa? On jest w takim niefortunnym miejscu w choreografii, że nie jestem w stanie tak szybko złapać równowagi po poprzednim loopie. W końcu lekcja się kończy i idę w stronę stołówki, gdzie mam spotkać się z Ri, której jeszcze dziś nie widziałam.

Nagle zostaję pociągnięta w bok za ramię. Chcę krzyczeć, ale mam wielką dłoń na ustach. Osoba trzyma mnie od tyłu i wchodzi ze mną do kantorka woźnego. Już mam wykorzystać elementy samoobrony, ale osoba mnie puszcza i obraca przodem do siebie.

- Zwariowałeś?! - krzyczę na rozbawionego do łez chłopaka. - Jak chcesz, żebym złamała ci rękę, to trzeba było tak od razu!

- Co się stało z twoimi włosami? - pyta Simon i przeczesuje kosmyk prostych włosów palcami.

- Nie podobają ci się? - pytam z pozoru niewinnie i próbuję nie parsknąć śmiechem na widok jego skonfundowanej miny.

- Wolę twoje naturalne. W tych wyglądasz jeszcze... grzeczniej. O ile to w ogóle możliwe.

- Durniu! - odrzucam jego dłoń. - Musiałeś zostawić po sobie ślad, nie? Ty po prostu uwielbiasz robić mi na złość! Dwie godziny prostowałam te cholerne włosy, żeby mieć wymówkę na tę malinkę, pierdolona pijawko!

Simonowi z oczu toczą się łzy, a on sam zgięty jest w pół z bólu brzucha. On już się nawet nie śmieje, on walczy o życie.

- No i co cię tak bawi? - pytam, opierając piąstki na biodrach.

- Chodź tu. - mówi, gdy w końcu udaje mu się złapać oddech. Niechętnie robię krok do przodu, więc chłopak przyciąga mnie do siebie i wciska w moje usta mocny pocałunek.

A ja się rozpływam.

Warm cinnamon nightsUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum