2. Piętnaście głębokich wdechów.

210 8 0
                                    

SIMON

Kończę jeść płatki z mlekiem i odkładam miskę do zlewu.

- ¿Vas a salir? - "Wychodzisz?" pyta moja mama, po czym siada przy stole i bierze łyka ciepłej kawy cappuccino, otulając się ciaśniej ciepłym szlafrokiem.

- Si, mamá. - "Tak, mamo" odpowiadam, biorę plecak, poprawiam krawat i wychodzę z kuchni. - Deséame suerte! - "Życz mi szczęścia".

San Francisco jest dokładnie takie, jak sobie wyobrażałem. Jasne, nie chciałem się za bardzo nastawiać, bo nigdy wcześniej tu nie byłem. Jednak nic mnie nie zaskoczyło, ale też się nie zawiodłem. Gdy wsiadam do metra, nie widzę ani jednej osoby w podobnym mundurku. Orientuję się jednak, że jest to szkoła z reguły dla dzieciaków bogatych i wpływowych ludzi biznesu. Wychodzi więc na to, że dla każdego z nich przejazd komunikacją miejską jest hańbą. Uśmiecham się pod nosem i wysiadam z metra. W szkole jestem dosyć wcześnie, więc do pierwszej lekcji mam jeszcze sporo czasu. Przechadzam się więc, obchodząc budynek dookoła i obserwując dziedziniec. Jest ładny. Zadbany. 

Wchodzę do budynku, a niedługo później zaczynają schodzić się inni uczniowie. Czuję się niewidzialny. Nikt na mnie nie patrzy; nie sądzę, że ktokolwiek tutaj odczuł moją obecność. Niefortunnie, moja szafka znajduje się obok jakiegoś popularnego chłopaka. On jest wysokim blondynem, a wokół niego stoi parę innych kolegów i parę ładnych dziewczyn, które domagają się jego uwagi. 

- Jak ci idzie z celem na ten rok? Harrington przeleciana? - mówi jeden z kolegów. Jest niski, ale zbudowany najlepiej ze wszystkich. Automatycznie przekręcam głowę w ich stronę, ale potem natychmiast ją spuszczam, bo nie chcę zostać oskarżony o podsłuchiwanie. Chociaż nie byłby to fałszywy zarzut. Po prostu kojarzyłem to nazwisko, bo obejrzałem każdy występ Elisabeth Harrington chyba milion razy.

- Shhh, ciszej, cymbale! Nie, jeszcze nie. Ale nie martw. Może i Peterowi się nie udało, ale zaufaj mi, ja tego dokonam. Jako pierwszy zeszmacę pannę Harrington. 

Zrobiło mi się niedobrze. Jestem tu dwadzieścia minut, a już nienawidzę tego towarzystwa. Ci ludzie mnie obrzydzają. W tym momencie mój telefon zaczyna wibrować na znak przychodzącej wiadomości, więc wyciągam go z kieszeni i patrzę na wyświetlacz.

Papá: no ha sido aceptado

"Nie przyjęto cię."

Yo: Ahora, ¿qué pasa con los patines? "A co z łyżwami?"

Papá: no podemos pagarlo, lo siento

"Nie stać nas na to, przykro mi."

Yo: Yo también lo siento. "Mi też jest przykro."

Czuję, jak robi mi się duszno. Muszę wyjść na zewnątrz. Idę w stronę drzwi wejściowych, prawie krztusząc się powietrzem. Mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Dlaczego? Dlaczego ja nawet nie mogę znaleźć pracy, żeby pomóc mojej rodzinie. Nie wspominając już o trenowaniu na poważnie mojej największej pasji. Dlaczego to jest takie niesprawiedliwe? W tym samym czasie największym problemem tych nadzianych dzieciaków jest to, że nie zaliczyli zeszłej nocy losowej laski. Popycham drzwi i wpadam na jakąś brunetkę. Ogromne brązowe oczy wpatrują się we mnie w szoku, a ja uświadamiam sobie, na kogo wpadłem. Elisabeth Harrington. 

- Sory. - mamroczę i jak najszybciej znikam z jej pola widzenia. Siadam gdzieś za budynkiem, w raczej odosobnionym miejscu, zamykam oczy i biorę bardzo głębokie wdechy. Pierwszy. Drugi. Trzeci. Czwarty. Piąty. Prostuję plecy. Szósty. Siódmy. Ósmy. Dziewiąty. Dziesiąty. Zaczynam się uspokajać, moje tętno wyraźnie zwalnia. Jedenasty. Dwunasty. Trzynasty. Czternasty. Piętnasty.

Wstaję i kieruję się w stronę budynku, prosto na lekcję biologii. Wchodzę z nauczycielką prawie równocześnie. Nie widzi mnie, więc zaczyna witać klasę, ale ja przekraczam próg i wszystkie oczy nagle są skierowane na mnie. Nawet te duże brązowe. Szczególnie te duże brązowe. 

- O, już jesteś! Świetnie. Kochani, pamiętacie, jak w zeszłym tygodniu mówiłam wam o nowym uczniu? To jest Simon i dokończy tutaj ostatnią klasę. - po jej słowach przeczesuję włosy i posyłam wszystkim mały uśmiech, chociaż nikt nie wydaje się mną zbytnio zainteresowany. Gdy siadam w najbliższej wolnej ławce, pani Jenkins tłumaczy zasady, ale chyba są każdemu znane, bo uczniowie miny mają raczej znudzone.

- Możesz napisać test w innym terminie. - oferuje mi nauczycielka, a ja posyłam jej ciepły uśmiech.

- Dziękuję, ale jest w porządku. Napiszę teraz. - mówię. Na każdym innym przedmiocie skorzystałbym z takiej oferty, ale biologię akurat umiem, więc będę miał to z głowy. Czując na sobie przenikliwy wzrok, jak myślę, dużych brązowych oczu, otwieram arkusz i zabieram się za rozwiązywanie zadań, które przychodzi mi z łatwością.

-~-~

Wchodzę do ogromnego budynku, który dotychczas widziałem tylko na ekranie telewizora. Przede mną rozciąga się piękny widok - ogromne lodowisko, od którego oddzielają mnie duże szyby. Na lodowisku trenuje parę dzieci i dwóch nastolatków. Po chwili jednak wszyscy jednocześnie schodzą z lodowiska.

- To koniec! Odchodzę! Od ciebie i pracę też rzucam! - słyszę krzyki, a następnie trzask drzwiami. Odwracam się, a przede mną stoi czarnoskóry mężczyzna, który ma około pięćdziesięciu lat. Na sobie ma sweter, jeansy i granatowy fartuch. Na podłodze przed nim leży taki sam, więc podchodzę do faceta, podnoszę fartuch i mu go podaję. On patrzy na mnie z oczami pełnymi łez i zaciśniętą szczęką. 

- Szukasz pracy? - mówi nagle niskim głosem, a ja kiwam niepewnie głową. - Mycie podłogi, okien, szyb i ogólne sprzątanie. Do tego robienie kawy. Zgadzasz się? - pyta, a ja stoję jak wryty. Po chwili kiwam bardzo szybko głową z szeroko otwartymi oczami, a mężczyzna głośno się śmieje. - Uczysz się? - znowu się odzywa, a ja znowu kiwam głową. - Świetnie, jutro o szesnastej mnie tu szukaj. Dogadamy szczegóły. Fartuch zatrzymaj. 

Dostałem właśnie pracę. O rany, jakie ja mam szczęście! Wyciągam telefon, aby zadzwonić do taty, ale słyszę wtedy niecichy huk. Podchodzę więc bliżej szyb i spełnia się moje marzenie odkąd miałem siedem lat. 

Oglądam tańczącą na lodzie Elisabeth Harrington. Dziewczyna próbuje poczwórnych axelów, jak sądzę. Ale koszmarnie się do tego zabrała, tak bez rozgrzewki? Ile razy z rzędu ona zamierza go zrobić? Obserwuję ją, gdy znowu upada. Legginsy opinające jej zgrabne nogi delikatnie się zsuwają i ukazują porządnie obite lędźwie i niekończącego się siniaka, aż do czarnego materiału. Krzywię się na ten widok. Jej wzrok jest niespokojny. Zastanawiam się, kto ją tak trenuje. Przecież to jest skandal, jak jakiś zawodowiec mógłby na to pozwolić? Ta dziewczyna zaraz zemdleje. Upada raz po raz. Marszczę brwi, gdy schodzi z lodu. Nie przestaję się jej przeglądać. Elisabeth wypruwa przez szklane drzwi pomiędzy szybami i biegnie do toalety. Nie zamyka drzwi, więc słyszę każdy odgłos wydobywający się z jej gardła podczas wymiotów. Dziewczyna wraca na lód, nadal mnie nie dostrzegając, a mnie coś ściska w klatce piersiowej.

Warm cinnamon nightsWhere stories live. Discover now