Rozdział 21

1 0 0
                                    

Picard odruchowo złapał przerażonego mechanika, zanim ten na niego wpadł. Był równie zdezorientowany, co on.

— Odsuń się od niego. To bestia — warknął Q.

— Barclay? Przecież on pracuje na tym statku o wiele dłużej niż przebywają tu mieszkańcy Vernon. Należy do mojej załogi. Wiem, kim jest.

Zdezorientowana nadistota przesunęła spojrzeniem po zebranych, a potem utkwiła je w psie. Zdawało się, że rzuci się na zwierzę, ale cofnęła się i odeszła. Suczka pobiegła za nim.

— Co się dzieje?

— On chce zabić Rubus.

Kapitanem aż wstrząsnęło. Ten bezosobowy, charakterystyczny głos. Ten ton płynął z ust Qwintusa, który właśnie zsuwał wizor z oczu i odrywał przewody od skóry.

— Ty jesteś... Jesteś tym potworem.

Zaprzeczył. Każdy centymetr jego ciała tkwił w silnym napięciu, jakby szykował się do walki.

— Ja stanowię tylko część kamuflażu. Mogę więc o wszystkim powiedzieć. Jak mnie nazwałeś? Bestia? To wszystko kwestia podejścia, jak powiedziałby Q.

— Pies...

— Homer... — Reginald otworzył szerzej oczy. Przecież ona nigdy nie chciała zrobić mu krzywdy. Nie sprawiała nawet takich pozorów.

— Zostaw ją. Szukasz mnie, Q. Czy może już i tobie pomieszały się zmysły?

To, co usłyszeli, musiało być echem rozmowy, którą prowadziły między sobą dwie nadistoty. Czy i myśliwy słyszał, co mówiła do nich?

— Chcę wyjaśnień. Powiedz mi, czemu chce cię zabić.

— Ja to wyjaśnię.

Pojawił się na środku pomieszczenia, trzymając za gardło czarne psisko. Jego kciuk nieubłaganie wbijał się w tchawicę zwierzęcia. Triumfował:

— Nie sądziłem, że ukryjesz się pod postacią tak nędznej kreatury, służąc dalej tym ludziom. Tym samym, których potomków bezczelnie uratowałaś z czeluści ginącej Atlantydy. Oni mieli umrzeć, pamiętasz.

Homer ledwo dyszała, zmieniając formę, a Qwintus rozpłynął się w powietrzu. Mechanikowi aż zabrakło oddechu, gdy zobaczył ją jako człowieka. Ta sama twarz, ta sama blizna, jak we śnie.

— Homer... — wyszeptał, czując, jak napływają mu do oczu łzy.

— Przecież nie mogłaś przepuścić okazji, by komuś pomóc. Kochasz ludzkość. Nie chcesz, by działa im się krzywda.

Więc miała rację. Prawdziwość jej zbrodni była tylko kwestią podejścia, pomyślał, Jean-Luc. Dla Continuum dopuściła się potwornego czynu, a dla ludzkości jest niemal Prometeuszem.

— I jego też skazano za ten afekt na surową karę. — Bestia najwyraźniej odczytała jego myśli. — Starałam się was chronić. Cywili, oficerów, tamtych pięciu i Blysk.

To wyjaśniało ślady pazurów i postrzępione rękawy. Homer starała się ich powstrzymać. W przypadku generał prawdopodobnie nie mogła zrobić nic. Pozostawało patrzeć, jak umiera.

— Tak, Picard. To ja zmusiłem ich do samobójstwa. Ja pomogłem umrzeć doradcy z 98.3. W końcu to ja naprowadziłem asteroidę na kurs kolizyjny. Wiesz, że potrafię zabijać miliony bez mrugnięcia okiem. Teraz chciałbym, żebyś zobaczył, jak ona cierpi, czekając na anihilację.

— Homer. — Mechanik na chwilę wyciągnął do niej rękę. Do tego blednącego truchła, które jeszcze kilka minut temu uznawał jedynie za idealnie rozumiejącego go psa.

— Wszystko będzie dobrze, Reginaldzie. Opiekuj się od czasu do czasu Spot. Chciałabym móc pomóc z twoim lękiem, ale... — Nieszczęsna urwała, by przełknąć gulę. — Dotkniesz mojej dłoni? Bardzo tego potrzebuję.

Posłuchał jej mimo ciskającego gromy spojrzenia Q. Drżenie ustąpiło niezwykłemu spokojowi. Jakby nagle uziemiono jego emocje, z którymi nie potrafił sobie radzić. Przecież nikt nigdy nie pozwalał mu na posiadanie ich, albo to on nie pozwalał na to sobie.

— Więc Qwintus nie był bohaterem powieści Homera. To była wskazówka — przerwał ciszę oficer.

— Jedna z nich, ale już za późno. Proszę opiekować się moją trzódką, aż dotrą na nową asteroidę.

— Jeszcze jedno. Rubus twierdziła, że Glicine...

— Jest mieszańcem. Jej matkę wydalono z miasta za to. Pomogłam im przeżyć, a potem sprowadziłam do społeczności. Nie była niczemu winna.

Nie była winna, uśmiechnął się.

— Skończyłeś wywiad? — syknął Q z niecierpliwością.

— Ostatnia rzecz. Q, mówiłeś, że mam na ciebie jakiś wpływ. Że szanujesz moje zdanie. Posłuchaj...

Kwestia PodejściaWhere stories live. Discover now