Rozdział 16

1 0 0
                                    

Tym razem, Wiliam Riker upewnił się trzy razy, że w jego pokoju nie niczego niepokojącego. Żadnych owiec, tajemniczo pojawiających się kobiet, czy innych niespodziewanych zjawisk. Chciał spędzić kolejny wieczór w zaciszu swojego pokoju, analizując raczej osobliwe zaproszenie, które otrzymał od Doradcy Troi.

Kolacja z kanclerzem, pokręcił głową ze zdumieniem. Z kanclerzem i doradcą Blysk. Jakim cudem zasłużył sobie na taki zaszczyt? Albo kiego groma go zapraszali?

Dłonią odgonił zabłąkanego owada, który zaczął się kręcić przy jego uchu. Małe, brzęczące coś nie dawało mu spokoju. Było coraz bardziej natrętne. Wystarczyło, że tylko raz wycelował i trzasnął z całej siły.

Stworzenie padło, ale na dłoni mężczyzny pozostał drobny, twardy punkt. Im dłużej nieszczęśnik mu się przyglądał, tym mocnej docierał do niego nieludzki ból. Kończyna zaczęła niebezpiecznie puchnąć.

— Nie, to chyba żart. Doktor Crusher, przyjmie mnie pani?

Przypadłość dała się we znaki jeszcze intensywniej, gdy dotknął przycisku komunikatora. Zapomniał, by użyć drugiej kończyny, odczucie zaczęło powoli rozlewać się po całym jego ciele.

— Co się stało?

— Ciało obce utknęło mi w skórze. Nie wiem, wygląda paskudnie. Nie czuję się najlepiej.

Milczenie mogło już tylko oznaczać, że kobieta była w drodze. Wolałby, by się pośpieszyła. Wizja już zaczynała mu się rozmazywać przed oczami, a świat pobladł i zwolnił. Gdzieś tam była rozmazana plama dwóch twarzy: lekarza i jakiejś towarzyszącej mu osoby. Ich głosy były rozlane i zniekształcone, a barwy mieszały się bez żadnej kontroli. Potem na chwilę zamknął oczy, bo jedyne, co odbierał, to irytujące, intensywne bzyczenie.

— Już czuje się pan lepiej?

Gdyby miał odpowiadać szczerze, zwyczajnie by przeklął. Głośno i dobitnie, by dać upust ulatniającej się fali bólu.

Z drugiej strony, była jeszcze ona. Kobieta, której jeszcze nigdy nie widział, choć miał wrażenie, że skądś ją zna. Ta opalona twarz, szczególne ukształtowanie ust, oczu i nosa, lniana chusta.

— Pytałam, czy czuje się pan lepiej? Nie wiem, jakim cudem, ale został pan użądlony przez jedną z naszych miniaturowych, leśnych pszczół.

Owad. To Riker pamiętał. Najwyraźniej, w chwili, gdy zwierzę dokonywało żywota, żądło wbiło mu się w dłoń.

— Chyba tak. Nie czuję ręki. Kim jesteś? Czy my już ze sobą nie rozmawialiśmy?

Nieznajoma uniosła subtelnie kąciki ust z zawstydzeniem. Jeśli to była ona, musiała się naprawdę zmienić. Na lepsze. Tak podobała mu się bardziej.

— Nazywam się Rubus. Nie spotkałam jeszcze pana, choć bardzo tego chciałam.

No proszę. Co to była za uroczy grymas, pomyślał. Miał ukryć kłamstwo?

— Przedstawiłaś się inaczej.

To ją wyraźnie zakłopotało. Spuściła wzrok, wbijając paznokcie we wnętrze zaciśniętej dłoni. Tak mocno, że aż musiał ją powstrzymać:

— Spokojnie.

— Ja nie kłamię.

— Wierzę. Przyszłaś po owce, które się zgubiły.

Jasne oczy napełniły się niepowstrzymanie łzami. Wiliam poczuł się wyjątkowo głupio. Zbyt głupio, a ona się uspokoiła:

— To pewnie była Glicine. Tak się zdarzało, bo jesteśmy do siebie podobne.

Dlatego mógł je pomylić. Przecież nie chciał urazić kobiety. Nawet nie spodziewał się, że tak zareaguje:

— Rozumiem. Przestań już płakać. Nie chciałem...

— Przepraszam, zawsze mnie do niej porównują. A ona przyszła nie wiadomo skąd, żyje jakby w swoim świecie. Jest zawsze sama — urwała. — Nie chcę tak skończyć.

Przyszła nie wiadomo skąd, powtórzył sobie w myślach.

— Nie urodziła się na Vernon?

— Pojawiła się znikąd. Była do nas podobna, więc założyliśmy, że to jedna z nas. Mogła być przecież potomkiem wygnanych, o których mówią legendy. Albo...

Rubus zagryzła usta, bojąc się powiedzieć to na głos. Że pomocna samotniczka mogłaby być bestią. Potworem, który uśmiercił piątkę ludzi.

— Co jeszcze o niej wiesz? Przekażę Kapitanowi wszystkie ważne informacje. Razem ją powstrzymamy.

— To naprawdę dobra kobieta. Nie zniosłabym, gdyby stało jej się coś złego. Nawet jeśli mogłaby, by być...

— Powiedz. — Mężczyzna ujął jej dłonie. — Obiecuję, że jeśli jest niewinna, nie stanie jej się krzywda.

Po długim milczeniu, cywil z układu ApisXi uległa intensywnemu spojrzeniu ciemnych oczu. Opowiedziała mu wszystko, niby obnażając własne serce, a on, po prostu wyszedł.

Kobieta siedziała zmartwiona dziwną ciszą panującą w pomieszczeniu. Chwilę żałowała swojej naiwności, otwarcia duszy. Gdy jednak oficer wrócił, usłyszała słowa, których tak bardzo potrzebowała:

— Nie skończysz sama. Nigdy.

Później rozmawiali swobodnej, o niczym. On żartami zabił ciężką atmosferę, co zmniejszyło dzieląca ich przestrzeń. Wydawali się dla siebie stworzeni. Jakby ktoś uszył ją dla niego, pod jego potrzeby.

Połączenie niewyobrażalne, a jednak prawdziwe, pomyślała, gdy odurzył ją jego zapach. Może właśnie dlatego byłam sama. Bo ten, który był mi pisany nie znajdował się na Vernon.

— Chyba było warto dać się ugryźć tej pszczole — zażartował.

— W naszej kulturze pszczoła jest jednym z symboli miłości. Może to był znak.

Kwestia PodejściaWhere stories live. Discover now