Rozdział 15

1 0 0
                                    

Już od rana w pomieszczeniu panowało podekscytowanie. Doktor Crusher tłumiła je w sobie, otrząsając się jednocześnie ze snu, który przyśnił jej się tej nocy. Miała jeszcze jego ślady w pamięci, gdy natknęła się na chłopaka i jego psa.

— Dzień dobry. Słyszę, że jest pani w doskonałym humorze, poza... — mówiąc, przekręcił głowę pod nienaturalnym kątem.

— Dzień dobry. Nie przejmuj się tym, Qwintusie. Dziś po raz pierwszy zobaczysz wyraźnie świat.Homer najwyraźniej nie spodobał się ten pomysł. Ufnie, choć smutno spojrzała na swojego człowieka i szczeknęła.

— Masz rację, psino. To coś nowego. Powinienem spróbować. A nóż, coś to da.

Przed przystąpieniem do operacji, kobieta bardzo dokładnie objaśniła, co będzie się działo. Wspomniała, że przy pomocy komputera z głowicą manewrującą otworzy przednią część czaszki, zrekonstruuje część receptora i pobudzi go do wstępnego działania. Jeśli pojawi się impuls, podłączy przewody do implantów ramion wizora i będzie to koniec operacji. Po przebudzeniu Qwintus będzie musiał tylko założyć odbiornik, by zobaczyć świat w pełnej krasie.

Doktor dobrała odpowiednią ilość środka usypiającego. Miała świadomość, że suczka obserwowała dokładnie każdy jej ruch. Uśmiechnęła się do niej:

— Zobaczysz, odzyskasz go po tym całego i zdrowego.

Jakby uspokojona, Homer opuściła łeb na skrzyżowane łapy. Ślepia zamknęły jej się na chwilę, bardzo wolno.

Będę musiała patrzeć ci na ręce, ale ci ufam, zdawało się mówić jej spojrzenie.

Tymczasem, praca trwała. Beverly już kilka razy przećwiczyła w symulacji całą procedurę, by wiedzieć, co robić. Odpowiedzialność była duża: operowanie na strukturach mózgu i nerwów wymagała absolutnej bezbłędności. Niewielki, nieopatrzny ruch, mógłby skończyć się tragicznie. Ile razy czytała o przypadkach ludzi upośledzonych do końca życia, odciętych od rzeczywistości przez czyjeś potknięcie?

— Crusher?

Omal nie podskoczyła, słysząc głos kapitana w ciszy.

— Tak? Czy coś się stało?

Tylko nie sytuacja kryzysowa, przemknęło jej przez myśl. Już niemal kończę operację.

— Właściwie, chciałem tylko porozmawiać. Mogę przyjść za dziesięć minut?

— Tak. Właśnie kończę.

— Dziękuję.

Zanim więc Picard stanął w drzwiach, Qwintus miał już wszyte w skórę implanty i odpoczywał, powoli się przebudzając. Mimo podania środków przeciwbólowych, jego twarz ciągle jeszcze zdobił grymas bólu.

— Wszystko będzie dobrze, Homer. Pamiętasz, obiecałam, że tak będzie.

Jean-Luc uśmiechnął się uprzejmie do psa i uspokajającej go oficer. Rozczuliłaby go ta sytuacja, gdyby jego myśli nie okupowały troski innego rodzaju:

— W porządku? Ostatni dużo się dzieje.

Więc wydarzenia minionych dni nie spłynęły po nim, jak po kaczce. Pod oczami nadal nosił ślady braku snu, choć biła od niego nadzwyczajna energia.

— Tak, choć tej nocy miałam dziwny... Czemu pytasz?

— Śniłaś mi się, Beverly — powiedział po chwili.

— Co za przypadek. Mnie pan, znaczy ty też. To było dziwne. Jakby coś z zewnątrz...

Coś z zewnątrz, pomyślał Picard. Bestia musiała się z nią kontaktować. Tak, jak wcześniej ze mną i Rikerem.

— Co ci się śniło?

Doktor spojrzała na rozmówcę. Użyła jakiegoś niewłaściwego słowa? Może znalazło się w jej wypowiedzi coś, co zwróciło jego uwagę. Coś, co wypełzło zaniepokojeniem w jego głosie.

— Rozmawiałeś z bardzo smutnym mężczyzną. Smutnym i pijanym, który przedstawił się jako Edward Poe.

Poe? Jakiś Poe tkwił gdzieś głęboko w jego pamięci. W mrocznym zakamarku, gdzie gromadził wpół zapominane poematy.

— Mów dalej.

— Na jego szklance siedział kruk, a pod ręką miał maskę. Czerwoną maskę o trupim wyrazie. To wszystko. Nie wiem, o czym mówiliście.

W ciszy słyszeli bicie własnych serc. Niespokojny stukot, gotowy w każdej chwili przejść w martwe milczenie. To przecież był jeden z niewielu momentów, gdy byli omal sami. Coś, co kiedyś ich łączyło, z czasem rzadko nawiedzało ich pamięć. Losy potoczyły się przecież inaczej. Z trójki przyjaciół została para z trzecim kołem u wozu, potem już praktycznie mogli o sobie zapomnieć. Ona wybrała tego drugiego, dostała namiastkę zwykłego życia, przez moment.

— Dziękuję za tę informację. — Mężczyzna zapełnił bez dźwięk własnym głosem. — Widzę, że Qwintus zdecydował się na montaż wizora. Jak się masz, młodzieńcze?

— Dobrze, panie Kapitanie, ale nadal nic nie widzę. Czy to dobrze?

— Tak. — Rudowłosa dotknęła jego ramienia. — Nie założyłam ci jeszcze odbiornika fal elektromagnetycznych. Gotowy?

— Ale nie będę już wtedy potrzebował Homer? Będzie mogła pójść do kogoś innego, kto będzie jej potrzebował?

Jakoś to dziecinne upewnianie się wprawiło ją w melancholię. Przez chwilę poczuła to, co mogłoby odebrać zwierzę. Stworzenie, które po latach służenia człowiekowi zostaje zastąpione czymś innym i niczym przedmiot wędruje do rąk kogoś innego.

— Tak. Wiesz już, komu ją powierzysz?

— Ja tego nie wiem. Rubus wie.

Kwestia PodejściaWhere stories live. Discover now