Rozdział 45

4K 71 0
                                    

Rozmowa podczas kolacji układała się głównie po mojej myśli. Mężczyzna i kobieta, przedstawiciele firmy z którymi się spotkałem, byli bardzo sympatyczni. Udało mi się wynegocjować więcej funduszy niż początkowo zakładałem i jako przedstawiciele dwóch firm, byliśmy zadowoleni, że się dogadaliśmy.

Pożegnali się i ja już też miałem się zbierać, gdy do środka weszła Meghan. Już chciałem do niej podejść, ale wtedy za nią wszedł wysoki, blond włosy facet. Ten, który musiał zostawić ją wtedy po ślubie i się zmyć. Na jego widok znowu poczułem tę irytację, którą czułem, gdy słyszałem jak wszystkie wścibskie ciotki plotkowały o nim na weselu.

Ani trochę nie podobał mi się sposób w jaki ten facet obejmował Meg. W ogóle, coś w tym facecie było nie tak. Richard z Alarickiem zawsze wyśmiewali moje przeczucia, ale jeszcze nigdy mnie nie zawiodły. I jeśli czułem, że z nim było coś nie w porządku, to nie miałem zamiaru tego lekceważyć.

Usiedli w rogu sali i wydawali się naprawdę dobrze bawić w swoim towarzystwie. Dlaczego ona nie patrzyła tak na mnie? Byłem świadkiem tego, jak pięknie potrafiła się śmiać, ale nigdy powodem jej uśmiechu nie byłem ja i zapewne nigdy nie będę. Nie mogła mnie ścierpieć, a ja od miesiąca zachodziłem w głowę, dlaczego.

I jeszcze to uczucie, że Meghan nie powinna być z tym gościem. Ale co mnie to niby obchodziło? Przecież to była jej sprawa. Mimo, że zdawałem sobie z tego sprawę, nie mogłem przestać o tym myśleć.

    Nie chciałem się w nią wpatrywać, bo mogła to wyczuć, tak jak wcześniej na weselu. Zamówiłem deser, na który wcale nie miałem ochoty i siedziałem nad nim może przez pół godziny, co jakiś czas patrząc w jej stronę. Rozmawiali, ona się śmiała, jednak ja miałem coraz mocniejsze wrażenie, że z tym facetem jest coś nie tak.

Jeszcze dziwniejsze było to, że wydawało mi się, że Meg też to wiedziała. Albo chociaż przeczuwała. Widziałem to na jej twarzy, gdy czasem lekko wzdychała lub uderzała ze zniecierpliwieniem palcami w blat stołu. Zauważyłem to dopiero po dłuższym czasie, ale... wiedziałem jak wyglądała, kiedy naprawdę dobrze się bawiła. I to nie było to spojrzenie, to nie był ten uśmiech.

Kiedy wyszedł na chwilę, chciałem podejść i zaryzykować, ale wtedy zadzwonił jej telefon. Odebrała, a ja obserwowałem ją uważnie. Wyraźnie zesztywniała, jej dobry humor, nawet jeśli udawany, to gdzieś się ulotnił. Odłożyła telefon na blat stołu i westchnęła ciężko. Siedziała tak, dopóki on nie wrócił. Powiedziała mu coś, a on tak po prostu sobie poszedł, wyszedł z restauracji. Tak jakby można było zostawić dziewczynę taką jak Meghan. Mógł spędzić z nią cały wieczór i zapewne całą noc, a on gdzieś pojechał.

Znowu ją zostawił.

    Bóg jeden wie, jak strasznie chciałem wtedy do niej podejść i się do niej dosiąść, gdy jej chłopak tak po prostu sobie wyszedł. A to, że nie byłem odpowiednią osobą, żeby w tej chwili ją pocieszyć, dobijało mnie za każdym razem.

    Ona też wyszła, jakieś dziesięć minut po swoim chłopaku. Była wyraźnie zła. Zostałem w restauracji i dokończyłem deser, także zły, na samego siebie, że byłem takim nieudolnym facetem.

Nie chciałem być kimś, kogo Meghan nie znosiła. Chciałem być dla niej kimś, na kim by jej zależało. Kimś, do kogo także by się uśmiechała, patrzyła tak, jakbym był jej całym światem. Gdy to sobie uświadomiłem, wstałem gwałtownie, zapłaciłem i wypadłem na zewnątrz, jeszcze bardziej rozgoryczony niż wcześniej.

    Godzinę później siedziałem już w samochodzie i jechałem do Richarda i Lizzie. Powiedzieli, że mogłem u nich przenocować, więc postanowiłem skorzystać z propozycji. Nie miałem zamiaru spędzać choćby jednej nocy w służbowym mieszkaniu, na kanapie, która śmierdziała grzybem.

To co w nas najlepszeWhere stories live. Discover now