Rozdział 5 (poprawione)

7.1K 148 0
                                    

Liam wykazał się wprost niezwykłą cierpliwością, gdy Lisa szła boso po żwirze wymyślając na wszystkie kobiety, które wspierały szatański przemysł produkcji butów na obcasach. Jego brew nawet raz czy dwa uniosła się niebezpiecznie w górę, gdy mojej przyjaciółce przyszło do głowy jakieś wyjątkowe barwne określenie. Policzki bolały mnie od śmiechu i wcale nie pomagałam. Oboje już pod koniec ledwo powstrzymywaliśmy śmiech.

Lisa trzepnęła go lekko, gdy w końcu do niego podeszłyśmy.

- Obiecuję ci, że znajdę szpilki w twoim rozmiarze i zobaczymy, kto się będzie śmiał.

- To kwestia przyzwyczajenia. - Dodałam, patrząc ze śmiechem na Liama.

- O, nie! I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - Lisa spojrzała na mnie z udawanym oburzeniem.

- Dobra, jedziemy. - Liam spojrzał na mnie. - Dobrze cię widzieć, Meghan.

- Ciebie też, Liam. - Uśmiechnęłam się.

Wsiedliśmy do samochodu, a ja usiadłam z tyłu, zagarniając moją bladoniebieską suknię do środka.

Liam wyjechał z parkingu.

- To gdzie to wesele? - Zapytał.

Lisa jeszcze raz sprawdziła adres.

- Park Dera, 158.

Jechaliśmy przez piętnaście minut w całkowitej ciszy, a ja czułam się strasznie nie na miejscu. Jasne, byli moimi przyjaciółmi, ale ich ze sobą łączyło coś o wiele, wiele więcej.

Dojechaliśmy w końcu do hotelu, przejechaliśmy oświetlonym lampami gazowymi podjazdem i Liam zaparkował na parkingu.

- Dzięki za podwózkę. - Wysiadłam z samochodu i stanęłam jeszcze tylko w otwartych drzwiach i spojrzałam na Lisę. - Pójdę zobaczyć, czy Isabelle nie potrzebuje mojej pomocy.

- Jasne. - Lisa uśmiechnęła się szeroko.

Zamknęłam drzwi i zaczęłam iść żwirowym podjazdem w kierunku schodów prowadzących do wejścia hotelu. Wchodząc po nich, słyszałam jeszcze jak Lisa i Liam wysiadali z samochodu i rozmawiali.

- Nie śmiej się ze mnie! - Głos mojej przyjaciółki był pełen rozbawienia. - Okropny ten podjazd, a te buty nie pomagają!

- Zanieść cię? - Usłyszałam jak zażartował.

- Ani mi się waż. – Zaśmiała się, a ja już więcej nie dosłyszałam. Uśmiechnęłam się tylko do siebie pod nosem. Oboje zasługiwali na szczęście i cieszyłam się, że byli razem.

Dzień, w którym się pobrali należał chyba do jednych z moich szczęśliwszych wspomnień.

Ślub Lisy i Liam'a był bardzo kameralny, poza mną, Isabelle, Matt'em i Karen był na nim jeszcze tylko Victor z Mią - która wtedy miała już osiem lat. Ani Lisa ani Liam nie powiadomili swoich rodzin o ślubie. Nie dziwiłam im się, gdy wiedziałam, przez co przeszli.

Oboje pochodzili z trudnych rodzin, pełnych problemów. Doskonale pamiętałam, jak w college'u Liam z powodu swoich krewnych wylądował w poważnych kłopotach - próbowali skazać go za jakieś poważne przestępstwo, bo jego brat zeznał przeciwko niemu, a reszta jego rodziny nie kiwnęła palcem, by mu pomóc. Lisa więc szczerze nienawidziła ludzi, którzy go wychowali. On zresztą także nie darzył sentymentem ludzi, którzy oddali Lisę do adopcji, ani także rodziny w której się wychowywała.

Weszłam po schodach i odetchnęłam głęboko. Na studiach, a także po nich, wszyscy sporo przeszliśmy i to na pewno nie był czas, żeby pozwolić starym koszmarom powrócić. Mieliśmy siebie nawzajem i to się liczyło. 

To co w nas najlepszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz