Rozdział 2

324 18 0
                                    

Nie pojawił się.

Czekała na niego cały wieczór, a później jeszcze krótki ułamek nocy, ale wreszcie padła ze zmęczenia i natłoku wrażeń.

Nie wymagała wiele. Odrobina punktualności jeszcze nigdy nikogo nie zabiła, a w jej środowisku była cechą niezwykle pożądaną, ze względu na napięty harmonogram zajęć. Krótkie chwile wolnego czasu, które udawało jej się uszczknąć spomiędzy licznych warsztatów i kursów były na wagę złota. Nie zamierzała ich poświęcać na nic innego, niż chwilę odsapnięcia od natłoku obowiązków.

Nieszczęśliwie wszystko skłaniało się ku temu, że jej dotychczasowy zwyczaj legnie w gruzach. Cenne minuty będzie musiała przeznaczyć na zapoznanie się z nowym ochroniarzem, który nie zjawił się na umówionym spotkaniu, a którego to oficjalnie na dzisiaj nie przeniesiono.

Amelie w pośpiechu zajęła się poranną toaletą, a następnie przywdziała na siebie swój strój jeździecki, aby wybrać się na wczesną przejażdżkę. Dopasowane bryczesy wsunęła w lśniące skórzane oficerki, a ze względu na poranki, które o tej porze roku bywały dość chłodne, oprócz kremowej koszulki polo zarzuciła także pikowaną kurtkę w granatowym kolorze. Włosy za to upięła w zwarty warkocz rozpoczynający się tuż przy karku i sięgający kilka centymetrów poniżej ramion. Jej włosy nie należały do najdłuższych, ale za to do bardzo mocnych i zadbanych. Po dziś dzień zastanawiała się jak to możliwe, że jeszcze nie wyłysiała biorąc pod uwagę ciasne fryzury, do których noszenia ją zmuszano.

Wychodząc z pokoju chwyciła nowy toczek, który zamówiono dla niej kilka tygodni temu, a który bardzo chciała dziś wypróbować i pewnym krokiem ruszyła do wyjścia. Otwierając ciężkie drewniane drzwi natrafiła na Richarda, który jak zawsze czekał na nią zwarty i gotowy do pracy.

– Dzień dobry, Wasza Wysokość – przywitał się z uśmiechem i skłonił w pas, a następnie podążył za księżniczką, która już zmierzała w kierunku schodów prowadzących na niższe piętro.

– Dzień dobry, Richardzie – odpowiedziała równie pogodnie, choć w środku aż wrzała ze złości. Jednak to nie on był jej powodem, dlatego z całych sił hamowała targające nią emocje i starała się wyglądać na nieporuszoną. – Jak się dzisiaj czujesz? – zagadnęła nie chcąc iść w niezręcznej ciszy.

– Bardzo dobrze, dziękuję – odpowiedział krótko nie zagłębiając się w zbędne szczegóły.

Amelie wiele razy próbowała nieco bardziej skłonić go do mówienia, ale on nigdy nie przekraczał granicy ich służbowej relacji. Był profesjonalistą pod każdym względem, choć czasami ubolewała, że nie mogła lepiej go poznać.

Wspólnie przeszli przez ogromny hol zdominowany przez biel, beż i złoto. Ich obecność zaznaczało głuche stukanie obcasów o marmurową posadzkę. Amelie po dziś dzień nie mogła wyzbyć się zwyczaju z dzieciństwa, w którym to po cichu liczyła kolejne mijane przez nią lampy sufitowe i żyrandole. W tamtych czasach wyznaczały jej drogę ku zabawie, bo po minięciu dokładnie dwudziestu dwóch z nich, ogromny pałacowy ogród, w którym bawiła się z dziećmi służby, znajdował się dosłownie na wyciągnięcie ręki.

Dziś jednak zdarzały się dni, w których nie mogła znieść ich widoku, przesadnego przepychu i niezrozumiale wygórowanej ceny, którą poznała zupełnie przez przypadek, ale wciąż jednak nie potrafiła przestać ich liczyć, bo to one napawały ją dziwną nadzieją. Złudną, ale wciąż nadzieją.

Gdy znaleźli się na zewnątrz przyjemnie chłodny wiatr owiał jej twarz, a księżniczka mocno zaciągnęła się świeżym powietrzem. Stamtąd podążyli brukowaną ścieżką prowadząca pod stajnie, w których czekała na nią jej klacz.

Nie pozwalała nikomu jej osiodłać, zawsze sama chciała doświadczać całego procesu. Wiele razy słyszała, że jako księżniczka nie powinna brudzić sobie rąk i trudzić się, ale nie dbała o to. Było to jedno z nielicznych zajęć, w których mogła zatracić się do reszty i zapomnieć o swoim pochodzeniu.

Przywitała się ze zwierzakiem głaszcząc go po grzbiecie nosa i wręczyła soczyste jabłko, które klacz schrupała ze smakiem. Chwyciła za miękką szczotkę a następnie powoli zaczęła usuwać zabrudzenia z białej sierści Aurory. Gdy ta lśniła, sięgnęła po czaprak i narzuciła go tuż przy grzywie klaczy, a później zsunęła aż zajął on właściwe mu miejsce. Przygładziła go kilka razy, aby wyrównać powierzchnię aż wreszcie z niemałym wysiłkiem nałożyła siodło. Przypięła popręg, dopasowała strzemiona, a także wsadziła wędzidło do pyska i podciągnęła ogłowię do góry przekładając przez uszy konia.

Jej klacz prezentowała się majestatycznie. Było to wspaniałe zwierzę, które stanowiło doskonały kontrast dla jej urody. Rude włosy księżniczki aż krzyczały z oddali i przyciągały na siebie uwagę, a jednolite umaszczenie Aurory koiło zmysły i sprawiało, że człowiek miał ochotę popaść w błogie zapomnienie.

Gdy klacz była już przygotowana do jazdy, Amelie sięgnęła po stołek, wykonany na specjalne zamówienie przez królewskiego stolarza, który w jej ocenie podszedł do zadania zbyt ambicjonalnie. Prosiła go coś prostego, co pomoże jej wsiadać na konia bez pomocy osób trzecich, ale ten postanowił dodać coś od siebie i w efekcie wchodziła na małe dzieło sztuki ze zdobieniami i złoceniami po bokach oraz lakierem połyskującym przy najmniejszym blasku słońca.

Doceniła jego starania, ale czasami miała dość wszechobecnego przepychu. Rozumiała, że ich pałac stanowił wizytówkę kraju, wobec czego do jego utrzymywania zatrudniano najznamienitszych specjalistów z całego świata i nie oszczędzano na jego wyposażeniu, ale w jej życiu bywały elementy, które mogłyby obyć się bez całej tej królewskości. Tym elementem był choćby wspomniany stołek, który nie służył niczemu innemu jak podtrzymaniu jej stopy.

– Kiedy mogę spodziewać się przybycia nowego ochroniarza? – zagaiła do Richarda, który stał nieruchomo kilka metrów dalej.

– Jeśli o to chodzi, Wasza Wysokość, to zaszło małe nieporozumienie – zaczął, ale Amelie mu przerwała.

– Nie chcę, żebyś go usprawiedliwiał, Richardzie. Pytam jedynie o nasze spotkanie.

– Powinien już tu być – poinformował lekko zestresowany, czego nie potrafiła do końca zrozumieć. – Przepraszam, że ta sytuacja sprawia ci taki dyskomfort.

Doceniła jego słowa, tylko, że to nie on powinien być tym, który przeprasza. To nie jego wina, że mężczyzna nie traktował swojej pracy na poważnie. Powinien wywiązywać się ze swoich obowiązków i przyrzeczeń bez żadnych usprawiedliwień. W jak najlepszym guście jest poinformowanie zaangażowanych stron o wszelkich odstępstwach od zaaranżowanych spotkań, ale jak widać mężczyźnie brakowało podstaw dobrego wychowania. Był to pierwszy minus na jej liście, a ten nawet jeszcze nie stanął z nią twarzą w twarz. Aż strach pomyśleć co się stanie, gdy wreszcie do tego dojdzie.

Cieszyła się, że sprawy potoczyły się w taki sposób, bo teraz zamiast wszechogarniającego stresu towarzyszyła jej jedynie złość, a z tą radziła sobie znacznie lepiej.

– W takim razie gdzie on się podziewa? – zapytała opuszczając ręce z łba klaczy i spojrzała na Richarda, ale to nie z jego ust doczekała się odpowiedzi.

– Aż tak nie mogłaś się mnie doczekać, księżniczko?

Królewski ochroniarzWhere stories live. Discover now