Rozdział 6

215 13 0
                                    

Późnym wieczorem Amelie wróciła do swojego pokoju, w którym wyssana z całej energii padła na łóżko. Była zmęczona zajęciami, przez które musiała przebrnąć pod czujnym okiem Jamesa, a także jego zgryźliwymi komentarzami oraz uwagami na temat braków obecnych w królewskiej ochronie. Spędzili ze sobą dopiero kilka godzin, a już miała ochotę go udusić. Nie chciała nawet myśleć o tym co przyniesie jutro oraz każdy kolejny dzień.

Chwyciła za telefon komórkowy i wysłała Olivii jego zdjęcie, które udało jej się zrobić ukradkiem. Wczoraj obiecała jej rozmowę, ale nie miała na nią siły. Przyjaciółka zasypałaby ją toną pytań, a Amelie jeszcze raz musiałaby przywołać do głowy każdą głupią odzywkę Jamesa i pokrótce ją streścić. Zdjęcie wydawało jej się być idealnym kompromisem.

Nie musiała długo czekać, a na ekranie pojawiło się zdjęcie Olivii sygnalizujące nadchodzące połączenie. Jęknęła zrezygnowana i nacisnęła zieloną słuchawkę, choć było to ostatnie na co miała ochotę.

Przyłożyła aparat do ucha i natychmiast go odsunęła, gdy po drugiej stronie usłyszała nieprzyjemne dudnienie.

– Amelie? Jesteś tam?

– Olivia? Gdzie jesteś? – zapytała, bo ledwo była w stanie wyłapać poszczególne słowa ze względu na panujący w otoczeniu Olivii hałas.

– Zadałaś złe pytanie, moja droga.

– Chyba nie do końca rozumiem co chcesz mi przekazać.

–  Poczekaj chwilkę – oznajmiła, a do uszu księżniczki dostał się niezrozumiały szmer.

Chwilę później jej ekran rozbłysnął ukazując symbol nadchodzącej wiadomości. Otworzyła ją i przyjrzała się załączonemu zdjęciu. Przybliżyła je, bo nie była pewna czy jej oczy nie kłamią. Wpatrywała się w Jamesa, tego samego który przez ostatnie godziny uprzykrzał jej życie, ale wydawał się być jakiś inny. Może to brak garnituru sprawiał takie wrażenie?

– To on, prawda? – zapytała Olivia wyrywając ją z szoku.

– Tak – potwierdziła, bo nie było sensu zaprzeczać.

– Nie mogę w to uwierzyć! – pisnęła do telefonu, a księżniczka skrzywiła się po raz kolejny, nieprzygotowana na taki hałas. – Ja to jednak mam szczęście! Musisz tu przyjść, Amelie!

– Nie, nie, nie – powiedziała bez chwili zawahania. – Wykluczone.

– Nie bądź taka! – namawiała. – Taka okazja może się nie powtórzyć.

– On mnie rozpozna – uargumentowała Amelie.

– Nie rozpozna – zapewniła ją przyjaciółka. – Widział cię ile? Kilka godzin? – wyliczała chcąc przekonać ja do zmiany decyzji. – Poza tym to nie byłby pierwszy raz kiedy się wymykasz, a jakoś nikt nigdy cię nie rozpoznał.

– Nie znasz go.

– Ty także nie, a to doskonała okazja, aby co nieco powęszyć.

– Jestem zmęczona i to nie jest najlepszy pomysł – oznajmiła księżniczka przecierając twarz. 

– Amelie, nie daj się prosić. Przecież nie namawiam cię do złamania prawa – nagabywała dalej. – I zaufaj mi, gdy ci mówię, że cię nie rozpozna. Jest zajęty.

– Zajęty?

– Nie jest tu sam.

– Czekaj, czekaj, jak to nie jest sam? – zapytała, bo akurat po tych słowach jej zainteresowanie wzrosło.

– Nic więcej nie powiem! Musisz przyjść, aby się przekonać. Zaraz wyślę ci adres – wyrzuciła szybko i rozłączyła się.

Adres pojawił się na telefonie Amelie chwilę później. Okazało się, że miejsce, w którym przebywała jej przyjaciółka jest jej znane i znajdowało się stosunkowo niedaleko. Rozważając w głowie za i przeciw, doszła do wniosku, że zaryzykuje, ale będzie to ostatni raz, gdy to robi.

Ubrała się w najzwyklejsze ciuchy, które znajdowały się w jej garderobie, a na głowę zarzuciła blond perukę, którą Olivia przemyciła jej na takie okazje, a którą chowała w najgłębszych czeluściach szafy.

Na miejsce trafiła niecałe poł godziny później, co okazało się stanowić rekordowy wynik biorąc pod uwagę ile musiała się natrudzić, aby wyjść z pałacu. Nie była nowicjuszką w wymykaniu się, ale nigdy wcześniej nie towarzyszył jej taki pospiech.

Stojąc na zewnątrz jeszcze raz przeanalizowała swoją decyzję i zrozumiała, że postąpiła lekkomyślnie. Wprawdzie peruka powinna wystarczyć, aby odpowiednio się zakamuflować, ale to wcale nie zmniejszało jej obaw o własne bezpieczeństwo. Nie mogła wyzbyć się nerwowego ruchu spoglądania przez ramię, w celu upewnienia się, że nikt nie obrał jej na cel.

Już z oddali słyszała hałas dochodzący z baru, ale jego prawdziwa siła uderzyła ją dopiero gry otworzyła drwi wejściowe. Jęknęła na samą myśl, że przez kolejne minuty będzie zmuszona wysiedzieć w środku, ale nie ociągała się z wejściem, gdyż chciała jak najszybciej wtopić się w tłum.

Tak jak podejrzewała, wnętrze aż roiło się od gości. Część pochłonięta była w rozmowach ze swoimi współtowarzyszami, inni ze smakiem pałaszowali ociekające tłuszczem potrawy, a pozostali stojący przy barze ochoczo popijali alkohol z malutkich kieliszków.

Rozejrzała się dokoła w poszukiwaniu Olivii, ale nigdzie jej nie widziała. Zrobiła kilka kroków w głąb, aby móc lepiej zeskanować otoczenie, ale skutek był taki sam. Westchnęła zrezygnowana, bo nie sądziła, że natrafi na pierwszą przeszkodę tak szybko.

Zajęła jeden ze skrajnych stołków przy barze i starała się wyglądać na rozluźnioną, ale daleko jej było od tego stanu. Oparła się o blat, ale w następnej chwili pożałowała, bo powierzchnia aż lepiła się od wylanych napojów. Pospiesznie odsunęła dłonie i rozejrzała się w poszukiwaniu papierowej serwetki, ale widocznie było to luksus, na który lokal szczędził pieniędzy. Wytarła brudne palce o jasne spodnie, czym na pewno doprowadziłaby swoją matkę do palpitacji serca, a następnie mocno naciągnęła rękawy, aby stworzyć barierę między brudną powierzchnią a skórą.

Była tak pochłonięta tą czynnością, że niemal przeoczyła przyjaciółkę, której nastroszone włosy zauważyła kątem oka. Wstała z miejsca i ruszyła za nią, ale momentalnie stanęła jak wryta. Omal nie wpadła na Jamesa, który choć zwrócony do niej plecami, znajdował się niespełna metr dalej. Pospiesznie postarała się ustalić w głowie plan działania na to jak przedostać się na drugą stronę nie zwracając przy tym jego uwagi, ale nie wpadła na nic sensownego.

Pamiętała o peruce, którą miała na sobie, ale i tak stchórzyła. Pokornie wróciła na stołek, który na szczęście wciąż pozostawał wolny i skupiła swój wzrok na ochroniarzu. Wyglądał... inaczej. Widziała go na zdjęciu, ale w rzeczywistości sprawiał zupełnie inne wrażenie. Był wyraźnie zrelaksowany, co stanowiło kompletne przeciwieństwo stanu, w którym znajdował się będąc z nią. Czy to ona wprawiała go w taki dyskomfort? A może to jedynie następstwo wyćwiczonej służbowej postawy? Nie była pewna, ale wiedziała, że ta wersja przypadła jej do gustu znacznie bardziej.

Jego strój także odbiegał od tego, do którego była przyzwyczajona. Spędziła z nim dopiero jeden dzień, ale to wystarczyło, by utrwalić w głowie księżniczki obraz mężczyzny sztywnego do tego stopnia, że nawet kładąc się do łóżka przywdziewa garnitur. Jak widać jej wyobrażenia były nic niewarte, bo James miał na sobie ciemne spodnie, białą koszulkę z krótkim rękawkiem, a także ciemną kurtkę, którą trzymał niedbale przerzuconą przez udo. Była w stanie dostrzec idealnie wyrzeźbione bicepsy, które ledwo mieściły się w rękawach grożąc rozerwaniem materiału. Wiedziała, że jest dobrze zbudowany, ale elegancka marynarka, w której przyszło jej go spotkać po raz pierwszy, skutecznie maskowała ten detal.

Mężczyzna odsunął się lekko, a wtedy dostrzegła prześliczną kobietę, która do tej pory schowana była za jego postawną sylwetką. Jej ciemne włosy sięgały pasa, okrągłe oczy całą uwagę poświęcały Jamesowi, a pełne różowe usta aż krzyczały o pocałunek. Amelie nigdy nie uważała się za brzydką, ale w porównaniu do towarzyszki jej ochroniarza wypadała blado. Nic dziwnego, że mężczyzna się nią zainteresował.

Jedyną rzeczą której jednak nie rozumiała, była drobna iskierka zazdrości, która wykwitła gdzieś w jej wnętrzu.

Królewski ochroniarzWhere stories live. Discover now